Wielu ludzi odczuwających dysforię płciową znajduje pomoc w kuracjach hormonalnych i zabiegach redukcji płci. I w momencie przejścia z mężczyzny w kobietę trans lub kobiety w mężczyznę trans, zmiana wydaje się odpowiednia i dobra. Co jednak ma zrobić ktoś, dla kogo zmiana płci nie rozwiązuje problemu? Nie mówi się wiele o osobach, które chcą wrócić do swojej pierwotnej płci biologicznej, ponieważ za szybko uwierzyły doradztwu klinik genderowych i środowiskowemu naciskowi. Młoda Brytyjka założyła fundację, która ma pomóc osobom transseksualnym, borykającym się z problemami psychicznymi po przebytych operacjach.
Zmiana płci nie rozwiązuje problemu osób transpłciowych
To niepopularne stwierdzenie i lepiej, żeby dziś nie powtarzać go dosyć często. Świadczy o tym nawet fakt, jak rzadko możemy przeczytać o tym, że osoby transpłciowe po dokonaniu zabiegu zmiany płci nie są zadowolone ze swojej decyzji. W 2013 roku Walt Heyer, który sam dokonał operacji, by stać się Laurą Jensen, a następnie, po ośmiu latach, wrócił do swojej płci biologicznej, napisał książkę – „Paper genders”. Przedstawia w niej szereg dowodów na to, że operacja i zabiegi hormonalne nie rozwiążą problemu, z jakim borykają się osoby transpłciowe. Sama definicja słowa dysforia świadczy raczej o problemie emocjonalnym, depresji czy drażliwości. Tak więc dysforia płciowa powinna być, wg Heyera, poddawana terapii przede wszystkim na tle psychologicznym, a nie fizycznym.
Autor podkreśla, że nie chce całkowitego wyeliminowania operacji, które dla niektórych są jedynym wyjściem. Zaznacza jednak, że zbyt pochopna i dokonana pod wpływem nacisku lekarzy i środowisk genderowych decyzja może skończyć się najtragiczniej. Heyer powołał się na badania losów 324 osób transpłciowych, które przeszły w Szwecji zabiegi zamiany płci, stanowią one, że nawet połowa osób po dokonaniu tych zabiegów podejmuje próby samobójcze. O tych ludziach mówi się znacznie mniej i rzadziej niż o osobach prześladowanych przez reprezentowanie swojej odmiennej tożsamości płciowej. Heyer chce udowodnić, że problem osób transpłciowych leży przede wszystkim w psychice i jest dużo bardziej dojmujący niż fizyczna niezgodność, której zmiana zbyt często zdaje się być rozwiązaniem, a tak naprawdę doprowadzić może do pogłębienia się problemów tej osoby.
Niewielu staje w obronie osób, które przyznały, że zmiana płci nie przyniosła żadnej ulgi, a tylko pogorszyła kondycję psychiczną konkretnej osoby. Aż chce się zapytać, gdzie są ludzie LGBT, którzy wsparliby kogoś takiego. Popieranie decyzji tylko w jedną stronę nie jest nastawione na człowieka, ale na udowodnienie swoich racji.
Wielu młodych ludzi chce wrócić do pierwotnej płci biologicznej
Mimo że od wydania książki Heyera minęło siedem lat, problemy osób po operacjach zmiany płci nie zniknęły, choć mówi się o tym równie mało, co wcześniej. Ostatnio Skynews poinformowało o 28-letniej Brytyjce, Charlie Evans, która urodziła się jako kobieta, ale przez niemal 10 lat identyfikowała się jako mężczyzna, po odbytej operacji zmiany płci. Niedawno na swoim profili społecznościowym opisała swoją historię i uznała, że rezygnuje ze zmiany swojej tożsamości. Po opublikowaniu tekstu do dziewczyny odezwało się wiele osób, borykających się z tym samym problemem.
W rozmowie ze Skynews dziewczyna przyznała, że liczba odpowiedzi, jakie dostała była nadspodziewanie wielka. Mimo tego, że nie prowadzi się żadnych statystyk, dotyczących liczby osób, którym zmiana płci nie przyniosła ulgi i które chcą powrócić do płci biologicznej, Evans wyznała, że zgłosiło się do niej setki dziewiętnasto- i dwudziestolatków, które przeszły pełną operację zmiany płci. Ich dysforia jednak nie ustąpiła i nie czują się z tego powodu lepiej. Charlie opowiedziała o spotkaniu z dziewczyną, która przytuliła ją po publicznym wystąpieniu. Również przeszła pełną kurację hormonalną i zabiegi, które miały pomóc jej stać się mężczyzną. To wszystko nie pomogło jej jednak w znalezieniu rozwiązania dla swojej transpłciowości. Kiedy uznała, że chce wrócić do poprzedniej płci, społeczność LGBT, w której działała, uznała ją za zdrajczynię.
Właśnie dla takich osób, jak ona, Charlie otworzyła fundację charytatywną – The Detransition Advocacy Network, która zajmie się osobami po przebytych operacjach zmiany płci. Ich pierwsze spotkanie odbędzie się pod koniec grudnia w Manchesterze.
Zmiana płci nie rozwiązuje problemu osób transpłciowych – kliniki gender
Skynews dotarło również do jednej z osób, które zgłosiły się do Charlie. Rubi opowiedziała o swojej zmianie w mężczyznę trans i procesie, jakiemu podlega każda osoba, która operacją chce rozwiązać swoją transpłciowość. Ruby udała się do jednej z klinik gender, które świadczą usługi identyfikacji płci. Wyznała, że podczas badań nie odczuwała, by przedstawione przez nią problemy psychiczne czy zaburzenie odżywiania stanowiły dla lekarzy dowód na dysforię płciową. Propozycję operacji zmiany płci przedstawili raczej na podstawie zwiększonej liczby męskich hormonów w jej organizmie. Dziewczyna poddała się zabiegom. Dziś, dużo zaniżonym głosem, z zarostem na twarzy i zmienionym ciałem uważa, że osoby transpłciowe powinny szukać rozwiązaniach na sesjach terapeutycznych, a nie salach operacyjncych.
Brytyjskie kliniki gender Tavistock czy Portman NHS Trust oferują usługi identyfikacji płci dla młodzieży i dzieci. Niektórzy mają po 3 lub 4 lata, kiedy pierwszy raz są diagnozowani. Liczba pacjentów w ciągu ostatnich 10 lat wzrosła wśród chłopców i mężczyzn o 3,2 procent i o 5,3 procent w przypadku dziewcząt i kobiet. Im więcej skierowań i pacjentów, tym więcej zabiegów zmiany płci. I choć dla części zmiany mają pozytywny skutek, nie możemy zapominać o tych, dla których operacje nie rozwiązują dysforii płci, a tylko pogłębiają problemy psychiczne. W całej dzisiejszej walce środowisk pro LGBTQ+ ze środowiskami im przeciwnym, osoby takie Charlie, Ruby czy Walt zostają zapomniane. Dlaczego? Ani nie są dowodem na „wymysły” i „głupoty”, jak chcieliby nazwać ich problem niektórzy, ani nie świadczą o rewelacyjnych efektach i odkryciu siebie na nowo po przejściu terapii hormonalnych i serii zabiegów. Ze swoim problemem pozostają sami i same.