Chcesz pracować tylko cztery dni w tygodniu? Rozważ przeprowadzkę do Belgii. W tym kraju ma wejść oficjalnie 3-dniowy weekend. Są wprawdzie duże „ale”, niemniej wszystko wygląda bardzo ciekawie.
Belgia wprowadza bardzo poważną reformę rynku pracy. Otóż każdy pracownik będzie tam mógł niebawem przyjść do szefa i powiedzieć mu, że chce pracować od poniedziałku do czwartku – tudzież od wtorku do piątku.
Czy szef musi się zgodzić? Nie. Niemniej „musi podać poważne argumenty” jeśli chce odmówić.
Belgijski rząd nie ukrywa, że to eksperyment. Dlatego pracownik będzie mógł wnioskować o 4-dniowy tydzień pracy na pół roku. Potem jednak będzie mógł poprosić szefa o przedłużenie takiego systemu.
3-dniowy weekend, ale pracy tyle samo?
Pewnie więc zgody na 4-dniową pracę w tygodniu nie dostaną policjanci, ratownicy medyczni, kurierzy czy nawet redaktorzy newsowych serwisów internetowych. Ale już w lepszej sytuacji mogą być specjaliści ds. IT czy niektórzy inni pracownicy korporacji.
Taki system nie oznacza jednak, że pracy będzie mniej. Jak to możliwe? Otóż piątek trzeba będzie odrobić w inne dni. Czyli brać dodatkowe godziny od poniedziałku do czwartku, ewentualnie nagromadzić maksymalnie dużo godzin pracy w pierwsze dni.
Nie jest jasne, czy sprawdziłoby się to w zapracowanej Polsce. Jednak Belgowie pracują zwykle tylko 38 godzin tygodniowo, więc pewnie można to wszystko jakoś zaplanować.
3-dniowy weekend to ostatnio zresztą całkiem popularna idea, którą nawet w Polsce wprowadzają już niektóre firmy. Futurolodzy od dawna zastanawiają się, jak urządzić świat, w którym pracy jest generalnie coraz mniej, bo przejmują ją maszyny i roboty. Czy jednak już czas na skracanie tygodnia pracy?
Pewnie zatrudnieni w wielkich korporacjach czytając o nowych przepisach w Belgii tylko westchną. Bo wydaje się jednak, że 3-dniowy weekend to idea zbyt piękna, by była prawdziwa. Jednak przecież nie tak dawno temu, bo w latach 80. XX wieku, do pracy i szkoły trzeba było chodzić również w soboty (choć już wtedy nie we wszystkie).
Może zatem powinniśmy się już przyzwyczajać do wizji „czwarteczku”?