Obywatelski projekt uchylający obowiązek szczepienia dzieci został skierowany przez posłów do dalszych prac w komisji. Podobno opozycja w odpowiedzi chce świadczeń z 500 plus tylko na szczepione dzieci. Tymczasem coraz mniej dzieci zostaje faktycznie zaszczepionych. Czas, by wreszcie ktoś zatrzymał to zbiorowe szaleństwo.
Opozycja chce zastrzec 500 plus tylko na szczepione dzieci?
Tak zwane Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP” przedłożyło w Sejmie obywatelski projekt ustawy w sprawie dobrowolności szczepień. Ten sprowadza się przede wszystkim do zniesienia w Polsce obowiązku szczepienia dzieci. Sejm w pierwszym czytaniu zdecydował o skierowaniu projektu do pracy w komisjach. Głosami Prawa i Sprawiedliwości, Kukiz ’15 oraz koła Wolni i Solidarni. Nie powinno to nikogo dziwić, zważywszy na politykę partii rządzącej, w myśl której projektów obywatelskich posłowie tej partii nie odrzucają w pierwszych czytaniach – nawet, jeśli te reprezentują poglądy z zupełnie innej bajki.
Super Ekspres postanowił spytać Stefana Niesiołowskiego, czy powinno się wprowadzić przepisy uzależniających wypłatę pieniędzy z 500 plus od zaszczepienia dziecka. Poseł pomysł podchwycił, stwierdzając, że dodatkowo zaproponowałby zakaz przekraczania granicy dla takich dzieci, co miałoby zostać uregulowane na poziomie unijnym. W kontrze do tej opinii przedstawiono pogląd Bartosza Arłukowicza, skądinąd byłego ministra zdrowia oraz przewodniczącego sejmowej komisji zdrowia. Ten jest zdania, że powinno postawić się na edukację i zachęty do szczepienia dzieci. Pomysł zastrzeżenia świadczeń z 500 plus tylko na szczepione dzieci uznał za niewłaściwy. Zaznaczył on jednak, że jeśli liczba nieszczepionych dzieci będzie w dalszym ciągu rosła, to czeka nas debata nad ich dostępem do publicznych szkół i przedszkoli.
Nawet w kaczce dziennikarskiej czasem trafi się pożyteczny pomysł
Obydwaj posłowie opozycji nie przebierali w słowach. Bartosz Arłukowicz stwierdził, że „Nie można narażać zdrowia i życia większości dzieci przez nieodpowiedzialne decyzje innych rodziców”. Stefan Niesiołowski, znany z ciętego języka, o postępach antyszczepionkowców powiedział wręcz: „To ofensywa skrajnej głupoty. Czy musimy być świadkami śmierci dzieci, epidemii dawno niewidzianych chorób, żeby coś dotarło do tych pustych łbów?” Jest to dość radykalne postawienie sprawy, jednak po bliższym zastanowieniu muszę się z tymi słowami zgodzić. Co więcej, ta ofensywa okazuje się być, niestety, dość skuteczna.
Podana przez Super Ekspres informacja w obiegu medialnym ewoluowała. Wiele portali sugerowało wręcz, że opozycja już teraz chce zastrzeżenia 500 plus tylko na szczepione dzieci. Wydaje się, że na dzień dzisiejszy to niekoniecznie prawda. Warto jednak postawić sprawę jasno: o ile najprawdopodobniej w tym momencie żadnego „kontrprojektu” w Sejmie nie ma, o tyle dobrze by się stało, gdyby takowy się pojawił. Co więcej: powinien zostać przyjęty.
Antyszczepionkowcy wychodząc ze swojej niszy powodują realne szkody dla społeczeństw Europy
Ruch antyszczepionkowy zwykło się w Polsce traktować jako nieszkodliwych dziwaków, stawiać gdzieś pomiędzy „turbosłowianami” a „płaskoziemcami”. To błąd. Ani Wielka Lechia, ani Ziemia będąca dyskiem nie są w stanie nikogo zabić. Kiedy komisja zdrowia zastanawia się nad tym, co z projektem „STOP NOP” zrobić przed drugim czytaniem, systematycznie maleje liczba dzieci zaszczepionych chociażby na odrę. Jak, przy okazji całego zamieszania, podaje portal money.pl, po raz pierwszy spadła ona poniżej bezpiecznego poziomu.
