„Zimna wojna” na Netflixie się pojawiła i… „Zimna wojna” z Netflixa zniknęła. Okazało się, że ktoś w serwisie bardzo się pomylił, a widzowie mają prawo być bardzo zdenerwowani. Ale ja nie jestem – błędy się zdarzają każdemu. A Netflix to jeden z niewielu internetowych gigantów, który potrafi się do tego przyznać.
„Zimna wojna” to jeden z najgłośniejszych polskich filmów ostatnich lat. Kto nie obejrzał go w kinie, mógł nadrobić zaległości na przykład na Netflixie.
O ile miał dobry refleks – bo produkcja nagle zniknęła z serwisu. Co się stało?
Serwis nie owijał w bawełnę.
[..] Musimy przyznać, że nie wszystko zagrało. Przez pomyłkę film trafił do nas… za wcześnie (true story!). Licencja na ten tytuł obowiązuje nas dopiero od przyszłego roku – możemy przeczytać na facebookowym profliu polskiego Netflixa.
Serwis zapewnił też, że „Zimna wojna” na Netflixie pojawi się 1 czerwca. „Wtedy już wszystko pójdzie śpiewająco” – zapewnia serwis.
„Zimna wojna” na Netflixie. Wystarczy nie ściemniać
Ktoś tu na pewno popełnił spory błąd. Ale też bądźmy wyrozumiali. W końcu każdemu zdarzają się błędy, nawet internetowym gigantom.
No właśnie – zwykle możemy wybaczyć błędy, jeśli ktoś jest w stanie szczerze je wytłumaczyć. W tym przypadku tak było. Wpis Netflixa ma niecałe 300 znaków, a jest w nim wszystko, co powinno. Nie ma ściemniania, nie ma korporacyjnej nowomowy… Po prostu Netflix przyznaje się do „fakapu” – i wyjaśnia, kiedy film będziemy mogli jednak obejrzeć. Nie pada co prawda słowo „przepraszam”, ale nie da się ukryć, że PR-owo-korporacyjnym języku mocno się ono ostatnio zdezawuowało. Może więc to dobrze, że nie ma tak takiego sztucznego kajania się.
Nic wielkiego. Firma popełniła błąd, firma się tłumaczy – można skwitować. Cóż, i tak, i nie. Bo jeśli przypomnimy sobie wszystkie awantury i afery z ostatnich lat, których bohaterem był chociażby Facebook, to zdamy sobie sprawę, że Netlix zachowuje się zupełnie inaczej.
Strategia serwisu Zuckerberga to przede wszystkim ściemnianie i ukrywanie wszystkiego, co niewygodne. Dopiero jak sprawy w Facebooku pójdą naprawdę daleko, to pojawia się Zuck przed kamerą i próbuje się jakoś wytłumaczyć. Zwykle jednak nie wypada zbyt przekonująco.
Jasne, trudno porównywać aferę Cambridge Analytica do licencji na „Zimną wojnę”. Jednak różnica w reakcji na kryzys jest aż nader widoczna.