Kampania samorządowa rozkręca się. Kandydaci dumnie przechadzają się po miastach i miasteczkach (opcjonalnie: na wsi krążą od domu do domu jak akwizytorzy). Rozmawiają z mieszkańcami – albo przynajmniej próbują. A jak nie rozmawiają, to obiecują. Wszystko, co tylko przyjdzie im do głowy.
Komu, komu, bo zaraz wybory?
Już za kilka tygodni wybory samorządowe, a kandydaci zaczynają przypominać kupców na licytacji. Jeśli kandydat X krzyczy „zbuduję trzy nowe żłobki, jeżeli tylko wygram wybory”, to możemy być niemal pewni, że kandydat Y na drugi dzień zapewni, że nie tylko wybuduje co najmniej sześć żłobków, ale dodatkowo wesprze finansowo rodziców maluchów. Jeśli miasto jest większe, można też oczekiwać, że wmiesza się jeszcze kandydat Z i stwierdzi, że konkurenci składają obietnice bez pokrycia. Fantazje kandydatów i ich sztabów wyborczych zdają się zresztą nie mieć granic. Co ciekawe, naprzeciwko ich pomysłom wychodzą już niektóre firmy.
Wyborczy Janusz
źródło: drukobietnic.pl
„Wybuduję KOSMODROM na Miejskiej”, „2000+ na drugą żonę”, zdjęcie kandydata (w pozie zgodnie z trendem „jestem zwycięzcą”), znaczący podpis (np. Janusz Nosacz) – i kampania samorządowa w krzywym zwierciadle gotowa. Takie plakaty można ujrzeć na słupie ogłoszeniowym jednego z polskich miast. Okazuje się jednak, że nie jest to tylko prześmiewcze podsumowanie poczynań polityków, ale także zachęta do…skorzystania z usług jednej z drukarni internetowych, która swoją ofertę kieruje także do kandydatów wyborczych. Trzeba przyznać – świetna reklama. I nie taka absurdalna, gdy przypomnimy sobie, czym potrafili nas uraczyć lokalni politycy, jeśli chodzi o plakaty i banery wyborcze.
Odlotowi kandydaci
Jeśli ktoś myśli, że powyższa grafika to ordynarny fake, to jest w błędzie. To prawdziwy plakat wyborczy z 2014r. – stworzony z myślą o wyborach samorządowych, które odbyły się cztery lata temu. Zresztą jeśli zdecydujemy się na przejrzenie galerii wyborczych potworków z tamtego roku to zrozumiemy, że „odlotowy kandydat na radnego powiatu” to wcale nie taki spektakularny wyjątek jak mogłoby się wydawać. I z tego względu nie zdziwię się, jeśli ktoś w pierwszej chwili weźmie Mirosława Pierdasa czy Wacława Boskiego za prawdziwych kandydatów. Kto wie – może jakiś lokalny polityk zainspiruje się obietnicami wymyślonymi na potrzeby reklamy firmy?