Zakaz sprzedaży zbędnych towarów, na przykład w supermarketach, to jedno z najgłupszych koronawirusowych obostrzeń. Pojawiło się m.in. w Walii, teraz zaś ze Francji. Miejmy nadzieję, że nie zawędruje do Polski.
Zakaz sprzedaży zbędnych towarów
„Rzeczpospolita” donosi, że Francja wprowadza zakaz sprzedaży zbędnych towarów. Część czytelników zapewne kojarzy historię z Walii, gdzie klient jednego Tesco robił zakupy jedynie w bieliźnie i maseczce na twarzy. Chciał tym samym zamanifestować, że istniejący tam zakaz sprzedaży zbędnych towarów jest bezsensowny, bowiem nie można było m.in. kupić właśnie odzieży.
Teraz takie ograniczenie – ogłoszone przez premiera Jeana Castexa – pojawia się we Francji. Oczywiście określenie, czy produkt jest niezbędny, czy też nie, należy do władz, co potęguje absurd sytuacji. Premier w rozmowie z telewizją TF1 wskazał, że
artykułów, które nie zostały uznane za towary pierwszej potrzeby, podobnie jak w małych sklepach od wtorku nie będzie można sprzedawać także w supermarketach.
Ma to służyć wyrównaniu szans wobec drobnych sklepikarzy, chociaż ja nie widzę żadnego sensu takiego działania, a tym bardziej arbitralnego uznawania, co jest produktem istotnym, a co zbędnym.
Niewyobrażalny absurd
We Francji wprowadzono drugi lockdown. Jak opisuje „France24”, w niedzielę odnotowano aż 46 290 przypadków koronawirusa, co w sumie daje wartość wynoszącą ponad 1,4 miliona od początku pandemii. Francuzi są sfrustrowani ograniczeniami, ale rządzący – dla dobra obywateli, jak mówią – wprowadzili nowe restrykcje.
Tak też można opuścić dom jedynie w celu
- zakupu żywności
- wizyty lekarskiej
- nagłych względów rodzinnych
- dojazdów do pracy, gdy nie można pracować zdalnie
Nałożenie na sklepy zakazu sprzedaży zbędnych towarów to dodatkowe utrudnienie, które wymierzone jest jednak w sprzedawców. To oni będą musieli wycofać ze sprzedaży całe grupy towarów. Jakie?
Co sklepy ukryją przed klientami?
Portal „thelocal.fr” wskazuje, że dekretu zawierającego listę „zakazanych” towarów jeszcze nie ma. Niemniej wiadomo, że nie dotknie on w żadnym zakresie żywności, napojów, czy napojów alkoholowych. Co więcej, zakaz najpewniej nie obejmie również artykułów gospodarstwa domowego, czy produktów DIY.
Mniejsze sklepy zapewne nie zmienią swojej oferty, jednakże w odniesieniu do hipermarketów sytuacja może wyglądać zgoła odmiennie. Zakaz sprzedaży zbędnych towarów obejmie m.in. ubrania, biżuterię, zabawki, gry, książki, muzykę, czy filmy.
Czy słynny Walijczyk znajdzie swojego francuskiego naśladowcę, który w ramach protestu także wybierze się do jednego z marketów w samej bieliźnie, by ukazać irracjonalność takiego obostrzenia? Bardzo możliwe, bo tego rodzaju restrykcje nie mają dużego sensu.
Czy takie obostrzenia mają szansę zaistnieć w Polsce? Pewnie tak, jak wszystko, co kojarzy się ze zwalczaniem (w rozumieniu władz) epidemii. Oby jednak tak się nie stało, bo zakaz sprzedaży zbędnych produktów jest po prostu bezsensowny.