Trudno oprzeć się wrażeniu, że ustawowe zabieranie praw jazdy alimenciarzom to wypadkowa seksistowskich stereotypów
Mamy w Polsce całkiem sporo rozwiązań prawnych, przez które automatycznie zaczynamy się zastanawiać nad poczytalnością ich twórców. Niektóre przypadki wymają jednak nieco dłuższego namysłu. Coś, co na pierwszy rzut oka jest kompletnym absurdem, może się okazać całkiem skuteczne. Dobrym przykładem jest zabieranie praw jazdy alimenciarzom.
Z pewnością ktoś się teraz zastanawia, jaki niby związek mają zaległości alimentacyjne z uprawnieniami do kierowania samochodem. Żaden. Tak się składa, że w czerwcu do Ministerstwa Sprawiedliwości skierowano petycję sugerującą likwidację tego mechanizmu przynajmniej wobec zawodowych kierowców. Tym razem autor jest nam znany z imienia i nazwiska. Pan Paweł Chyliński nie ukrywa, że należy do grupy osobiście zainteresowanych:
Zwracam się do Państwa z niniejszą petycją w sprawie pilnej potrzeby zmiany przepisów
dotyczących zatrzymywania zawodowych praw jazdy z powodu niezapłaconych alimentów.
Jestem osobą, której ten problem dotyka osobiście lub obserwuję jego skutki w moim otoczeniu,
i uważam, że obecne rozwiązania, choć mają słuszny cel egzekwowania świadczeń
alimentacyjnych, w wielu przypadkach prowadzą do rażącej niesprawiedliwości oraz do skutków
odwrotnych do zamierzonych.
Zatrzymanie zawodowego prawa jazdy jest dla wielu jedynym źródłem utrzymania. Kiedy prawo
jazdy zostaje zatrzymane, osoba taka traci możliwość podjęcia lub kontynuowania pracy w
swoim zawodzie. [...]
Autor petycji całkiem słusznie zauważa, że zabieranie praw jazdy alimenciarzom prowadzi do kilku skutków ubocznych. W przypadku kierowców zawodowych będzie to przede wszystkim natychmiastowa utrata źródła dochodu, a więc możliwości wywiązywania się z obowiązku alimentacyjnego. To z kolei prowadzi do powiększania się zadłużenia na rzecz uprawnionych. Rezultatem jest błędne koło, z którego praktycznie nie ma żadnego wyjścia.
Sprawdź polecane oferty
Nawet 1200 zł w tym 300 zł na Mikołajki
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 19,91%
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że problem dotyczy nie tylko zawodowych kierowców. Prawo jazdy stanowi w końcu wymaganie konieczne w przypadku wielu różnych stanowisk, z czego niektóre nie mają żadnego związku z kierowaniem pojazdami. Jakby tego było mało, do pracy trzeba przecież jakoś dojechać.
Pan Paweł wylicza także całe mnóstwo przepisów Konstytucji RP, które mogą być łamane przez ustawowe zabieranie praw jazdy alimenciarzom. W grę wchodzi między innymi naruszenie prawa do pracy i wyboru zawodu, zasady proporcjonalności i adekwatności czy prawa do zabezpieczenia społecznego. Ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, że nie takie konstytucyjne zasady łamie nasz ustawodawca. Nie da się jednak ukryć, że problem istnieje.
Jeżeli coś jest głupie i działa, to wcale nie jest takie głupie? Nie tym razem
W tym momencie warto się zastanowić nad tym, jak właściwie ten mechanizm działa. Interesującym nas przepisem jest art. 5 ust. 3b oraz 6 ustawy o pomocy osobom uprawnionym do alimentów.
3b. Jeżeli decyzja o uznaniu dłużnika alimentacyjnego za uchylającego się od zobowiązań alimentacyjnych stanie się ostateczna, organ właściwy dłużnika:
1) składa wniosek o ściganie za przestępstwo określone w art. 209 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks karny (Dz. U. z 2024 r. poz. 17, 1228, 1907 i 1965) oraz
2) po uzyskaniu z centralnej ewidencji kierowców informacji, że dłużnik alimentacyjny posiada uprawnienie do kierowania pojazdami, kieruje wniosek do starosty o zatrzymanie prawa jazdy dłużnika alimentacyjnego wraz z odpisem tej decyzji.
6. Uchylenie decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy następuje na wniosek organu właściwego dłużnika skierowanego do starosty, gdy:
1) ustanie przyczyna zatrzymania prawa jazdy, o której mowa w ust. 3, oraz dłużnik alimentacyjny przez okres ostatnich 6 miesięcy wywiązał się w każdym miesiącu ze zobowiązań alimentacyjnych w kwocie nie niższej niż 50% kwoty bieżąco ustalonych alimentów lub
2) nastąpi utrata statusu dłużnika alimentacyjnego.
Warto zauważyć, że zwrot "kieruje wniosek do starosty o zatrzymanie prawa jazdy" sugeruje obligatoryjność stosowania tego mechanizmu. Już samo to podpowiada, że w przepisach ewidentnie jest coś nie tak.
Pozostaje także pytanie o to, jak właściwie zabieranie praw jazdy alimenciarzom miałoby się przyczynić do poprawy ściągalności alimentów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy tego konkretnego rozwiązania doszli do wniosku, że dłużnikami alimentacyjnymi są w przytłaczającej większości mężczyźni, a panowie stereotypowo bardzo lubią swoje samochody. Tym samym będą w stanie zrobić bardzo dużo, by odzyskać prawo jazdy. Mamy oczywiście do czynienia z seksistowskim stereotypem. W petycji pana Pawła znajdziemy także wątpliwości co do skuteczności tego mechanizmu:
Wielość prawników, sędziów i przedstawicieli doktryny prawnej konsekwentnie wyraża negatywne opinie na temat skuteczności i zasadności odbierania praw jazdy jako środka egzekucyjnego w sprawach alimentacyjnych.
Jak jest w rzeczywistości? W 2009 r. Trybunał Konstytucyjny badał zgodność zabierania praw jazdy alimenciarzom z ustawą zasadniczą. Ówczesny prokurator generalny uważał, że mamy do czynienia z instrumentem nieskutecznym. Dokładnie odwrotnego zdania był przedstawiciel Sejmu. Być może powinniśmy więc podejść do problemu nieco bardziej systemowo.
Nie jest tajemnicą, że dość często krytykuję na Bezprawniku przepisy dotyczące obowiązku alimentacyjnego. Owszem, rodzice powinni partycypować w utrzymaniu swoich dzieci. Nie chodzi jednak o to, by wprowadzać nawet z tego powodu zobowiązanego w nędzę. Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że alimenty nie dotyczą tylko własnych małych dzieci, ale także na przykład byłego małżonka albo dorosłego potomstwa. Tym samym zaryzykowałbym stwierdzenie, że zabieranie praw jazdy alimenciarzom rzeczywiście stanowi kilka kroków za daleko. Przepis ten należałoby po prostu uchylić.