W związku z przejściem naziemnej telewizji cyfrowej na standard DVB-T2/HEVC rządzący wymyślili, że dopłacą każdemu chętnemu 100 zł na zakup dekodera. Później program rozrósł się do 250 zł dopłaty do telewizora. Pojawiły się jednak problemy. Okazało się, że rządzący wcale nie chcą płacić na urządzenia, które uznają za zbyt drogie. Pomimo dość niejasnej podstawy prawnej.
250 zł dopłaty do telewizora i 100 zł do dekodera miało najprawdopodobniej stanowić znakomitą zagrywkę wizerunkową rządu. Wszystko dzięki wdrażaniu nowego standardu naziemnej telewizji cyfrowej. By móc odbierać sygnał w standardzie DVB-T2/HEVC wielu Polaków musiała w końcu zakupić specjalny dekoder albo kupić nowszy model telewizora. Niestety, program dopłat od samego początku nie miał szczęścia.
Najpierw pojawiły się sugestie, że rządzący w ten sposób chcą wykryć osoby, które nie zarejestrowały telewizora na potrzeby odprowadzania abonamentu RTV. W końcu jeżeli ktoś zgłosi się po taką dopłatę, to ewidentnie posiada, albo niedługo będzie posiadał, stosowny odbiornik. Abonament RTV, najdelikatniej rzecz ujmując, nie cieszy się w społeczeństwie uznaniem. Dlatego mało kto uwierzył w rządowe zapewnienia, że wcale nie chodzi o ściganie osób uchylających się od jego płacenia.
Teraz zaś rządzący doszli do wniosku, że jednak woleliby trochę zaoszczędzić na programie wsparcia obywateli. Dotyczy to zwłaszcza kwestii 250 zł dopłaty do telewizora. Portal Gazeta.pl podaje przykład pani Janiny, której odmówiono udzielenia dofinansowania. Jakby tego było mało, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów wezwała ją do złożenia wyjaśnień, bo śmiała kupić za drogi telewizor. Ściślej mówiąc: kupiła urządzenie za 4,5 tysiąca złotych. Urzędnicy widzą przypadek pani Janiny w następujący sposób:
(…) uzyskane przez Panią świadczenie zostało przeznaczone na zakup telewizora w cenie co najmniej czterokrotnie wyższej niż telewizor posiadający podstawowe funkcjonalności i również umożliwiający dalszy odbiór bezpłatnej naziemnej telewizji cyfrowej
Rządzący powinni jednak ustalić jakiś rozsądny limit, do którego przysługuje 250 dopłaty do telewizora
Czy za ok. 1125 zł można kupić nowy telewizor? Jak najbardziej. Będą to jednak przede wszystkim urządzenia 32- i 40- calowe, czyli dość małe jak na dzisiejsze standardy. Rzeczywiście posiadają podstawowe funkcje i pozwalają na odbiór naziemnej telewizji cyfrowej w formacie DVB-T2. Trudno jednak nie nazwać ich absolutnym minimum. Za 4,5 tysiąca złotych możemy już kupić 65-calowy nowoczesny telewizor któregoś z wiodących producentów.
Co szczególnie ważne: ani regulamin udziału w programie, ani tym bardziej ustawa wprowadzająca dopłaty, nie przewiduje żadnego limitu ceny telewizora. Przyznają to sami urzędnicy KPRM. Zwracają jednak uwagę na treść art. 3 ustawy o o wsparciu gospodarstw domowych w ponoszeniu kosztów związanych ze zmianą standardu nadawania naziemnej telewizji cyfrowej.
Świadczenie na zakup odbiornika cyfrowego przysługuje jednej pełnoletniej osobie, zameldowanej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej na pobyt stały lub czasowy powyżej 30 dni, jeżeli trudna sytuacja materialna gospodarstwa domowego tej osoby uniemożliwia samodzielne poniesienie kosztów nabycia odbiornika cyfrowego (…)
Trudno odmówić logiki argumentacji urzędników. Jeżeli kogoś stać na telewizor za kilka tysięcy złotych, to tym bardziej stać go sam dekoder, którego zakup w całości można sfinansować z dopłaty. Co więcej, w takim przypadku nie sposób mówić o „trudnej sytuacji materialnej”, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie da się jednak ukryć, że takie podejście do tematu ze strony KPRM sprawia złe wrażenie.
Ustalenie limitu, do którego przysługuje 250 zł dopłaty do telewizora byłoby jednak o wiele rozsądniejszym posunięciem, niż rozpatrywanie każdego przypadku z osobna. To rozwiązanie sprawia wrażenie arbitralności. Tymczasem bardzo łatwo można by znaleźć rozsądny punkt odniesienia, od którego zaczyna się już zakup wykraczający poza niezbędność. Pierwszym z brzegu przykładem jest płaca minimalna, wynosząca w tym roku 3010 zł. Za tą kwotę można kupić rozsądnej jakości urządzenie niebędące zarazem towarem luksusowym.