Rządy coraz bardziej pazerne i nachalne w wyjmowaniu pieniędzy ze swoich obywateli forsują kolejne opłaty, których skutek jest jeden: w sklepach zostawiamy jeszcze więcej, w portfelu zostaje nam coraz mniej.
Podatek cukrowy, który bohatersko miał walczyć ze spożyciem zabójczego cukru, czyni to tak bohatersko, że przy okazji podniósł też ceny rzeczy słodzonych słodziaki – głównej i według naukowców zdrowszej alternatywy dla cukru. Dlaczego tak się stało? Nikt w zasadzie nie chce wyjaśnić.
Ja wam wyjaśnię: bo w tych podatkach to tak w 30 procentach chodzi o wasze zdrowie i w 70 procentach o pieniądze pompowane w jeszcze większych ilościach do budżetów państw. Państwa boją się wzrostów korporacji – czy to z sektorów spożywczych, czy technologicznych, więc na potęgę mnożą w ostatnim czasie nowe podatki, by korporacje chociaż dzieliły się z państwami, odprowadzając stosowny haracz. Ale, żeby było jasne, pieniądze te i tak przerzucane są co do zasady na obywateli końcowych. Dlatego na przykład zdarza mi się zobaczyć w sklepie Pepsi po 9,89 zł, choć do niedawna kosztowała 5 złotych. I może nawet nie byłoby w tym nic złego, ale obok stoi Pepsi Max (bez cukru) i kosztuje niemal tyle samo. Gdzie tu więc sens walki z cukrem?
Ale to nic, bo w tych wspomnianych 30 procentach, to przecież też tak do końca nie chodzi o to, że władza troszczy się o zdrowie obywateli. Chodzi o to, że jedząc cukier tyjemy, nabawiamy się różnych chorób, a potem publiczna służba zdrowia wydaje pieniądze, by nas leczyć. Walka z cukrem to zatem nie tylko zastrzyk dla budżetu, ale i oszczędności. I to pewnie byłoby nawet dobrym skutkiem, gdyby nie wszechobecna hipokryzja.
Politycy unijni (a więc i polscy) byliby bardziej wiarygodni, gdyby ułatwiali zdrowe żywienie
Odpalam Bezprawnika i co widzę? Po podatku cukrowym czeka już „podatek od przekąsek” jako sposób na walkę z otyłością. Tym razem jest to pomysł z Wielkiej Brytanii, która – przypominam – nie jest już w Unii Europejskiej. Ale wiele wskazuje na to, że i sama Unia, w której – przypominam – jest jeszcze Polska, będzie się starała wprowadzać cykl mandatów i kar za spożycie produktów wedle przyjętej przez siebie matrycy. Jaka to matryca? Trudno powiedzieć.
Czy zgadzam się z tym, że ludzie powinni spożywać jak najmniej słodkich i niezdrowych pokarmów lub napojów? No pewnie, że tak.
Natomiast próbuję sobie przypomnieć jakiegoś alkoholika, który zerwał z nałogiem, bo nie spinał mu się budżet. Albo palacza, który musiał rzucić palenie, bo nie starczało mu na papierosy. No nie kojarzę. Nawet opaleni panowie spod sklepu, choć nierzadko muszą odstać swoje, zawsze są w stanie zwieńczyć dzień butelką szlachetnego trunku.
Zwyczajnie ciężko dostrzec dobre intencje polityków, a nie walkę o interes fiskalny państw(a)
Moja propozycja dla polityków jest taka – usiądźcie z ekspertami od zdrowia i żywienia, zróbcie listę 100 najzdrowszych towarów: owoców, warzyw, orzechów, ryb, mięs, serów (o ile się załapią) i zdejmijcie z nich wszystkie podatki. Zwolnione z VAT. Zwolnione z dochodowego. I patrzcie nie tylko jak ich konsumpcja rośnie – bo są najtańsze, ale jak przy okazji kolejne firmy zabijają się by produkować tak nieopodatkowaną zdrową żywność.
I wtedy będziecie mogli, że zrobiliście coś dla zdrowia obywateli. Bo teraz po prostu łupicie nas w kolejnych sektorach, wycierając sobie gęby wzniosłymi hasłami o walce z cukrzycą i otyłością.