Czasami jesteśmy świadkami szokujących wydarzeń, które występują jedne po drugim w krótkim okresie. Jedyne co się wtedy przychodzi do głowy to myśli pokroju „co się w tym kraju dzieje?”. Bardzo często takie wydarzenia mają wpływ na otaczająca nas rzeczywistość. I rzeczywiście, ostatnie tragiczne wydarzenia z Uniwersytetu Warszawskiego sprawiły, że na polskich uczelniach wprowadza się nowe standardy bezpieczeństwa. Pod koniec kwietnia w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie doszło do zabójstwa lekarza. Środowisko medyków również nie chce pozostać bezczynne.
Co się w tym kraju dzieje?
Właśnie, co się w tym kraju dzieje? Czy rzeczywiście co chwilę coś się dzieje, czy to po prostu specyfika szybkości przepływu informacji? Dziś jesteśmy uderzani negatywnymi informacjami ze wszystkich stron, w nieporównywalnie większych ilościach niż nasi przodkowie. Śmiem twierdzić, że w przeciągu kilku tygodni otrzymujemy więcej informacji, niż nasi pradziadowie, którzy całe swoje życie spędzili na wsi.
Jednak argument, że czasy się zmieniły, nie powinien wybrzmiewać w tak poważnej kwestii, jak bezpieczeństwo ludzi. Owszem, dowiadujemy się więcej, ale równie dobrze dzięki takiemu przepływowi informacji jesteśmy w stanie lepiej skomunikować się, aby zapewnić sobie nawzajem bezpieczeństwo.
Poniedziałek, 28 kwietnia – 29-latek popchnął, uderzył w twarz i kopnął lekarkę w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Częstochowie.
Dzień później, 35-latek wtargnął do gabinetu ortopedy Tomasza Soleckiego w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie i ranił go nożem w klatkę piersiową. Lekarza nie udało się uratować. Powód? Niezadowolenie z przebiegu leczenia.
W czwartek, 1 maja krakowscy ratownicy medyczni udzielali pomocy 18-latkowi, który leżał na ulicy. Po tym, gdy ratownicy powiedzieli, że chcą go zabrać do karetki, nastolatek zrobił się agresywny. Nie obyło się bez przepychanek.
W ten sam dzień na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Łukowie syn i ojciec zaatakowali personel medyczny. Powód? Zbyt długi czas oczekiwania na przyjęcie.
Również tego samego dnia doszło do ataku na pielęgniarkę w Pruszkowie. 25-letni mężczyzna uderzył ją pięścią w twarz tak, że się przewróciła. Interweniowała policja.
Nic dziwnego, że medycy czują się zagrożeni
Komitet Organizacyjny akcji Medycy Przeciw Nienawiści oraz Marszu Milczenia, który reprezentuje wszystkie zawody medyczne, zabrał głos w sprawie ostatnich ataków.
Medycy domagają się stworzenia rozwiązania, które umożliwi powiadamianie odpowiednich organów w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa lub agresji w kierunku personelu medycznego. Procedura wejścia na teren placówek medycznych ma być bardziej restrykcyjna – np. poprzez kontrolę tego, co ze sobą wnosimy, rozszerzenie monitoringu, identyfikacja odwiedzających.
Oto postulaty, które na zakończenie Marszu Milczenia przekazaliśmy Minister Izabeli Leszczynie. Zostały one poparte przez wszystkie zawody medyczne. Liczymy na ich szybkie i dokładne wdrożenie. Zmiany dotyczące bezpieczeństwa medyków powinny być wdrażane w komunikacji z nami… pic.twitter.com/imKAEysBqk
— Porozumienie Rezydentów OZZL (@Rezydenci) May 13, 2025
W dokumencie możemy również znaleźć wezwanie do wprowadzenia odrębnego przepisu, który będzie się odnosić do niebezpiecznych zachowań w placówkach medycznych. Tu się rodzi pytanie – po co? Rozumiem w pełni intencje medyków w kwestii zwiększenia bezpieczeństwa, ale po co tworzyć osobne przepisy? Dlaczego nie można tego podpiąć pod zakłócanie porządku publicznego, a w przypadku bezpośredniego ataku na pracownika medycznego, pod inne, obowiązujące już przepisy? Ostatnie, czego w kwestii bezpieczeństwa medyków byśmy chcieli, to populizm penalny.