Rząd już od pewnego czasu rozważa zamrożenie cen prądu w 2023 r. Sęk w tym, że – jak się teraz okazuje – nie dla wszystkich w tym samym stopniu. Skorzystać mają głównie osoby oszczędne, ograniczające zużycie energii.
Zamrożenie cen prądu w 2023 r.
Wzrost kosztów energii elektrycznej jest już pewny. Zdaniem szefa URE w kolejnych miesiącach prąd może podrożeć nawet o kilkadziesiąt procent. O ile przedsiębiorcom raczej nie uda się „uciec” przed gigantycznymi podwyżkami, o tyle nadal mają na to szansę odbiorcy indywidualni. I to zwłaszcza, że rząd już od dłuższego czasu ma rozważać zamrożenie cen prądu w 2023 r. Zamrożenie cen miało już wcześniej miejsce w przypadku gazu – rząd wstrzymał podwyższanie cen gazu, a ochrona taryfowa została w ostatnim czasie rozciągnięta aż do 2027 r. W przypadku prądu nie ma co liczyć na tak długie zamrożenie cen, jednak nawet zatrzymanie podwyżek na jeden rok może okazać się zbawienne dla odbiorców indywidualnych i podmiotów wrażliwych.
Sęk w tym, że – jak się okazuje – rząd wprawdzie planuje zamrożenie cen prądu w 2023 r., ale nie dla wszystkich. Jak stwierdził wczoraj premier Mateusz Morawiecki, utrzymanie cen prądu miałoby być możliwe jedynie do określonego stopnia zużycia energii elektrycznej. Premier skomentował przy tym, że „ci, którzy są bardziej zamożni, stać ich na to, żeby korzystali z energii elektrycznej bez oszczędzania, żeby (…) płacili więcej”. Jednocześnie polityka rządu miałaby wspomóc osoby, które ze względu na niskie dochody są zmuszone oszczędzać energię elektryczną. Premier zasłaniał się przy okazji Europą Zachodnią, twierdząc, że taką politykę promowania oszczędzania prowadzi obecnie wiele krajów zachodniej Europy.
Nie wiadomo jedynie, jaki byłby limit zużycia prądu, który uprawniałby do korzystania z niższej taryfy; czy rząd również i w tym wypadku będzie chciał zasugerować się rozwiązaniami zaczerpniętymi z Zachodu, czy może ustali arbitralnie własny limit? Zagadką pozostaje też, co z takimi podmiotami jak szpitale i szkoły, które z założenia zużywają sporo prądu.
Wypowiedź premiera to zapowiedź końca pomocy bez względu na dochody
Słowa premiera Morawieckiego o „bardziej zamożnych” i o osobach o „płytszych portfelach” warto zapamiętać. Mogą one bowiem oznaczać, że jeśli rząd będzie planować jeszcze jakieś wsparcie z powodu rosnących cen, to nie będzie to wsparcie dla wszystkich (tak jak np. dodatek węglowy), a raczej pomoc kierowana do osób o najniższych dochodach. Oczywiście w przypadku prądu kryterium mają być nie dochody, a zużycie, jednak (jak stwierdził sam premier) bogatsi prawdopodobnie nie będą ograniczać zużycia prądu, a co za tym idzie – wydadzą znacznie więcej. Tym samym w taki czy inny sposób kolejne programy rządowe czy tarcze mogą być zaprojektowane tak, by skorzystała na nich tylko część społeczeństwa.