Już za niecałe dwa tygodnie odbędą się wybory parlamentarne a wraz z nimi referendum. Część wyborców chciałaby skorzystać z okazji do zamanifestowania swojego sprzeciwu. Ostrzegamy: zniszczenie karty do głosowania to jeden z gorszych pomysłów, jaki może przyjść wyborcy do głowy. Za taki czyn grożą nawet 3 lata pozbawienia wolności.
Kluczowy przepis niby wydaje się prosty niczym przysłowiowa konstrukcja cepa
Zbliża się najważniejszy dzień w polskim życiu politycznym, który zdecyduje o kształcie naszego kraju na najbliższe lata. Przy okazji absolutnie kluczowych wyborów parlamentarnych rządzący wymyślili też sobie swoje referendum ogólnokrajowe. Pytania referendalne są, najdelikatniej rzecz ujmując, niepoważne. Dlatego wielu wyborców zastanawia się, jak skutecznie zamanifestować swój sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy. Nie jest to jednak takie proste.
Problem polega na tym, że jeśli w referendum ogólnokrajowym frekwencja przekroczy 50 proc., to zgodnie z art. 125 ust. 3 Konstytucji RP jego wynik jest wiążący. Tymczasem komisje wyborcze będą takie same dla obydwu głosowań. Co gorsza, będziemy mieć do czynienia z tymi samymi listami wyborców. Państwowa Komisja Wyborcza przypomniała niedawno wyborcom, że głos nieważny to nie to samo, co nieważna karta do głosowania. Innymi słowy: każda pobrana karta wrzucona do urny będzie wliczana do frekwencji. Z jednym małym wyjątkiem: karty przedarte przynajmniej na pół stają się nieważne.
Czy to oznacza, że zniszczenie karty do głosowania stanowi akceptowalne rozwiązanie dla wyborców, którzy chcą pójść na wybory parlamentarne, nie chcą głosować w referendum i szukają sposobu na pokazanie władzy, co o niej myślą? W żadnym wypadku. Takie postępowanie może zostać uznane za całkiem poważne przestępstwo. Mowa tutaj o czynie zabronionym przez art. 248 pkt 3) kodeksu karnego:
Kto w związku z wyborami do Sejmu, do Senatu, wyborem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, wyborami do Parlamentu Europejskiego, wyborami organów samorządu terytorialnego lub referendum:
(…)
3) niszczy, uszkadza, ukrywa, przerabia lub podrabia protokoły lub inne dokumenty wyborcze albo referendalne,
(…)
– podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Zacytowany fragment przywołanego przepisu wydaje się całkiem jasny. Zniszczenie karty do głosowania w referendum wypełnia przesłanki jego zastosowania. Dlaczego więc napisałem, że takie postępowanie może zostać uznane za przestępstwo? Prawnicy nie do końca są zgodni co do jego interpretacji. Różnie też bywa z orzecznictwem sądów.
W praktyce jeden sąd powie „tak”, drugi sąd powie „nie”
Spór o wykładnię art. 248 pkt 3) kodeksu karnego dotyczy sprawy o ogromnym znaczeniu dla procesu wyborczego w każdych wyborach. Czy wyborca ma prawo swobodnie dysponować wydaną mu kartą do głosowania? Jeżeli przyjmiemy, że tak jest w istocie, to powinniśmy również uznać jego prawo do manifestacyjnego zniszczenia karty. Pod względem estetycznym nie ma właściwie większej różnicy, czy nastąpi zniszczenie karty do głosowania, czy na przykład namalowanie na niej jakichś obscenicznych rysunków.
Taką właśnie interpretację znajdziemy w wyroku Sądu Okręgowego w Legnicy z 15 marca 2016 r. (sygnatura akt: IV Ka 53/16). Sąd ten uniewinnił oskarżonego w sprawie o popełnienie właśnie tego konkretnego przestępstwa. Sprawa podarł kartę do głosowania, a później wyniósł jej resztki z lokalu wyborczego. Skład orzekający w uzasadnieniu wyroku wyraźnie podkreślił, że jedyną osobą uprawnioną do dysponowania kartami do głosowania we wspomnianym czasie jest wyborca. Zwrócił także uwagę na to, że osoba uprawniona do głosowania może się w każdej chwili rozmyślić.
