Zacząłem zastanawiać się komu przysługują prawa autorskie do wywiadu, w którym przecież uczestniczą zazwyczaj przynajmniej dwie osoby. Zagadnienie to może budzić szereg wątpliwości na gruncie prawa na całym świecie.
Co więcej, problem ten dotąd nie doczekał się wnikliwej analizy. Z wyników wyszukiwania wynika, że pokrótce w 2008 roku pochylił się nad nim wyłącznie znany bloger VaGla, pytając o zdanie inny wielki autorytet – profesora Marka Safjana. Jednocześnie lakoniczna odpowiedź, jakkolwiek podążająca w jakimś kierunku interpretacji, wzbudziła też wątpliwości samego pytającego.
Profesor odpowiedział, że autorskie prawa majątkowe oczywiście będą przysługiwały mnie, ponieważ ja będę ten wywiad pisał, wymyśliłem pytania, określiłem jego zakres. No dobrze, a w przypadku, gdy odpowiedź pisze sam przepytywany, w pewnym sensie sam określił zakres odpowiedzi?
Koncepcja prof. Safjana przychyla się do przyznania pełnych praw autorskich zadającemu pytania, jako reżyserowi jego całościowego kształtu. Jest to niewątpliwie dobry pomysł na rozwiązanie sytuacji i należy rozpatrywać go w kontekście jednego z możliwych wariantów. Ale – jak słusznie zauważył VaGla – w wielu sytuacjach takie rozwiązanie może budzić wątpliwości.
Czasem jest tak, że zadający pytania nie dźwiga ciężaru rozmowy i trzeba solidnie mu w tej materii pomóc, czasem jest tak, że sam odpowiadający ucieka w bardzo luźne dywagacje, a takie na przykład wywiady-rzeki mają do siebie jeszcze to, że czasem na krótkie pytania przypada kilkanaście stron bardzo złożonej odpowiedzi. Pozbawianie odpowiadającego praw autorskich do publikacji byłoby w takiej sytuacji wysoce niesprawiedliwe.
Prawa do wywiadu – problem także w USA
W 1994 roku Mike Gerrard, będący dziennikarzem i wydawcą magazynu Passport, przeprowadził na jego łamach rozmowę z Billem Brysonem, podróżnikiem, publicystą, takim amerykańskim odpowiednikiem Wojciecha Cejrowskiego. Po 20 latach Gerrard postanowił – korzystając z dobrodziejstwa nowych technologii – wydać wspomniany wywiad raz jeszcze, w formie 27-stronicowego ebooka, a następnie sprzedawać go za pośrednictwem sklepu Amazon. Pomimo stosunkowo niezłych wyników sprzedaży (albo za sprawą…) wydawca książek Brysona domagał się od sklepu natychmiastowego usunięcia ebooka z oferta podkreślając, że Bryson posiada pełne prawa autorskie do swoich wypowiedzi ze wspomnianego wywiadu i nie zgadza się na ponowną publikację. Mike Gerrard próbował się jeszcze trochę odgryzać w mediach społecznościowych, przebąkując nieco o prawie cytatu, z którego korzysta czasem sam Bryson, ale robił to bez przekonania i woli dalszej walki.
Jak jednak nietrudno zauważyć, sposób interpretacji wywiadu na gruncie prawa autorskiego może mieć istotne znaczenie dla rynku prasy, szczególnie, że prasa ta cały czas otwiera się na nowe kanały dystrybucji – także ze swoimi archiwalnymi treściami. Dla niektórych może się to wydawać zaskoczeniem, ale być może określenie warunków wywiadu w drodze stosownej umowy cywilnoprawnej okaże się niebawem najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji.
