Podniesienie kwoty wolnej od podatku z 30 do 60 tys. zł było jedną z głośniejszych obietnic Koalicji Obywatelskiej przed wyborami do parlamentu krajowego. 100 pierwszych dni rządów minęło już dawno. Czy Polacy doczekają się tej jakże korzystnej dla podatników zmiany? Wyższa kwota wolna nie wchodzi teraz w grę. Tak przynajmniej twierdzi ekonomista ING BSK Rafał Benecki zapytany przez Dziennik Gazetę Prawną. Ja zaś twierdzę, że to może i lepiej.
Wyższa kwota wolna to niby jedna ze sztandarowych obietnic Koalicji Obwatelskiej
Maraton wyborczy mamy za sobą. To całkiem niezły moment na kontynuowanie rozliczania polityków z niezrealizowanych obietnic wyborczych. Nie byłbym sobą, gdybym nie wypomniał znowu Koalicji Obywatelskiej ich słynnej listy 100 konkretów na pierwsze sto dni rządu. Termin już dawno minął, KO jakoś się próbowała z nich rozliczyć. Nawet partyjna lista nie pozostawia jednak złudzeń, że wyszło raczej licho. Co gorsza, przynajmniej jedna z kluczowych obietnic – publikacja list osób inwigilowanych przez poprzednią władzę – nie została do końca zrealizowana.
Tym razem okazja do kopnięcia leżącego sama wpadła mi w ręce. Oto bowiem w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną ekonomista ING BSK Rafał Benecki jednoznacznie sugeruje, że wyższa kwota wolna od podatku PIT pozostanie raczej w sferze marzeń. Tymczasem był to nie tylko jeden ze 100 konkretów, ściślej mówiąc: konkret nr 4, ale jedna z głośniejszych obietnic KO przed wyborami do parlamentu krajowego. Jak się główna partia rządząca tłumaczy, że nie udało się jej zrealizować?
Ministerstwo Finansów prowadzi audyt finansów publicznych oraz uzgadnia zmiany z samorządami, które partycypują we wpływach z podatku PIT.
Wbrew pozorom, to bardzo rozsądna postawa. W końcu de facto obniżanie podatku dochodowego od osób fizycznych prowadzi do uszczuplenia dochodów samorządów. Niektóre z nich szukają alternatywnych źródeł dochodów, sięgając bezpośrednio do kieszeni mieszkańców, na przykład podnosząc wszystkie możliwe opłaty za usługi komunalne czy parkowanie. Inne bardziej polegają na pieniądzach otrzymywane od państwa. Jeszcze innym po prostu finanse rozlatują się w szwach. Żaden z tych scenariuszy nie jest korzystny dla mieszkańców. Do tego zaś doprowadziły lata obniżania podatku PIT bez głębszego przemyślenia konsekwencji.
Nie sposób także nie zwrócić uwagi na dość uniwersalne wyjaśnienie niechęci do wypełniania części obietnic. Postawmy sprawę jasno: finanse państwa po ośmiu latach budowy Dobrej Zmiany są w stanie zdecydowanie odbiegającym od oczekiwań. Te i tak nie były przesadnie optymistyczne.
Na przeszkodzie stoi nie tylko procedura nadmiernego deficytu, ale także zwyczajny zdrowy rozsądek
Wypowiedź Rafała Beneckiego przywołałem nie bez powodu. Wyjaśnia ona bowiem, dlaczego wyższa kwota wolna stanie się już zupełnie nieprawdopodobna. Tym razem na przeszkodzie stoi nam bezpośredni skutek kumulacji serii różnych kryzysów ostatnich lat. Mowa o objęciu Polski przez Komisję Europejską procedurą nadmiernego deficytu, który przekroczył 3 proc. PKB.
Ewentualne nałożenie EDP będzie oznaczać, że nie ma miejsca na duże nowe wydatki, jak np. podniesienie kwoty wolnej. Dzisiaj i tak potrzeby pożyczkowe budżetu są rekordowo wysokie, a w 2025 roku musimy zrolować dług Banku Gospodarstwa Krajowego i Polskiego Funduszu Rozwoju wyemitowany w pandemii. Te rekordowe potrzeby pożyczkowe są finansowane głównie przez sektor bankowy z krajowych oszczędności Polaków.
Warto zacząć przekierowywać te oszczędności z finansowania deficytu na finansowanie kredytu przedsiębiorstw i inwestycji firm, bo mają one duże zaległości po latach niskich nakładów. Od tego zależy konkurencyjność i powrót polskiej gospodarki do szybkiego wzrostu. Świat się zmienia, rosną konkurenci, bycie liderem wzrostu to wyzwanie wymagające dyscypliny.
Rzeczywiście, wydatki naszego państwa w ostatnich latach były wysokie i wymagały stosowania nadzwyczajnych środków. Walka z epidemią covid-19 wymagała pieniędzy. Kryzys energetyczny wymusił znalezienie sposobu na złagodzenie skutków wzrostu cen energii oraz ogrzewania dla gospodarstw domowych i firm. Kryzys inflacyjny pociągnął za sobą konieczność interwencji na rynku kredytów hipotecznych. Wojna w Ukrainie i migracyjna agresja ze strony Białorusi w naturalny sposób sugeruje zbrojenie się na potęgę. Z pewnością wątpliwa gospodarność poprzedniej władzy zwiększyła skalę tych wydatków ponad realne potrzeby.
Na drugiej stronie szali mamy społeczne oczekiwanie nieograniczania w żaden sposób rozbudowania programów socjalnych odziedziczonych po Zjednoczonej Prawicy. Spójrzmy więc prawdzie w oczy: wyższa kwota wolna to coś, na co nas teraz po prostu nie stać. Nie da się utrzymywać wysokich wydatków, niskich podatków i rozsądnego poziomu zadłużenia. Koniunktura sugeruje raczej powściągliwość w zaciąganiu pożyczek przez państwo. Zbyt często w ostatnich latach coś idzie nie tak, by liczyć na ciągła hossę.
Tym samym niezrealizowanie bardzo kosztownej obietnicy paradoksalnie świadczy o odpowiedzialnym podejściu. W trudnych czasach ostrożne podejście wydaje się po prostu rozsądniejsze.