Głodzone i chore dzieci zostały odebrane rodzicom. Czy rozmawiamy tu o ludziach, którzy zamknęli swoje pociechy w piwnicy i kompletnie o nich zapomnieli? Nie, to żyjący „zgodnie z naturą” antyszczepionkowcy, którzy za punkt honoru postawili sobie niechodzenie do lekarza.
Nie jestem zwolenniczką odbierania dzieci przez państwo. Zawsze staję w obronie tych, którym sąd chce odebrać dzieci z powodu biedy czy niedostatecznych warunków mieszkaniowych. Ale są sytuacje, w których nawet ja powiem „dosyć” i to jest jedna z nich. Naprawdę, przydałaby się ustawa godząca w antyszczepionkowców.
Sąd Okręgowy w Zamościu postanowił, że do „żyjących zgodnie z naturą” rodziców nie wrócą dwie dziewczynki, które zaniedbali oni do tego stopnia, że jedna z nich, siedmiolatka, była intelektualnie na poziomie dziecka trzyletniego, prawie nie mówiła. Rodzice uznali bowiem, że dzieci nie trzeba myć, nie należy podawać im leków, chodzić z nimi do lekarza czy oczywiście, szczepić. Żywili je wyłącznie owocami i warzywami (sami też stosowali taką dietę), co doprowadziło do całej serii niedoborów skutkujących ostatecznie poważnymi schorzeniami. U młodszej dziewczynki pojawiły się problemy kardiologiczne. Potrzebna była operacja i specjalistyczna pomoc, której rodzice nie chcieli zapewnić swoim dzieciom. O sprawie donosi Wirtualna Polska.
Nieszczepione dzieci sąd
Pamiętacie pewnie wszyscy sprawę półrocznej Magdy, którą za dobrą poradą znachora rodzice zwyczajnie zagłodzili, karmiąc tylko kozim mlekiem. Tym razem sąd postanowił uprzedzić fakty i dzieci odebrał, zawiadomiony przez szkołę. Nauczyciele widzieli, że dzieci do szkoły przychodzą głodne oraz chore.
Matka dzieci już wcześniej była pod nadzorem kuratora, jako, że dziewczynki były bardzo zaniedbane. Nie przyszło jej jednak do głowy, żeby odrzucić chorą ideologię i zadbać o własne dzieci, dlatego teraz to zadanie będzie musiało wziąć na siebie państwo.
Co ważne, sąd podkreśla, że to nie dieta wegańska była powodem odebrania dzieci – wszak weganie potrafią tak zbilansować dietę, by ani im, ani ich pociechom niczego nie brakowało. Tutaj mowa jednak o ludziach, którzy poszli o krok dalej i postanowili sprawdzić, co stanie się bez właściwego żywienia i opieki medycznej. Jak widać, kończy się to w ten sposób.
Zgubna natura
Matka dzieci przez dłuższy czas przekonywana była przez opiekę społeczną do tego, by zabrać dzieci do lekarza. Gołym okiem dało się zaobserwować, że zwłaszcza młodsza dziewczynka potrzebuje pomocy specjalisty. Teraz dzieci znajdują się już w ośrodku.
Odchowywanie dziecka „w zgodzie z naturą” brzmi jak podły, złośliwy dowcip. W zgodzie z naturą są wszy, tyfus, odra i tężec. W zgodzie z naturą jest zostać pogryzionym przez chore na wściekliznę zwierzę. W zgodzie z naturą jest umrzeć po trzydziestce, kiedy pasożyty doszczętnie wykończą osłabiony układ pokarmowy. Chociaż z drugiej strony zgodne z naturą są też antybiotyki, zwłaszcza wyrosła na pleśni (a pleśń jest naturalna!) penicylina.
Nie odmawiam dorosłemu człowiekowi wyboru tego, czym się będzie leczył. Nie odmawiam mu niczego, choćby pił wodę księżycową i żywił się energią słoneczną. Ale narażanie dziecka na straszliwe choroby, zagrażanie w ten sposób innym dzieciom, powolne torturowanie kogoś głodzeniem czy nieleczeniem chorób? Rodzicom nie tylko te dzieci powinno się odebrać, trzeba byłoby jeszcze postawić im zarzuty.