Współautorstwo wywiadu
O ile koncepcja profesora Safjana zakładająca wyłączne prawa przeprowadzającego wywiad może znaleźć oparcie w racjonalnych argumentach, zdecydowanie mniej sensowne wydaje się założenie, że wyłączne prawa przysługują odpowiadającemu (choć, zapewne i takie okoliczności mogłyby zaistnieć, gdyby odpowiadał np. na pytania losowo wygenerowane przez program czy też inne pytania nie noszące same w sobie znamion twórczości lub nie będące już pod ochroną praw autorskich, jakkolwiek niecodzienna byłaby taka forma wywiadu). Inne głosy opowiadające się za prawami odpowiadającego pojawiły się w amerykańskiej sprawie Suid vs Newsweek, które bezceremonialnie sugerowały, że „przecież nie dla pytań czyta się wywiady”. Mają one nieco uroku, ale przecież bez pytań trudno by było w ogóle mówić o możliwości powstania wywiadu.
Oczywistym skojarzeniem, które nasuwa się w kontekście tak postawionych wątpliwości, jest problematyka współtwórstwa określona w art. 9 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:
Art. 9. 1. Współtwórcom przysługuje prawo autorskie wspólnie. Domniemywa się, że wielkości udziałów są równe. Każdy ze współtwórców może żądać określenia wielkości udziałów przez sąd, na podstawie wkładów pracy twórczej. (…)
3. Do wykonywania prawa autorskiego do całości utworu potrzebna jest zgoda wszystkich współtwórców. W przypadku braku takiej zgody każdy ze współtwórców może żądać rozstrzygnięcia przez sąd, który orzeka uwzględniając interesy wszystkich współtwórców.
Wydaje się, że w pewnych okolicznościach przyjęcie wywiadu jako utworu powstałego w wyniku pracy dwóch twórców wydaje się koncepcją najbardziej właściwą z punktu prawa, która w sprawiedliwy sposób traktuje autora odpowiedzi, które bardzo często noszą znamiona twórczości. Ewentualna dalsza eksploatacja wywiadu byłaby – zgodnie z treścią ustawy – uzależniona od akceptacji obu stron.
Takie rozwiązanie jest też dobre z innego powodu. Zabezpiecza interesy udzielającego wywiad. Nie chodzi wyłącznie o interes majątkowy, który moim zdaniem w takich sytuacjach ma znaczenie drugorzędne. Bardziej istotną kwestią jest na przykład to, by rozmowa przeprowadzona np. na potrzeby jednego z tygodników, po latach nie była wciąż i wciąż wyciągana przez inne media.
Dwie dominujące koncepcje
W toku powyższych rozważań wykształciły się dwie zasadnicze koncepcje dotyczące praw autorskich do wywiadu – takiej, w której posiada je tylko pytający oraz takiej, w której posiadają ją obie strony na zasadzie współautorstwa. Osobiście uważam, że prawo nie powinno narzucać jednego, odgórnego rozwiązania, ponieważ oba mogą okazać się właściwe. Gdyby jednak pojawiła się taka presja, skłaniałbym się ku wariantowi współtwórstwa.
Być może metodą na obejście praw autorskich byłoby przekształcenie wypowiedzi rozmówcy w mowę zależną. Ze względów praktycznych, szczególnie w przypadku dłuższych rozmów, byłoby to jednak wysoce nieostrożne. Tym niemniej taka praktyka jest przez dziennikarzy stosowana czasem w celu ominięcia autoryzacji.
Instytucji… autoryzacji będącej zresztą jedną z dość wyjątkowych konstrukcji prawnych, stosowaną w bardzo nielicznych systemach, wśród których prym wiedzie Polska. Już sama analiza semantyczna słowa „autoryzacja”, oznaczającego weryfikację swoich słów przez udzielającego wywiadu, wskazuje na ich autorski, twórczy charakter. Oczywiście ten argument jest jednak mocno naciągany!
Jakkolwiek prawnoautorską problematykę wywiadu regulują obecnie przede wszystkim dobre maniery, pewnego dnia któryś z polskich sądów zostanie postawiony przed tym zagadnieniem. Być może jednak zanim do tego dojdzie, praktyką staną się prawnocywilne umowy rozmówców biorących udział w wywiadzie, które jasno będą określały prawa i zakres twórczości zainteresowanych stron.
Wpis pierwotnie ukazał się na łamach mojego bloga techlaw.pl