Czesi nie chcą dopłacać do górnictwa węglowego tak, jak robią to Polacy
Ostatnia czeska kopalnia węgla kamiennego pozostaje rentowna. Pomimo tego zostanie wygaszona najpóźniej do końca 2026 roku. Czyżby tamtejszy rząd oszalał? Ależ skąd. Po prostu nie chce powtórzyć błędów Polski.
Spółka OKD jest właścicielem kopalni ČSM w Stonawie, która poprzedni rok zakończyła z niemałym zyskiem miliarda koron, a więc w przeliczeniu ok. 180 mln zł. Co ciekawe, jeszcze w lutym spółka aktywnie poszukiwała nowych górników, oferując im naprawdę atrakcyjne wynagrodzenie z grubsza porównywalne z płacami w polskich kopalniach. Skąd więc nagła decyzja o zaprzestaniu wydobycia? Doniesienia medialne wskazują, że chodzi o czysty pragmatyzm.
Zamknięcie ostatniej kopalni w Czechach teraz uchroni budżet państwa przed koniecznością jej dofinansowania w momencie, gdy ta nieuchronnie utraci rentowność. Czesi przekonują, że nie zamierzają dopłacać. Decyzję spółka OKD podjąć miała w porozumieniu z tamtejszym rządem. Przez ostatni rok działalności kopalnia ma pozyskać 1,14 mln ton węgla kamiennego, co stanowi jakieś 2,3 proc. wydobycia tego surowca w Polsce. Zamknięcie ČSM oznacza, że nasz kraj stanie się jedynym producentem węgla kamiennego w Unii Europejskiej.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Nie da się ukryć, w Polsce do wydobycia dopłacamy od dawna. Koszty są liczone w miliardach złotych. Ściślej mówiąc, w 2025 r. na ten cel budżet państwa przeznaczy 9 mld zł. Warto wspomnieć, że jakieś 7 mld zł z tej kwoty posłuży... zmniejszeniu produkcji.
Jaka metoda tkwi w tym szaleństwie? W Polsce też zdążyliśmy zaplanować zamknięcie ostatniej kopalni węgla kamiennego. Rzecz jednak w tym, że koniec polskiego górnictwa ma nastąpić dopiero w 2049 r. Eksperci są zdania, że jest to data nierealistyczna. Węgiel kamienny nie będzie Polsce potrzebny tak długo, jeżeli transformacja energetyczna się uda. Wiele wskazuje na to, że tak właśnie się stanie. Przez 15 lat powinniśmy się uporać nawet z zapotrzebowaniem na węgiel w gospodarstwach domowych. "Ułatwi" to z pewnością polityka klimatyczna Unii Europejskiej, która za pomocą różnego rodzaju dodatkowych opłat i ciężarów sprawi, że wymiana pieca stanie się wręcz koniecznością.
Zamknięcie ostatniej kopalni węgla w Polsce to perspektywa następnych dekad
Wydobycie węgla kamiennego w Polsce się nie opłaca. Pomimo tego zamknięcie ostatniej kopalni zostało odłożone niemalże w daleką przyszłość. Dlaczego nie możemy podejść do problemu w taki sam sposób jak Czesi? Nie chodzi wyłącznie o politykę, choć ta oczywiście odgrywa bardzo ważną rolę w procesie decyzyjnym.
Już po samej różnicy w wydobyciu widać, że polskie górnictwo węglowe to działalność prowadzona na dużo większą skalę od tego czeskiego. Tym samym pracuje w nim dużo więcej osób. Mowa nie tylko o górnikach, ale także o wszystkich osobach zatrudnionych w spółkach węglowych. Z kopalń przez dziesięciolecia żyły całe rodziny. Zamknięcie ostatniej kopalni z dnia na dzień oznaczałoby, że tym ludziom nagle zniknie źródło utrzymania. Nie wszyscy z nich przejdą po prostu na emeryturę. Co z nimi zrobić? Przebranżowienie nie zawsze będzie możliwe. Samo znalezienie im nowej pracy byłoby karkołomnym wyzwaniem, które wiąże się z destabilizacją lokalnego rynku pracy na długie lata.
Nic więc dziwnego, że w Polsce wymyślono stopniowe wygaszanie kopalń. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to nastąpi i aktywnie dążymy do realizacji tego celu. Równocześnie przeprowadzamy proces w taki sposób, by zminimalizować negatywne skutki społeczne oraz ludzkie tragedie. Prawdę mówiąc, plan jest taki, by zamknięcie ostatniej kopalni nastąpiło w momencie, gdy praktycznie już nikt nie będzie w niej pracować. W tym celu Stopniowe wygaszanie działalności oznacza redukcję zatrudnienia oraz zmniejszanie inwestycji.
Co w takim razie z polityką? Nie da się ukryć, że górnicy to wzór grupy zawodowej, która potrafi walczyć o swoje na tyle skutecznie, by nasi "przedstawiciele" zasiadający w Sejmie, Senacie i rządowych ławach musieli się z nimi liczyć. Rok 2049 został wybrany niejako kompromisowo. Związkowcy sugerowali raczej 2060 r.
Kolejnym czynnikiem politycznym podkopującym nieco całą operację jest narracja niektórych środowisk o "polskim złocie". Nie liczy się rentowność, względy ekologiczne, myślenie długoterminowe czy rachunek ekonomiczny. Ważne jest to, że mamy "coś swojego", dzięki czemu nie musielibyśmy polegać na imporcie albo jakichś "lewackich" technologiach w rodzaju odnawialnych źródeł energii. Stąd postulat "powrotu do węgla". Odkąd nawet Prawo i Sprawiedliwość wypisało się w okolicach 2021 r. z węglowego kultu, taka postawa stanowi na szczęście element politycznego folkloru. Można się jednak spodziewać jej renesansu wraz ze wzrostem popularności tych bardziej radykalnych partii prawicowych.
Na koniec warto wspomnieć, że węgiel kamienny to nie wszystko, co Polska i Czechy wydobywają. Nikt nie zamierza w najbliższym czasie wygaszać wydobycia węgla brunatnego. Kopalnie odkrywkowe będą funkcjonować jeszcze przez długie lata. Być może nawet pojawią się nowe obiekty tego typu. Przy czym szacunki ekspertów sugerują, że wartych eksploatacji zasobów węgla kamiennego teoretycznie wystarczyłoby nam na ok. 40 lat, a węgla brunatnego na jedynie 20 lat.