Dlaczego akurat złoto?
Złoto od wieków pełni rolę waluty ostatniej szansy. Nie jest zależne od kondycji banków centralnych ani od kursów walut, a w czasach niepewności staje się dla inwestorów substytutem stabilności. Dziś ta funkcja jest wyjątkowo pożądana. Rynek reaguje nie tylko na zapowiedzi cięć stóp procentowych w USA, ale też na polityczne turbulencje. Donald Trump swoimi taryfami i ingerencją w niezależność Fedu wprowadził atmosferę, w której nawet tak stabilny dolar wydaje się mniej przewidywalny.
Wzrost ceny złota nie byłby tak gwałtowny, gdyby nie polityka. Trump, znany z konfrontacyjnego stylu, nie tylko otworzył nowy rozdział w wojnach handlowych, ale też zaczął atakować Rezerwę Federalną i jej szefa Jerome’a Powella. Próba odwołania jednej z gubernatorek Fed, Lisy Cook, została odebrana jako atak na instytucjonalne filary gospodarki USA. Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego, ostrzegła wprost – jeśli Fed stanie się narzędziem politycznym, globalna gospodarka może znaleźć się w realnym niebezpieczeństwie.
Inwestorzy z Azji nie odpuszczają
W poprzednich cyklach wzrostowych cena złota często hamowała, gdy popyt z Chin i Indii się wycofywał – tam tradycyjnie kruszec kupuje się w formie biżuterii, a wysoka cena zniechęcała do zakupów. Tym razem jest inaczej. Azjatyccy konsumenci przerzucili się z łańcuszków i pierścionków na sztabki i monety inwestycyjne. To oznacza, że popyt pozostaje wysoki nawet przy rekordowych cenach, co dodatkowo nakręca spiralę wzrostów.
Nie można zapominać, że cena złota jest także odbiciem zbiorowej psychologii rynku. Inwestorzy nie muszą wierzyć, że czeka nas kryzys, by lokować kapitał w kruszcu – wystarczy, że mają poczucie ryzyka. W praktyce rosnące ceny złota często same w sobie stają się samospełniającą przepowiednią. „Jeśli wszyscy kupują, to znaczy, że coś się dzieje” – i koło się zamyka.
Czy to bańka?
Tu pojawia się pytanie: czy złoto jest dziś realnym zabezpieczeniem, czy raczej bańką spekulacyjną? Historycznie każdy gwałtowny wzrost kończył się korektą. W 2011 roku, gdy cena złota przekroczyła 1 900 dolarów, wielu ekspertów prorokowało, że będzie rosnąć w nieskończoność. Kilka lat później cena spadła o jedną trzecią. Różnica polega jednak na tym, że dziś sytuacja geopolityczna jest bardziej napięta niż dekadę temu. Wojny handlowe, konflikty w Azji, kryzys energetyczny i niepewność polityczna w USA sprawiają, że „złoty parasol” może być bardziej potrzebny niż kiedykolwiek.
Co to oznacza dla zwykłych ludzi?
Dla przeciętnego Polaka rekordowe ceny złota mają dwojakie znaczenie. Po pierwsze – biżuteria będzie drożeć. Jubilerzy niechętnie obniżają marże, więc każdy wzrost cen surowca niemal automatycznie przekłada się na droższe obrączki czy pierścionki. Po drugie – rośnie zainteresowanie złotem jako formą inwestycji. W ostatnich latach także w Polsce modne stały się sztabki i monety bulionowe. Ale warto pamiętać, że inwestowanie w złoto nie daje odsetek ani dywidend – zarabia się tylko na zmianie ceny.
Złoto nie rośnie bez powodu. To termometr pokazujący temperaturę globalnych obaw. Im wyżej idzie, tym większe poczucie, że coś w systemie finansowym jest kruche. Czy rzeczywiście czeka nas kryzys? Nie wiadomo. Ale jedno jest pewne – kiedy złoto bije rekordy, oznacza to, że świat woli być przygotowany na gorsze scenariusze.