Zakaz dark stores wydaje się w dzisiejszych czasach dziwnym posunięciem, ale Amsterdam i Barcelona taki wprowadziły. Powód? Logistyczny filar branży q-commerce nie wpisuje się zbyt dobrze w wizję miast turystyczno-rekreacyjnych. Z zewnątrz są brzydkie, nie pozwalają też robić zakupów na miejscu. Na szczęście nie ma szans, by podobny zakaz wprowadziła np. Warszawa.
Amsterdam stosuje czasowe ograniczenia a Barcelona postanowiła wykończyć tamtejsze q-commerce na dobre
Pod koniec zeszłego roku wśród trendów w ecommerce, z którymi niedługo się pożegnamy, umieściłem także dark stores. Dedykowane magazyny służące wyłącznie realizowaniu zamówień złożonych za pomocą aplikacji nie wydawały mi się w końcu zbyt wydajnym modelem biznesowym na dłuższą metę. Nie przyszło mi jednak do głowy, że komuś mógł przyjść do głowy zakaz dark stores jako takich. Rzeczywistość potrafi jednak zaskakiwać. Jak podają Wiadomości Spożywcze, właśnie taką decyzję podjęły władze Amsterdamu i Barcelony.
Zakaz w stolicy Niderlandów dotyczy otwierania nowych obiektów tego typu. Ma obowiązywać przez rok do momentu „uregulowania kwestii formalnych”. W przypadku Barcelony mamy do czynienia z niemalże drakońskim podejściem. Stolica Katalonii ma dość nie tylko magazynów branży q-commerce, ale chciałaby także pozbyć się „ciemnych kuchni”. Mowa o gastronomii oferującej wyłącznie zamówienia z dostawą bez możliwości spożycia posiłku na miejscu.
W Barcelonie nie ma mowy o żadnych półśrodkach czy wątpliwościach prawnych. Istniejące obiekty będą musiały zostać przekształcone po prostu w zamknięte magazyny albo w tradycyjne sklepy lub knajpy. Tak skonstruowany zakaz to praktycznie storpedowanie całej działalności q-commerce w mieście.
Czym q-commerce zawiniło Holendrom i Katalończykom? Władze Amsterdamu uznały, że „ciemne sklepy” nie wpisują się w tamtejsze koncepcje zagospodarowania przestrzennego. Barcelona z kolei uważa, że zakaz dark stores posłuży ochronie tradycyjnych sklepów i jakości życia mieszkańców.
Działalność „ciemnych sklepów” nie pasuje władzom miejskich do wizji rozwoju metropolii przyjaznej mieszkańcom i turystom
Trzeba przy tym przyznać, że w trakcie debaty publicznej padło kilka bardziej konkretnych zarzutów. Amsterdam i Barcelona to miejscowości silnie nastawione na turystykę, zwłaszcza to drugie miasto. Zaklejone witryny dark stores nie należą z kolei do zbyt estetycznych. Nie da się ukryć, że takie obiekty nie generują tego, na czym miejskim władzom zależy. Ich obecność nie jest jakoś szczególnie atrakcyjna dla mieszkańców, nie wspominając nawet o turystach. Nie sprzyjają także organicznej budowie tradycyjnie rozumianej tkanki miejskiej.
Są również argumenty przeciwko dark stores o charakterze bardziej logistycznym. Równocześnie takie obiekty najczęściej lokuje się w centrum, tak by móc skutecznie rozwozić towary w jak krótszym czasie. Do tego okoliczni mieszkańcy skarżyli się na hałas związany z pracą kurierów.
Działalność dark stores jest przedmiotem krytyki także w innych częściach zachodniej Europy. Zwalcza ją aktywnie między innymi prezydent Francji Emmanuel Macron, także za pomocą legislacji. Nie sposób nie zadać sobie pytania, czy zmiana nastawienia dużych europejskich miast do dark stores oznacza jakieś poważne problemy dla q-commerce w Polsce? Niekoniecznie.
Zakaz dark stores w Polsce mógłby hipotetycznie uchwalić Sejm. Tylko po co miałby to robić?
Owszem, także nad Wisłą działalność tego sektora jest skupiona w największych miejscowościach. Równocześnie jednak istnieje kilka istotnych różnic. Polskie q-commerce dba o estetyczny wygląd swoich „ciemnych sklepów”. Przykładem mogą tu być witryny Liska. Sami Polacy wydają się bardziej entuzjastycznie nastawieni do owoców mobilnej rewolucji ostatnich lat niż obywatele „starej Unii”.
Przede wszystkim jednak: zakaz dark stores w formie wprowadzonej w Amsterdamie lub Barcelonie byłby w Polsce po prostu bezprawny. Dość często narzekamy nad niewystarczający zakres ochrony swobody wykonywania działalności gospodarczej. Warto tu jednak zrobić zastrzeżenie: chodzi o ochronę przed kaprysami ustawodawcy. Samorządy nie dysponują prawem do rugowania całych form działalności ze swojego terenu.
Powinniśmy zdać sobie sprawę z ograniczeń ich władzy już przy okazji tej nieszczęsnej aferki z deklaracjami CP40. Nie mogą przecież wydawać ustaw, a art. 22 Konstytucji RP wymaga tej właśnie formy, gdy przychodzi do ograniczania swobody wykonywania działalności gospodarczej. Zakaz dark stores mógłby uchwalić co najwyżej Sejm, a stosowną ustawę i tak musiałby jeszcze podpisać prezydent.
Nie oznacza to oczywiście, że włodarze polskich miast nie mają narzędzi, które mogą skomplikować działalność rodzimego ecommerce. Przekonali się o tym w Poznaniu właściciele automatów paczkowych ulokowanych niezgodnie z przepisami: InPost i Allegro. Tutaj kluczowy okazał się jednak brak zgody Miejskiego Konserwatora Zabytków na postawienie urządzeń w danych miejscach. Kolejnym istotnym narzędziem w rękach miast wydają się przepisy ustawy krajobrazowej uprawniającej do wydawania przez gminy stosownych uchwał. To właściwie tyle.