Ministrowie: rozwoju i zdrowia, stanowczo zaprzeczają, jakoby istniałaby możliwość zniesienia zakazu sprzedaży alkoholu przez internet. Posłowie Konfederacji – Jakub Kulesza, Michał Urbaniak, Janusz Korwin-Mikke i Konrad Berkowicz – złożyli w tej sprawie interpelację.
Zakaz sprzedaży alkoholu przez internet
Posłowie Konfederacji złożyli jakiś czas temu interpelację (nr 1268) w sprawie „PRL-owskiego zakazu sprzedaży alkoholu przez internet”. Trochę to określenie na wyrost, bo w momencie uchwalania ustawy „antyalkoholowej” internet jako taki w ogóle nie istniał, a w samym momencie upadku PRL-u dopiero powstawał pierwszy w historii serwer (i pierwsza strona internetowa).
Rozumiem jednak, że jest to pewien zabieg retoryczny, by pokazać, jak to zamordystyczna władza cechuje się m.in. tym, że odbiera obywatelowi dostęp do alkoholu. I tak chyba posłowie uznali, bo w interpelacji wskazano, że:
w naszym kraju regulacje dotyczące sprzedaży alkoholu wywodzą się z okresu stanu wojennego, z czasów skrajnej pogardy dla wolności obywatelskich, gdy o Internecie nikt w Polsce jeszcze nie słyszał […]
Pierwsze zdanie jest bzdurą, bowiem prewencja alkoholowa sięga początków II Rzeczypospolitej, co – w oparciu o funkcjonujące wówczas przepisy – wyjaśniłem w innym wpisie. Oczywiście, obecnie funkcjonująca ustawa powstała w stanie wojennym i nie da się ukryć, że miała na celu wywołanie pewnych dolegliwości. Warto jednak zauważyć, że praktycznie polityki alkoholowej wcześniej w PRL-u po prostu nie było, więc jak się jakakolwiek pojawiła, to została przez społeczeństwo uznana za dolegliwość.
Argumentacja poniekąd rozsądna
Argumentacja, która posłużyli się posłowie Konfederacji, w części jest niewątpliwie godna podzielenia. Ustawa antyalkoholowa jest nieadekwatna, jednakże sens ograniczeń jest jak najbardziej słuszny. Posłowie wskazali m.in. na fakt, że
W praktyce każda osoba z problemem alkoholowym nie ma najmniejszego problemu z zakupem wysokoprocentowych trunków w osiedlowym sklepiku znajdującym się w niewielkiej odległości od jej miejsca zamieszkania.
Z powodu zakazu cierpią także przedsiębiorcy, regionalne browary, czy wytwórnie innych napojów alkoholowych. Cierpią też koneserzy, na przykład piw rzemieślniczych, którzy nie są w stanie zdobyć produktów, które czasem dostępne są jedynie w konkretnym regionie.
Niedorzeczne prawo?
W interpelacji wystosowano pytania adresowane do ministrów: zdrowia i rozwoju. Ministra zdrowia zapytano o to:
- Czy ministerstwo jest w stanie wykazać wymierne korzyści wynikające z obowiązującego całkowitego zakazu sprzedaży alkoholu przez Internet?
Minister rozwoju otrzymał dwa pytania:
- Czy Ministerstwo Rozwoju dostrzega potrzebę dostosowywania polskiego prawa do zmieniającej się technologii i warunków rynkowych?
- Czy Ministerstwo Rozwoju dostrzega negatywne skutki dla polskich przedsiębiorców, które przynosi całkowity zakaz sprzedaży alkoholu przez Internet?
Oba ministerstwa udzieliły wyczerpujących odpowiedzi w związku z poruszonymi problemami.
Odpowiedzi ministerstw
Odpowiedzi wystosowane przez ministerstwo zdrowia, jak i ministerstwo rozwoju, mają bardzo podobną – i spójną – formę. Odpowiadający wskazują, że możliwość alkoholu przez internet to de facto rozszerzenie dostępności, co jest bezpośrednim czynnikiem zwiększającym spożycie – w związku z czym takie udogodnienie jest niemożliwe i z pewnością przepisy w tym zakresie zmieniane nie będą.
Niestety – przynajmniej według mnie – zarówno posłowie, którzy wystosowali interpelację, a także ministerstwa, udzielające jednoznacznych odpowiedzi, rozpatrują problem w sposób, który nie prowadzi do niczego.
Dostępność alkoholu, co jest faktem, stanowi ogromny problem. Nie prowadzi się żadnych działań, mających na celu wprowadzenie rozsądnej reglamentacji, bądź kontroli, co bezpośrednio przyczyniłoby się do zmniejszenia sukcesywnie rosnącego spożycia.
Sama możliwość zakupu alkoholu przez internet powinna się pojawić, ale w sposób rozsądnie skonstruowany – na przykład na zasadzie „mała dostępność w sklepach – możliwość sprzedaży przez internet”. Bezwiedne otwarcie kolejnego kanału dostępu do narkotyku (którym alkohol przecież technicznie jest) jest tak samo nierozsądne, jak utrzymywanie pełnych półek w sklepach monopolowych i stacjach benzynowych, nie oferując możliwości sprzedaży wysyłkowej – na przykład – browarom rzemieślniczym.