To nie jest też tak, że wszystkie argumenty podnoszone przez antyszczepionkowców są absolutnie pozbawione sensu czy wartości. Oczywiście, twierdzenia o tym, że „szczepionki wywołują u dzieci autyzm”,”zawierają trującą rtęć” czy po prostu nie działają, można podsumować jednym słowem: brednie. Faktem jest jednak, że po podaniu szczepionki bardzo rzadko zdarzają się skutki uboczne. Można zrozumieć rodziców, którzy chcieliby uniknąć takiego losu dla swoich dzieci. Są też osoby, których dzieci doznały efektów niepożądanych po podaniu szczepionki.
Tak naprawę nie sposób oskarżać tych ludzi o złe intencje. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie powszechność szczepień zapewnia ogółowi społeczeństwa ochronę przed groźnymi zakaźnymi chorobami. Dzięki szczepionkom udało się wyeliminować ryzyko sprawdzenia na własnej skórze jak to jest żyć w czasie epidemii ospy prawdziwej, czy właśnie odry. Lawinowy wzrost zachorowań na tą chorobę w Europie jest powszechnie wiązany ze spadkiem ilości zaszczepień – to z kolei wynika wprost z działalności ruchu antyszczepionkowego. Im więcej osób w społeczeństwie jest zaszczepionych, tym mniejsza szansa na powrót epidemii do naszej codzienności.
Szczepienia w Europie. Nie chcesz szczepić? To nie szczep, ale nie znajdziesz przedszkola dla dziecka
Jak jednak zapewnić powszechność szczepień w społeczeństwie, które jest coraz mniej skore by zaszczepić siebie i swoje dzieci zanim będzie za późno? Teoretycznie antyszczepionkowcy głoszą, że przecież nie są przeciwni szczepieniom – chcą „tylko” zniesienia przymusu. Powołują się przy tym na przykład 20 państw europejskich, w których są one dobrowolne. Strona internetowa Narodowego Instytutu Zdrowia, dedykowana problematyce szczepień, przybliża jak to naprawdę wygląda na świecie. W krajach skandynawskich szczepienia faktycznie są dobrowolne. Warto jednak zauważyć, że Norwegia czy Finlandia mają jedne z najwyższych wskaźników zaszczepień na świecie. Dlaczego? Dlatego, że szczepienia działają a Skandynawowie po prostu ufają instytucjom państwowym.
W przypadku Niemców czy Rumunów, szczepienia również są dobrowolne. Jest jednak pewien haczyk – niezaszczepione dziecko w tych krajach może po prostu nie zostać przyjęte do przedszkola. Podobnie jest we Francji, gdzie jednak obowiązkowe szczepienia występują. Swoje przepisy zaostrzają Włosi – z powodu epidemii odry. Szczególne podejście do szczepień ma Australia. To właśnie tamtejsze regulacje stały się podstawą rozważań Super Ekspresu. W Australii rodzice, którzy odmówią zaszczepienia dziecka z przyczyn pozamedycznych, tracą prawo do przysługujących na nie świadczeń. Skutkiem jest przeszło 92% zaszczepionych dzieci.
Wydaje się, że dobrowolność jest nie do zastosowania w Polsce, gdzie obywatele cierpią na permanentny brak zaufania do własnego państwa a „kombinowanie” mamy niemalże we krwi. W takich warunkach edukacja i przekonywania mogą nie dać żadnych większych skutków. Zwłaszcza, jeśli chodzi o osoby, dla których zmniejszenie ryzyka zachorowania na paskudną, zakaźną chorobę nie jest dość dobrym argumentem. Z drugiej strony, przymus oparty nie tylko o prawo karne, ale również na odcinaniu opornych od państwowych świadczeń? 500 plus tylko na szczepione dzieci – to się może udać.
Rzeczpospolita Polska ma konstytucyjny obowiązek przeciwdziałania epidemiom
Art. 31 ust. 3 Konstytucji pozwala na ustawowe ograniczanie konstytucyjnych wolności obywateli między innymi wówczas, gdy jest to konieczne dla ochrony zdrowia. Co więcej, w Polsce organy państwa są zobowiązane do zwalczania chorób zakaźnych. Wynika to z art. 68 ust. 4 Konstytucji. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w obecnym porządku prawnym, państwo ma obowiązek przeciwdziałania rozmontowywaniu systemowej ochrony obywateli przed chorobami zakaźnymi. Nie wspominając nawet o tym, że prewencja w postaci obowiązkowych szczepień jest dużo tańsza, niż potencjalne skutki zwalczania poszczególnych epidemii.
