Catcalling to bardzo poważne zjawisko, które w końcu zaczyna być postrzegane w granicach czegoś nagannego. Planowany jest więc wyrażony wprost zakaz zagadywania i gwizdania. Na razie jako pewna koncepcja, a także jedynie w Wielkiej Brytanii. To jednak wciąż przełom.
Zakaz zagadywania i gwizdania — walka z catcallingiem
„Daily Mail” donosi, że niedługo wprowadzony może zostać zakaz zagadywania i gwizdania. Takie zjawiska są przejawami tzw. catcallingu, czyli ulicznego „podrywu”. Chodzi tutaj o prowokacyjne teksty, tytułowe gwizdanie, trąbienie, czy nieprzyzwoite teksty. Kobiety (śmiem stwierdzić, że niemalże zawsze ofiarami catcallingu są kobiety) narażone są na takie zachowania we wszelkiego rodzaju miejscach publicznych — na ulicach, w pubach, restauracjach, klubach czy innych miejscach użyteczności publicznej.
Odpowiednia komisja, której zadaniem jest legislacyjna strona walki z przemocą wobec kobiet, postuluje, by powyższe uznać za czyny zabronione z katalogu tzw. przestępstw z nienawiści. Do zaleceń komisji trafi także postulat uznania za czyn kryminalny również podżeganie do catcallingu.
Działaczka feministyczna Nimco Ali, która jest jednocześnie doradczynią rządu ws. przemocy wobec kobiet, twierdzi, że wyżej wymienione postulaty można przyrównać do pewnych elementarnych regulacji z zakresu prawa drogowego. Takie prawo jest bowiem w jej ocenie niezbędne do zmiany pewnych „norm społecznych”, czyli zachowań wprawdzie nagannych, ale i niezwykle powszechnych.
Uznanie za przestępstwo catcallingu (nazwijmy to ulicznym molestowaniem) byłoby w zasadzie wyjątkowo innowacyjne. Takich regulacji próżno szukać, tym bardziej że w przedmiotowe zachowania cały czas uznaje się jako poniekąd dopuszczalne. To bardzo złe i szkodliwe myślenie, a brytyjskie postulaty wystosowane są w dobrej intencji, bo rzeczona komisja doskonale rozumie sedno problemu.
Uliczne molestowanie to przecież testowanie granic
Celem istnienia takich regulacji jest bowiem fakt, że uliczne molestowanie stanowi pewien test granic kobiety, wobec której takie zachowania się stosuje. Często jest także pretekstem do „poważniejszego” molestowania, także wychodzącego poza ramy słów i gestów, a mogącego prowadzić do poważnych przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, czy też wolności seksualnej.
Oczywiście, że zaraz pojawią się opinie, że jest to jakiegoś rodzaju delegalizacja flirtu czy w ogóle idea wręcz antycywilizacyjna. Mimo tego szczerze uważam, że różnica między flirtem czy próbą nawiązania znajomości/zwykłym small talk a ulicznym molestowaniem jest zasadnicza. Tym, którzy twierdzą, że takiego rodzaju rozróżnienia są szkodliwe, bo „wszystko może być molestowaniem” przypomnę, że w polskim prawie mamy do czynienia m.in. z kryminalizacją obrazy uczuć religijnych — spróbujcie w tym zakresie określić jednoznaczne granice.
Wydaje się, że takim ideom należy kibicować. Abstrahując od politycznych poglądów, czy jako takich światopoglądów, stosowanie catcallingu jest po prostu sprzeczne z podstawami elementarnej kultury. A prawo czasami musi jej chronić.