Pamiętacie kryzy energetyczny z przełomu 2021 i 2022 roku? Zabrakło wówczas w Polsce węgla, jego ceny wystrzeliły w górę ponad granice zdrowego rozsądku. Ówczesny rząd sprowadzał zaś w panice surowiec skądkolwiek. Możliwe, że czeka nas kolejny zbliżony problem. Dlatego wcześniejszy zakup węgla może być całkiem niezłym pomysłem.
Podobno w Polsce brakuje paru milionów ton węgla opałowego
Lato już za nami. Z każdym kolejnym tygodniem dni będą coraz krótsze a temperatury najprawdopodobniej coraz niższe. Praktycznie za chwilę zacznie się sezon grzewczy. Czy jesteśmy do niego przygotowani jako kraj? Coraz częściej słychać głosy, że znowu może nas czekać problem z węglem.
Na przełomie 2021 i 2022 roku mieliśmy do czynienia wręcz z kryzysem energetycznym. Przypomnijmy: gdy światowe gospodarki zaczęły wygrzebywać się z epidemii covid-19, na światowych rynkach wzrosło zapotrzebowanie na surowce energetyczne, w tym także na węgiel. Tymczasem produkcja tego surowca w Polsce bardziej się zwija, niż rośnie. W końcu nasz kraj wciąż planuje zakończenie wydobycia węgla kamiennego w 2049 r.
Połączenie krajowych niedoborów, sytuacji na światowych rynkach i panicznych zakupów ze strony odbiorców indywidualnych zaowocowało brakiem węgla oraz skokiem cen za tonę. Spółki węglowe przeorganizowały dystrybucję wydobywanego przez siebie surowca. Wdrożono nawet, po raz pierwszy w tej branży na taką skalę, sklepy internetowe. Pojawiła się także rządowa porównywarka cen.
Rząd Mateusza Morawieckiego zdecydował się na paniczny wręcz zakup węgla skądkolwiek. Ściągnięto do Polski miliony ton surowca i jakoś udało się opanować ceny. Przy okazji jednak prawdopodobnie „zatopiono” PKP Cargo, które musiało cały ten węgiel rozwozić, rezygnując z obsługi zawartych wcześniej kontraktów. Część umów zerwano, inne wykonano źle.
Teraz politycy dzisiejszej opozycji alarmują, że węgla znowu może zabraknąć. W piątek były wiceminister gospodarki Jerzy Markowski ostrzegał o niedoborach.
W tej chwili krajowa wielkość wydobycia węgla kamiennego dla celów energetycznych to już jest tylko 33 mln ton. To teoretycznie powinno mieć zbyt w energetyce, ale w tych 33 mln ton węgla powinno być ok. 8 mln ton węgla grubego – użytecznego do celów grzewczych dla ludzi. Tego węgla tam tyle nie ma. Będzie go nie więcej jak 2-3 mln ton.
Czy rzeczywiście jest tak źle? Istnienie braków, choć nieco mniejszych, potwierdza w rozmowie z portalem wnp.pl jeden z przedsiębiorców handlujących węglem z Górnego Śląska. Twierdzi on, że w tym momencie na rynku brakuje ok. 2 mln 800 tys. ton surowca.
Nie chcę siać paniki, ale wcześniejszy zakup węgla może być całkiem niezłym pomysłem
Siłą rzeczy ewentualne braki będą uzupełniane importem. Przy czym węgiel importowany zazwyczaj ma nieco inne właściwości, niż ten, który jest szczególnie potrzebny do ogrzewania gospodarstw domowych. Z zagranicy sprowadzalibyśmy bowiem nie tylko węgiel grupy, ale także miały. Tych akurat w polskich portach, przy kopalniach, elektrowniach i ciepłowniach ma zalegać nawet 10 mln ton. Cóż jednak z tego, skoro miały nie nadają się do celów opałowych?
Równocześnie nie da się ukryć, że wydobycie węgla w polskich kopalniach spada. Tego trendu nie da się odwrócić bez nowych inwestycji w górnictwo, czego nikt z oczywistych powodów robić nie zamierza. W ostatnich latach zamknięto też całkiem sporo składów węgla. To również może prowadzić do ograniczenia podaży. Spodziewanym rezultatem takiego stanu rzeczy będzie rzecz jasna wzrost cen. Teraz zakup węgla kosztuje od 1 300 do 2 000 zł za tonę. To porównywalne kwoty względem listopada 2021 r., a więc początków kryzysu. Do szczytu w okolicach 3 500 zł za tonę wiele nam jeszcze brakuje.
Zakup węgla już teraz może być całkiem niezłym pomysłem. Z drugiej jednak strony przez nieco ponad dwa lata zauważalnie zmieniła się struktura rynku. Zaopatrzenie na węgiel opałowy nieco spadło. Boom na pompy ciepła nie wziął się znikąd. Część odbiorców przerzuciła się na łatwiej dostępny, tańszy i bardziej ekologiczny pellet. Do tego Polacy nauczyli się robić zapasy z wyprzedzeniem, tak na wszelki wypadek. Rozmówca wnp.pl jest przekonany, że w piwnicach wciąż znajduje się ok. 0,7 do 1 mln ton węgla, choć uwzględnił on tę ilość przy swojej ocenie rozmiarów braków.
Prawdopodobnie nie czeka nas aż tak bolesny kryzys energetyczny, jak trzy lata temu. Trzeba jednak pamiętać, że węglem wciąż ogrzewa się ponda 4 mln gospodarstw domowych. Jakoś trzeba im będzie zapewnić dostęp do surowca niezbędnego do przetrwania zimy.