YouTuberzy coraz częściej narzekają na platformę, na którą wrzucają filmiki. Zarzutów jest wiele – od nieuczciwej moderacji po ignorowanie mniejszych twórców. Twórcy w Niemczech postanowili się bronić – i założyli związek zawodowy YouTube. Amerykańska korporacja jednak szybko pokazała im miejsce w szeregu.
Jeszcze kilka lat temu amerykańskie korporacje z branży tech były odbierane jako fajne firmy, które niby przez przypadek stały się gigantycznymi korporacjami. Jednak mimo tego, szanowały swoich pracowników i współpracowników. Pracownicy mogli liczyć na darmowe owoce w biurze, a współpracownicy – na zupełnie nowe możliwości.
Na przykład parę lat temu powstał nowy zawód – YouTuber. Jeszcze niedawno wizja życia z nagrywania filmików wydawała się dziwaczna. Dzisiaj już nie jest. Ale sami YouTuberzy coraz częściej zaczynają krytykować karmiącą ich rękę. Google (właściciel YouTube’a) tą krytyką jednak jakoś niezbyt się przejął. YouTuberzy wzięli więc sprawę w swoje ręce.
Związek zawodowy YouTube. To nie miało prawa wypalić
Tak w 2018 r. powstał związek zawodowy YouTube – YouTubers Union. To pomysł Niemca Jörga Sprave’a. Związek szybko nabrał wiatru w żagle i połączył się z innym związkiem IG Metall – największą tego typu organizacją w Europie.
Google więc nie mogło już ignorować YouTuberów. Niemiecki oddział giganta zaprosił jego przedstawicieli do swojej siedziby by porozmawiać o wszystkich palących problemach. A związkowcy YouTube’owi uważają, że firma na przykład ignoruje mniejszych twórców, nie zawsze uczciwie moderuje treści i ma niejasne zasady co do monetyzacji.
Jörg Sprave i jego współpracownicy skorzystali z zaproszenia i poszli do siedziby Google’a. Wszyscy porozmawiali ze sobą, a będzie nadal tak, jak jest – można sparafrazować tekst znanej piosenki.
Bo po spotkaniu Google wydał komunikat. Firma podkreśliła, że wyjaśniła „ze wszystkimi detalami” politykę YouTube’a. – Podkreśliliśmy też jasno, że nie będziemy negocjowali ich żądań – poinformował Google.
Cóż, trzeba przyznać, że potraktowano związkowców dość brutalnie. Ale czy związek zawodowy YouTube mógł w ogóle wypalić?
Wygląda na to, że amerykańskie korporacje urosły tak bardzo, że nikim specjalnie nie muszą się przejmować. Facebook przecież ignorował często wytyczne rządów wielkich krajów. Czemu więc Google ma się przejmować grupką związkowców?
Przekaz YouTube’a jest jasny: albo gracie na naszych zasadach, albo przestańcie grać u nas. Problem w tym, że YouTuber może grać tylko na YouTubie. Amerykanie tak zmonopolizowali ten rynek, że żadna konkurencja nie ma tu z nimi żadnych szans.
A z YouTuberami sprawa wygląda trochę jak z kierowcami Ubera. Kierowcy nagle kilka lat temu poczuli, że mogą zarabiać sporo – i to w zupełnie nowy sposób. Ale dopiero z czasem zrozumieli, że w tej pracy są na łasce korporacji, która może z dnia na dzień zmienić wszystkie zasady. YouTuberzy przerabiają tą samą gorzką lekcję teraz, ale pewnie przerobią ją i przedstawiciele wielu nowych zawodów, które powstaną w najbliższych latach.