Czy może być coś gorszego niż podejrzana zbiórka charytatywna wykorzystująca małe dziecko? O dziwo jak najbardziej. Oszukańcze zbiórki na zwierzęta potrafią być jeszcze gorzej. Mechanizm naciągania może być ten sam, podobnie jak kłamanie darczyńcom w żywe oczy. Niestety, w grę wchodzi także faktyczne krzywdzenie zwierząt w imię zysku.
Nie tylko smutne historie i zdjęcia dzieci potrafią skłonić Polaków do sięgnięcia po portfel
Aleksandra Smusz przestrzegała niedawno na łamach Bezprawnika przed zbiórkami charytatywnymi, które mogą się okazać próbą wyłudzenia pieniędzy. Szczerą chęć pomocy chorym ludziom, w tym także dzieciom, bardzo łatwo wykorzystać. Wystarczy ckliwy opis i zdjęcie cierpiącego. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z odbiegającej od społecznych oczekiwań kondycji polskiej opieki zdrowotnej. Nakłady maleją, zakupy sprzętowe w dużej mierze wiszą na WOŚP.
Ktoś mógłby powiedzieć, że żerowanie na osobach chcących pomagać bliźnim to najgorsze, co można zrobić. Błąd. Istnieje zjawisko, które w szczególnie niesprzyjających okolicznościach może się okazać jeszcze perfidniejsze. Mam na myśli podejrzane zbiórki na zwierzęta. Przy czym już teraz pragnę zaznaczyć, że nie chodzi mi o żadne zrównywanie człowieka ze zwierzęciem. Tym bardziej nie twierdzę, że te drugie miałyby być w jakiś sposób ważniejsze od ludzi. Istotny jest bardziej sam sposób działania osób i podmiotów w ten sposób zarabiających.
Zbiórki na zwierzęta to coś, z czym chyba każdy użytkownik internetu spotyka się przynajmniej równie często, co te dotyczące ludzi. Schemat jest bardzo podobny. Zdjęcie zmaltretowanego zwierzaka opatrzone opisem, który czasem wręcz mrozi krew w żyłach. „Porzucony przez wszystkich stary osiołek Zbyszek, który niegdyś zabawiał dzieci i dorosłych, już za chwilę trafi prosto do fabryki salami. No, chyba że zaraz popłynie strumień pieniążków. Brakuje kilkanaście tysięcy złotych.” Spokojnie, możecie odłożyć portfele. Osiołka i jego smutną historię po prostu zmyśliłem. Rzecz w tym, że nie tylko ja.
Już samo połączenie marketingowego efektu FOMO (ang. „Fear of missing out„, strach przed przegapieniem okazji) z nieuchronną śmiercią zwierzaka powinien wzbudzić wątpliwości. W dobie internetu oraz AI służącego do generowania obrazków nie będziemy mieli nawet problemu z wygenerowaniem sobie odpowiedniego osiołka. Następnie wystarczy zareklamować naszą zrzutkę gdzieś na poczytnych portalach albo w mediach społecznościowych. W przeciwieństwie do ludzi weryfikacja historii zwierzęcia wcale nie jest taka prosta, a przynajmniej wymaga dużo więcej wysiłku od typowego użytkownika.
Niektóre zbiórki na zwierzęta to po prostu świetny biznes i sposób zarabiania dla organizatorów
Takie przypadki zdarzają się dość często. Na przykład w zeszłym roku kobieta z Wielkopolski wyłudziła w ten sposób 13 tys. zł na leczenie nieistniejących zwierząt. Zarzutów postawiono jej aż 20. Zdarzają się także zbiórki twarzą w twarz, na przykład na schronisko. Taki przypadek zdarzył się w 2023 r. w Szczecinie.
Czy może być jeszcze gorzej? Jak najbardziej. Paradoksalnie chodzi o te zbiórki na zwierzęta, w których główny bohater jak najbardziej istnieje. Bo kto powiedział, że nie można wziąć całkiem prawdziwego zwierzęcia i zainscenizować sytuację, która przemówi do serc oraz portfeli potencjalnych darczyńców?
Poważne zarzuty padają także wobec organizacji, które na pierwszy rzut oka wydają się poważnymi instytucjami. W tym kontekście najczęściej można usłyszeć ostatnio o Dolnośląskim Inspektoracie Ochrony Zwierząt. Wbrew nazwie nie jest to żadna instytucja państwowa a prywatna fundacja. W styczniu między innymi Gazeta.pl oraz TVN24 informowały o prowadzeniu przeciwko organizacji śledztwa przez Centralne Biuro Śledcze oraz prokuraturę. Zarzuty mają dotyczyć bezprawnie odbierania zwierząt ich właścicielom oraz oszustw podczas zbiórek pieniędzy. Warto wspomnieć, że podobne oskarżenia wysuwane są także wobec innych fundacji prozwierzęcych.
To jednak nie koniec. Trafiają się przypadki aktywnego krzywdzenia zwierząt w ramach prowadzonej działalności. Anna K., założycielka fundacji „Ludzie zwierzętom w potrzebie” została w 2022 r. skazana prawomocnym wyrokiem na dwa lata ograniczenia wolności w wymiarze 30 godzin prac społecznych miesięcznie. Za co? Za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem oraz oszustwa finansowe.
Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie zbiórki na zwierzęta to potencjalne oszustwo. Prawdopodobnie większość z nich rzeczywiście służy pomocy jakiemuś zwierzakowi. Równocześnie jednak żyjemy w takich, a nie innych czasach. Tym samym powinniśmy uważać przed przelaniem pieniędzy i decydować się na wspieranie tych podmiotów, których wiarygodność jesteśmy w stanie zweryfikować.