Decyzję o odstąpieniu od takiego udziału wyborca może z różnych powodów, czasami nawet irracjonalnych, podjąć nie tylko do chwili pobrania kart do głosowania, ale także i później, nawet już po oddaniu głosu, a ściślej po zaznaczeniu swego głosu na karcie – aż do momentu umieszczenia kart w urnie. Ponieważ zaś kodeks wyborczy nie przewiduje w takiej sytuacji procedury zwrotu kart, to jedynym sposobem całkowitej rezygnacji z uczestnictwa w akcie wyborczym, jest albo zniszczenie, albo zabranie wydanych kart i wyniesienie ich poza lokal wyborczy.
Tę konkretną interpretację na swój sposób wzmacnia art. 71 §2 kodeksu wyborczego, który określa sposób postępowania z przedartymi kartami, które jednak trafiły do urny wyborczej. Nie bierze się ich pod uwagę przy obliczaniu frekwencji. Ustawodawca wprost wskazał, że taki przypadek może się zdarzyć. Trzeba jednak wskazać, że nie przesądza to jednoznacznie o legalności niszczenia kart wyborczych.
Zniszczenie karty do głosowania to ryzyko. Wszystko zależy od interpretacji sądu, który będzie nas sądził
Po przeciwnej stronie barykady mamy te sądy, które uważają, że zniszczenie karty wyborczej jednak stanowi przestępstwo. Ministerstwo Sprawiedliwości powołuje się w swojej części rządowego portalu gov.pl na wyrok Sądu Rejonowego w Giżycku (sygnatura akt: II K 362/20). W tym przypadku oskarżona podarła w trakcie wyborów prezydenckich kartę wyborczą. Broniła się tym, że nie wydawało jej się, że po otrzymaniu karty jako jej właścicielka może z nią zrobić, co zechce.
Skład orzekający przyjął bardzo literalną wykładnię art. 248 pkt 3) kodeksu karnego i nawet nie rozważał racji kobiety. Powód jest prosty: sąd uznał, że karta do głosowania jak najbardziej stanowi dokument wyborczy nierozłącznie związany z przeprowadzaniem wyborów. Ewentualną niewiedzę w tej kwestii oskarżona mogła rozwiązać na przykład poprzez zapytanie członków komisji wyborczej, czy zniszczenie karty wyborczej jest czymś dozwolonym. Ostatecznie kobieta została skazana na 1000 zł grzywny.
Kto ma w tym sporze rację? Sam skłaniałbym się raczej ku bardziej konserwatywnym podejściu do interpretowania tego konkretnego przepisu reprezentowanym przez Sąd Rejonowy w Giżycku. Takie samo zdanie ma najwyraźniej Państwowa Komisja Wyborcza. Skoro mamy wyraźny zakaz niszczenia dokumentów wyborczych, to potrzebowalibyśmy ustanowienia specjalnego wyjątku, który niejako legalizowałby zniszczenie karty wyborczej w ramach jakiegoś rodzaju manifestacji politycznej.
Najważniejsze są jednak kwestie czysto praktyczne. Nie ma się co oszukiwać: brak jasnej linii orzeczniczej oznacza, że wszystko zależy od interpretacji przyjętej przez te sądy, które akurat będą nas sądzić. Niestety będzie to loteria. Tymczasem wyborca ma wciąż do dyspozycji środki umożliwiające mu skuteczną odmowę udziału w procesie wyborczym.
W przypadku wyborów parlamentarnych będzie to oddanie głosu nieważnego. Wystarczy postawić dwa krzyżyki na dwóch różnych listach partyjnych i gotowe. Referendum wymaga aktywnej odmowy odebrania karty do głosowania. Jeżeli nie mamy ochoty, to możemy w ogóle nie iść na wybory. Mamy do tego pełne prawo: w Polsce obowiązek głosowania nie istnieje.