Pytania zawarte w nagłówku niniejszego artykułu mogą wydawać się absurdalne, ale nie zrodziły się w mojej głowie. To jedynie bezpośrednia inspiracja planowanym przez polskich polityków programem nazwanym przez media „4000 plus”.
O pogłoskach na temat 4000 plus pisałam już wczoraj, kiedy to serwis oko.press przedstawił założenia programu, w myśl którego chciałoby się… Nie wiem jak to określić. „Korumpować”? Może troszkę bardziej neutralnie: zachęcać, motywować. Chciałoby się motywować kobiety do donoszenia ciąży, w wyniku której urodzi się chore dziecko lub nawet istota nie mająca żadnych szans na przeżycie, jednorazową kwotą w wysokości 4000 złotych.
To symboliczna kwota będąca odpowiednikiem ceny jednego iPhone’a i trudno sobie wyobrazić, by mogła realnie pomóc w traumie urodzenia martwego dziecka lub też w jego dalszej rehabilitacji przez kilkadziesiąt lat. A mimo to pełna jestem obaw, że w naszym społeczeństwie istnieje grupa osób, która ma problemy z długoterminowym planowaniem budżetu (złośliwi lubią definiować to stwierdzeniem, że „ubóstwo to stan umysłu”) i krótkoterminowa perspektywa wzbogacenia byłaby dla nich dostatecznie kusząca.
I nie byłoby w tym nic złego. Że ratuje się życia, ponieważ aborcja jest czymś złym. Zawsze jest tragiczną koniecznością i nie zgadzam się z poglądem, który przyrównuje tego typu zabieg do wizyty u fryzjera, a dziecko nie pasuje do wystroju mieszkania. Lecz cały moralny wydźwięk sprawy, w którym próbuje się matki przekupić, by mimo wszystko nie decydowały się na aborcję, jest niesmaczny. Pobudki tego pomysłu są szlachetne. Ale czy naprawdę ktoś, kto decyduje się na urodzenie dziecka wyłącznie dla 4000 złotych jednorazowej nagrody, odpowiednika jednej średniej krajowej pensji, jest lepszym człowiekiem od kobiety, która dokonała aborcji?
4000 plus dla zgwałconych matek
Plotki medialne przerodziły się w realne dyskusje parlamentarne. PiS przestraszył się Czarnego Marszu, ale staje na głowie żeby choć trochę zadośćuczynić ten fakt organizacjom pro-life czy Kościołowi Katolickiemu. Stąd projekt takich uregulowań prawnych w myśl zasady „robiliśmy, co mogliśmy”. Dziś jeden z posłów PiS zaproponował, by do programu 4000 plus włączyć też kobiety, które zaszły w ciążę w wyniku gwałtu – obecne regulacje prawne, co wydaje się humanitarnym i kompromisowym rozwiązaniem, dopuszczają dokonanie aborcji w takich przypadkach.
Posłowie chcieliby zachęcić kobiety do rodzenia takich dzieci, zaś motywacją wpływającą na podjęcie decyzji o urodzeniu i wychowaniu osoby przypominającej matce być może najbardziej traumatyczne wydarzenie z jej życia miałby być iPhone 7 Plus miałoby być jednorazowo wypłacone 4000 złotych.
Internauci oczywiście kpią sobie z postulowanych zmian. Pytają czy promocje się sumują i uszkodzone płody pochodzące z gwałtu zapewnią kobiecie aż 8000 złotych „wynagrodzenia”. Mniej wrażliwi pytają nawet czy taryfikator ulega zmianie w przypadku gwałtów zbiorowych.
Takie uwagi być może są niesmaczne, ale jedynie rezonują absurdalny poziom dyskusji, na który temat aborcji sprowadził rząd i poseł PiS. Trudne, traumatyczne problemy życiowe, które często wpływają na osobowość i całe późniejsze życie, sprowadzają do kwestii prostej transakcji handlowej i to jeszcze takiej z gatunku, na którą mogliby się połasić tylko najgłupsi lub najbardziej zdesperowani.