Ministerstwo Środowiska zaostrzyło w maju wymagania dla biomasy drzewnej. Całkiem możliwe, że zaostrzy je jeszcze bardziej. Nie ma się co dziwić, bo stała się ona głównym źródłem zanieczyszczeń. Wszystko przez producentów, którzy do pelletu albo brykietu zaczęli dodawać śmieci. Zanieczyszczona biomasa jest w końcu bardziej opłacalna w sprzedaży.
Zanieczyszczona biomasa od lat trafia na polski rynek
Pellet miał być bardziej ekologiczną i tańszą alternatywą dla węgla. Obecnie ceny tych surowców energetycznych są właściwie porównywalne. Węgiel zauważalnie potaniał, tymczasem ceny pelletu poszły w górę. Okazuje się, że pod względem przyjazności dla środowiska biomasa też nie wypada najlepiej. Nie chodzi bynajmniej o to, że jacyś naukowcy odkryli, że jednak jej spalanie emituje więcej gazów cieplarnianych do atmosfery. Nie zmieniły się także wytyczne w tym zakresie ze strony Unii Europejskiej dotyczące na przykład programu „Czyste Powietrze”. Problemem jest zanieczyszczona biomasa dostępna na polskim rynku.
Jak to zanieczyszczona? O sprawie na początku czerwca informował Dziennik Gazeta Prawna. Zacytował Miłosza Jakubowskiego, radcę prawnego i eksperta fundacji Frank Bold, który nakreślił istotę całej sprawy.
Są badania pokazujące, że paliwa z biomasy stały się głównym źródłem zanieczyszczeń emitowanych z małych urządzeń grzewczych i wyprzedzając już węgiel.
Teoretycznie powinno wyjść inaczej. Okazuje się jednak, że producenci najzwyczajniej w świecie dodają do pelletu albo brykietu drzewnego składniki, które nie powinny się w nich znajdować. DGP wymienia odpady meblarskie oraz plastik. Ja określiłbym je po prostu mianem „śmieci”. Z punktu widzenia producentów to całkiem opłacalny proceder. W końcu bezwartościowe dodatki, które i tak trafią do pieca, zmniejszają objętość pełnowartościowego produktu w opakowaniach. Oczywiście dodatek śmieci nie zmniejsza ceny, którą płaci nabywca.
To nie koniec złych wiadomości dla nabywców. Zanieczyszczona biomasa nie tylko truje otoczenie, ale także może uszkodzić kocioł. Wymiana takiego urządzenia to koszt kilku tysięcy złotych. Naprawa nie musi być wcale dużo tańsza. Warto także wspomnieć, że nie jest to nowy problem. Pierwsze informacje na temat dokładania plastiku do sprzedawanego pelletu pojawiły się już w 2020 r. Użytkownicy mediów społecznościowych sugerują, że tego typu praktyk dopuszczały się nawet znane i popularne marki.
Jak tak dalej pójdzie, to gospodarstwom domowym nie zostanie już żadne względnie tanie źródło ogrzewania
Ktoś mógłby spytać, dlaczego państwo nic z tym nie robi. Na szczęście wcale nie jest tak źle. Nie tak dawno pisaliśmy na łamach Bezprawnika o nowych wymaganiach dla pelletu oraz brykietu drzewnego. Przypomnijmy:
Przepisy określają konkretne normy jakości dla brykietu i pelletu. W przypadku brykietu maksymalna zawartość wilgoci w stanie roboczym to 12%, a popiołu – 3% po wysuszeniu. Gęstość ziarna nie może być mniejsza niż 0,9 g/cm3, a ilość dodatków nie powinna przekraczać 2%. Brykiet musi mieć także minimalną wartość opałową na poziomie 15,5 MJ/kg.
Dla pelletu ustalono, że jego średnica powinna wynosić od 6 do 8 mm, a długość od 3,15 do 40 mm. Maksymalna zawartość wilgoci to 10% w stanie roboczym, a 1,2% w stanie suchym. Minimalna wartość opałowa wynosi 16,5 MJ/kg, a gęstość nasypowa powinna mieścić się w przedziale 600-750 kg/m3. Zarówno w brykiecie, jak i pellecie, dopuszczalna zawartość azotu to maksymalnie 0,3%, siarki 0,04%, a chloru 0,02%.
Szczególne znaczenie ma tutaj ilość dodatków ograniczona do poziomu 2 proc. To właśnie do tej kategorii zaliczymy na przykład kleje. Ministerstwo Klimatu i Środowiska chwaliło się przy wprowadzaniu obowiązujących obecnie przepisów, że przysłużą się poprawie jakości powietrza w Polsce. Przydałoby się, bo z tym nasz kraj ma regularne problemy. W niektórych dniach pod względem zanieczyszczeń ścigamy się z przemysłowymi zagłębiami subkontynentu indyjskiego. Przy okazji pozwolą zrealizować jeden z tzw. kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy.
Całe zamieszanie nakazuje zadać pytanie o przyszłość pelletu i brykietu drzewnego jako surowców energetycznych dla polskich gospodarstw domowych. Jeżeli zanieczyszczona biomasa rzeczywiście zostanie wyeliminowana z rynku, to przynajmniej pozbędziemy się jednego z problemów. Pozostają jednak następne. Najważniejszym z nich jest ograniczona dostępność odpadów drzewnych. Przetwarzanie pełnowartościowego drewna w celu wytworzenia na przykład pelletu wydaje się mijać z celem. Poza tym cena zbliżona do węgla podpowiada, że opłacalność wymiany pieca na razie jest ograniczona.
Równocześnie można się spodziewać, że jeśli polityka klimatyczna Unii Europejskiej nie zostanie zrewidowana, za kilka lat ceny gazu i węgla wystrzelą. Powodem jest wprowadzenie systemu ETS2. Nie każdego zaś stać na instalacji pompy ciepła. Całkiem możliwe, że w nadchodzących latach piece gazowe pozostaną najpopularniejszym rodzajem ogrzewania w Polsce.