Owszem, obowiązek szczepienia dzieci stanowi pewne ograniczenie wolności ich rodziców. Nie ma co się jednak oszukiwać – państwo ogranicza nasze wolności w dużo mniej poważnych sprawach, niż ochrona ogółu przed epidemią. Równie dobrze można by oczekiwać, że będzie można nie posyłać dziecka do szkoły. W końcu może ono zetknąć się w grupie rówieśniczej z przemocą, używkami i wulgarnym językiem, więc dlaczego rodzic miałby ryzykować?
Antyszczepionkowcy mają to wspólnego z neonazistami, że działalność jednych i drugich jest faktycznie szkodliwa dla społeczeństwa
Nawet dla radykalnych liberałów, wolność jednej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej. Można dyskutować, czy w przypadku antyszczepionkowców to powiedzenie można odnieść do rodziców innych dzieci, czy do ich własnych. W końcu przez, niech będzie, „świadomą decyzję” rodziców, to właśnie ich ryzyko zachorowania rośnie najbardziej. Nie ulega jednak wątpliwości, że obecna partia rządząca nie zrzesza radykalnych liberałów. Nie powinno więc dziwić, że minister zdrowia, Łukasz Szumowski, jest zdania, że dobrowolność szczepień jest groźna dla wszystkich Polaków.
Co więc planuje Prawo i Sprawiedliwość? Jeśli po prostu skierowała projekt „STOP NOP” do komisji, by wypełnić przedwyborczą obietnicę złożoną wyborcom a w drugim czytaniu trafi on prosto do kosza, to nie ma absolutnie powodu do rozdzierania szat czy oburzania się na PiS. Piszę to przy pełnej świadomości, że traktowanie antyszczepionkowców poważnie stanowić może pewne zagrożenie. W ten sposób zyskują oni swego rodzaju legitymizację, wychodzą z niszy zajmowanej razem z piewcami Wielkiej Lechii – a w efekcie docierają do większej ilości osób.
Przecież osoby głoszące niektóre poglądy, także w świetle prawa, nie zasługują na bycie partnerem do rozmowy. W tym przypadku mam na myśli chociażby piewców rozmaitych totalitaryzmów. Jeśli słusznie poddajemy powszechnemu ostracyzmowi osoby święcie przekonane, że za całym złem tego świata stoi spisek żydowskiej finansjery, to czy nie powinniśmy podobnych kryteriów zastosować także do ruchu antyszczepionkowego?
Oczywiście, nawet takie ograniczenie jak zastrzeżenie wypłat z programu Rodzina 500 plus tylko na szczepione dzieci, mogłoby stanowić wyłom w powszechności tego świadczenia. Łatwo się spodziewać, że takie rozwiązanie mogłoby być nie do przyjęcia dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego alternatywą mogłoby być, wspomniane przez Bartosza Arłukowicza i stosowane z powodzeniem w Europie, ograniczenie dostępu niezaszczepionych dzieci do publicznych żłobków, przedszkoli i szkół. Ważne, żeby państwo dostrzegło problem i postanowiło go zwalczyć, nim będzie za późno.
Państwo powinno zająć się nie tylko antyszczepionkowcami, ale również znachorami i szarlatanami
Koniec końców państwo nie może wiecznie pozostawać bierne wobec grup o charakterze antynaukowym, których działalność stanowi zagrożenie dla zdrowia Polaków. W tym celu rządzący powinni podjąć stanowcze kroki. Zastrzeżenie świadczeń z programu Rodzina 500 plus tylko na szczepione dzieci byłoby dobrym początkiem. Oczywiście, sami antyszczepionkowi rodzice z pewnością byliby oburzeni takim rozwiązaniem, co zrozumiałe. Jest to jednak ryzyko, na które powinniśmy być gotowi, jeśli nie chcemy przeżywać okropieństw epidemii w XXI wieku. Epidemii, których możemy uniknąć, jeśli nie będziemy dawać posłuchu antyszczepionkowcom.
Problem nie kończy się jednak wyłącznie na ruchu antyszczepionkowym. Ludzie, chyba naturalnie, poszukują czasem jakiejś mistycznej, sekretnej wiedzy niedostępnej zwykłym śmiertelnikom. Na tym pragnieniu czasem żerują rozmaici znachorzy. Czasem bazują na zwykłej nieufności wobec osiągnięć współczesnej nauki, czy po prostu firm farmaceutycznych. Niestety, czasem także na strachu pacjentów przed chorobą i śmiercią. W obrocie wciąż dostępne są tak zwane „leki homeopatyczne”. Są osoby zalecające zastąpienie leków wyciągiem z buraka, czy słynną „lewoskrętną witaminą C”. Jeżeli państwo nie jest w stanie skutecznie chronić choćby naszego zdrowia przed oszustami i szarlatanami, to po co nam właściwie ono?