Złoto jako klasyczna „bezpieczna przystań”
„Złoto inwestycja 2025”, to hasło rozpala wyobraźnię inwestorów. Po latach względnego spokoju kruszec wrócił na pierwsze strony finansowych serwisów, bijąc rekordy. W kwietniu 2025 r. złoto przebiło barierę 3500 USD za uncję, niemal podwajając swoją wartość od początku 2023 r. Nic dziwnego, że kolejki po sztabki i monety ustawiają się w mennicach, a w internecie złoto dominuje wśród tematów o inwestycjach.
Dlaczego złoto świeci tak mocno? Wysoka inflacja (także w Polsce, gdzie jeszcze niedawno była dwucyfrowa) podkopała zaufanie do papierowego pieniądza. Geopolityczne napięcia – wojna w Ukrainie, relacje USA–Chiny – pchnęły inwestorów w stronę aktywów, które od wieków uchodzą za „polisę ubezpieczeniową”. Złoto nie daje odsetek, ale daje coś, co wielu ceni bardziej, poczucie stabilności.
Ceny rosły jak na drożdżach, od 2160 USD w marcu 2024, przez 2435 USD w maju, aż po ponad 3500 USD w 2025. Dodatkowym wsparciem był słabnący dolar i oczekiwania na obniżki stóp Fed. Banki centralne dorzuciły swoje trzy grosze, w 2024 r. kupiły ponad 1000 ton złota, najwięcej w historii. Polska była liderem, NBP dokupił 90 ton, a w maju 2025 r. chwalił się rekordowymi 509 tonami rezerw, co dało nam 12. miejsce na świecie.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Polacy również złapali „gorączkę złota”. Sprzedaż w 2025 r. może przekroczyć 20 ton, bijąc rekordy. Dealerzy raportują wzrosty o 50–80% rok do roku. Najpopularniejsze są jednouncjowe monety i 100-gramowe sztabki, ale rośnie też popyt na mniejsze gramatury. Moda stała się tak silna, że Polska została uwzględniona w statystykach Światowej Rady Złota jako znaczący rynek.
Zwolennicy twierdzą, że złoto to jedyny pewny port w czasach sztormu, trwałe, namacalne i niezależne od kaprysów polityków. Zasadne jest jednak pytanie czy skoro cena podwoiła się w dwa lata, czy to naprawdę „bezpieczna przystań”, czy raczej bańka inwestycyjna napompowana strachem oraz modą? Historia pokaże, kto miał rację. Pewne jest jedno, w 2025 r. złoto błyszczy najmocniej od dekad i trudno przejść obok tego obojętnie.
Złoto jako potencjalna bańka inwestycyjna
Złoto w 2025 roku świeci pełnym blaskiem, ale nie brakuje głosów, że ta gorączka przypomina bardziej bańkę niż „bezpieczną przystań”. Masowy szturm inwestorów indywidualnych na mennice i sklepy numizmatyczne bywa traktowany jako sygnał ostrzegawczy. W końcu stare giełdowe porzekadło mówi, że gdy fryzjer i taksówkarz doradzają kupno - to czas sprzedawać.
Od marca 2024 do marca 2025 cena uncji skoczyła z ok. 2000 do 3300 USD – o 65% w rok, mimo że inflacja w wielu krajach spada, także w Polsce do poziomów jednocyfrowych. Taki rajd przypomina hossę z 2011 r., gdy złoto dobiło do 1900 USD, by kilka lat później spaść niemal o połowę. Krytycy twierdzą, że obecne wzrosty są napędzane głównie strachem i FOMO. Jak zauważył najsłynniejszy inwestor na świecie, Warren Buffett w wywiadzie dla CNN:
„Złoto nie robi absolutnie nic poza patrzeniem na ciebie, kiedy na nie patrzysz”
Mówiąc prościej, złoto nic nie produkuje, nie płaci odsetek ani dywidend – jego cena zależy tylko od wiary, że ktoś kupi je drożej.
Ryzyko bańki potęguje fakt, że uczestniczą w niej wszyscy – od banków centralnych po drobnych ciułaczy. Jeśli inflacja dalej będzie spadać, a geopolityka się uspokoi, złoto może stracić część atrakcyjności. Wysokie realne stopy procentowe dodatkowo podnoszą koszt alternatywny trzymania kruszcu.
Nie oznacza to, że złoto nagle straci cały blask – wciąż może pełnić rolę ubezpieczenia w niepewnych czasach. Ale euforia bywa zwodnicza. Bańkę poznaje się zwykle dopiero po fakcie, a pewność, że złoto musi rosnąć, może być właśnie zapowiedzią korekty.
Dylemat inwestora
Reasumując, Pan Kowalski w 2025 roku stoi przed dylematem czy traktować złoto jako stabilną i opłacalną w perspektywie czasu inwestycje czy może jednak jako bańkę inwestycyjną? Z jednej strony rekordowe ceny i argument o ochronie przed inflacją kuszą, by „kupować, póki rośnie”. Z drugiej, ostrzeżenia, że każda euforia kończy się kacem, każą trzymać emocje na wodzy.
Historia pokazuje, że złoto świetnie sprawdza się jako element dywersyfikacji, biło indeksy giełdowe i chroniło przed inflacją. Ale to aktywo zmienne, potrafi latami stać w miejscu, by nagle runąć lub wystrzelić. Dlatego rozsądny inwestor kupuje złoto „na wypadek”, a nie „na pewno”, przeznaczając na nie część portfela.
Czy w 2025 r. złoto świeci blaskiem stabilności czy raczej gorączką spekulacji? Odpowiedź brzmi, jedno i drugie. A finał – jak zawsze – napisze rynek.