Protestujący górnicy porozumieli się właśnie z rządem Mateusza Morawieckiego. Umowa zakłada koniec polskiego górnictwa węglowego. Kopalnie przestaną funkcjonować do 2049 r. Trzeba jednak przyznać, że likwidacja odbędzie się w sposób gwarantujący górnikom pracę do emerytury albo stosowne osłony socjalne.
Od dłuższego czasu koniec polskiego górnictwa węglowego był właściwie przesądzony
Podziemny protest górników toczony od poniedziałku dotyczył sprawy kluczowej z punktu widzenia przedstawicieli tego zawodu. Chodziło o przyszłość całej branży górnictwa węglowego, a więc ich miejsc pracy. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że sprawa była z góry przesądzona. Rząd od dłuższego czasu dostrzegał konieczność odejścia od gospodarki opartej o energetykę węglową. Jedynym pytaniem było: „kiedy?”.
Resort klimatu chciał, by zamykanie kopalń odbyło się stosunkowo szybko. Mowa o perspektywie nawet kilkunastu lat. Przyjęta strategia transformacji polskiej energetyki zakładała bowiem odejście od węgla do 2040 r. To własnie jej ogłoszenie zapoczątkowało obecny protest. Reakcją ze strony rządu były oczywiście negocjacje. Związkowcy postulowali by cały proces rozłożyć do 2060 r. Szybszy koniec polskiego górnictwa miałby, ich zdaniem, katastroficzne skutki dla gospodarki oraz Górnego Śląska.
Rząd i związkowcy zwarli rozsądny konsensus – górnicy nie stracą pracy, kopalnie będą funkcjonować do 2049 r
W piątek obydwie strony sporu zawarły rozsądny kompromis. Owszem, koniec polskiego górnictwa węglowego został przypieczętowany – co do jego losu w perspektywie parudziesięciu lat chyba nikt nie miał większej wątpliwości. Jak podaje Onet, polskie kopalnie mają być dofinansowywane do 2049 r. Po upływie tego terminu przestaną funkcjonować.
Co istotne: strona rządowa zamierza przeprowadzić cały proces w sposób możliwie łagodny dla samych górników. Artur Soboń, sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, przekonuje, że to ona postulowała zawarcie w umowie jednego szczególnie istotnego zapisu. Zawiera on gwarancję pracy do emerytury dla górników zatrudnionych w poszczególnych kopalniach. Jeśli to nie będzie możliwe, alternatywę stanowi system osłon socjalnych. Mowa tutaj zarówno o świadczeniach przedemerytalnych, jak i o jednorazowych odprawach.
Wygląda więc na to, że koniec polskiego górnictwa będzie oznaczać jego stopniowe wygaszanie. Owszem, kopalnie będą funkcjonować przez niecałe trzydzieści lat. W praktyce jednak zatrudnienie i skala działalności będą stopniowo zmniejszane – w miarę przechodzenia załogi na emerytury. Nikt kto jest zatrudniony na kopalniach energetycznych nie straci pracy. Takie rozwiązanie stanowi dość rozsądny kompromis.
Związkowcy otwarcie mówią, że porozumienie oznacza koniec polskiego górnictwa w perspektywie wieloletniej. Wyrażają przy tym rozczarowanie postawą parlamentarzystów ze Śląska, którzy mieli w ogóle nie interesować się ani protestem ani negocjacjami z rządem.
Decyzja o likwidacji branży górniczej w perspektywie paru dekad na pewno nie była łatwa dla rządzących
Nie sposób przy tym nie zauważyć pewnego rozgoryczenia wśród górników. Politycy Prawa i Sprawiedliwości od dłuższego czasu pozowali na głównych obrońców polskiego górnictwa węglowego. Kiedy jednak przyszło co do czego, to właśnie rząd Zjednoczonej Prawicy podjął decyzję o przygotowaniach do likwidacji całej branży.
Protestujący górnicy zarzucali politykom PiS całkowite ulegnięcie presji Unii Europejskiej i podporządkowanie się polityce klimatycznej wspólnoty. Czy jednak aby na pewno był w tej sprawie jakieś pole do manewru? Praktycznie wszystkie państwa Wspólnoty są gotowe do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. Wręcz zdeterminowane by zrealizować ten plan.
Do tego czasu opłaty za emisję dwutlenku węgla będą tylko rosnąć. Koniec polskiego górnictwa węglowego z pewnością nie był łatwą decyzją dla rządu Zjednoczonej Prawicy – także z powodów czysto politycznych.
Jeśli zaś chodzi o samo wydobycie węgla w Polsce, to cechą charakterystyczną ostatnich lat był rosnący import tego surowca z Rosji czy nawet z Kolumbii. Rentowność polskiego górnictwa węglowego od dłuższego czasu była niska. Nawet przy założeniu chociażby restrukturyzacji polskiej grupy górniczej, branża w perspektywie nadchodzących dekad była raczej nie do odratowania. I to nawet biorąc pod uwagę, że węgiel to nie tylko elektrownie, ale także zwykli obywatele palący nim w piecach czy produkcja stali.
Koniec polskiego górnictwa to koniec jednej epoki i początek zupełnie nowej – tak dla Śląska jak i dla Polski
Koniec polskiego górnictwa węglowego to jednocześnie koniec pewnej epoki. Z całą pewnością oznacza ogromne zmiany na Górnym Śląsku – nie tylko czysto gospodarcze, ale także kulturowe. Górnictwo miało przecież do tej pory ogromne znaczenie dla tożsamości tego regionu. Trzeba przy tym przyznać, że znaczenie górnictwa w ostatnich latach stopniowo jednak malało.
Przede wszystkim jednak rządzący będą musieli przez najbliższych trzydzieści lat przeprowadzić wielki projekt zielonej transformacji w Polsce. Ten proces już został zapoczątkowany. Warto wspomnieć chociażby o planowanym stopniowym wygaszaniu elektrowni w Bełchatowie od roku 2030. Zakład ten dzisiaj produkuje nawet 20% energii elektrycznej w naszym kraju. Jednocześnie jest największym w całej Unii Europejskiej zakładem pod względem emisji dwutlenku węgla.
Co w zamian? Plany budowy elektrowni jądrowej wleką się koszmarnie od przeszło dekady. Rządzący chcą także stawiać chociażby na morskie farmy wiatrowe i inne odnawialne źródła energii. Bardzo przy tym możliwe, że Polska na którymś etapie będzie musiała kupować zieloną energię od sąsiednich państw. Budowa i rozwój całej infrastruktury niemalże od zera to w końcu przedsięwzięcie na długie dekady.
Świadomość nieuchronności zmian wymusiła na rządzie Zjednoczonej Prawicy weryfikację swoich dotychczasowych planów co do tempa transformacji. Tak samo związkowcy zaakceptowali koniec polskiego górnictwa jako coś, czego nie zdołają powstrzymać. Dlatego zawarty właśnie rozsądny kompromis cieszy. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak patrzenie w przyszłość.