Jeden z najbardziej gorących sporów politycznych ostatnich dekad znalazł finał w sądzie. Wyrok dla Wałęsy korzystny nie jest – musi przeprosić Jarosława Kaczyńskiego. Ale spokojnie, to bynajmniej nie jest finał tej sagi.
Jak wiadomo, Wałęsa i Kaczyński przesadnej sympatii do siebie nie czują – mimo że kiedyś byli bardzo bliskimi współpracownikami. Teraz obserwujemy kulminację sporu – i to na sali sądowej. Tym razem wyrok dla Wałęsy jest niekorzystny. Gdański sąd ogłosił właśnie, że Wałęsa musi przeprosić Jarosława Kaczyńskiego za wypowiedzi dotyczące katastrofy smoleńskiej.
Co ciekawe, sąd nakazał przeprosiny w „ulubionych” mediach prezesa PiS – w „Newsweeku”, portalu gazeta.pl oraz w radiu TOK FM. Poza tym były prezydent będzie musiał opublikować oświadczenie na Facebooku.
Ten, kto pomyślał jednak, że to już finał sądowej sagi Wałęsa-Kaczyński mocno się pomylił. – Prezydent Wałęsa, tak jak wcześniej zapowiadał, odwoła się do Trybunału w Strasbourgu – już zapowiedział jego rzecznik. Pewne jest więc, że spór zrobi jeszcze mnóstwo klików rodzimym serwisom internetowym.
Wyrok dla Wałęsy. „Przecież nie znał treści rozmowy”
O co się kłócą Wałęsa i Kaczyński? Dobre pytanie, można by powiedzieć. W tym konkretnym przypadku chodzi jednak o facebookowe wpisy byłego prezydenta. Wałęsa pisał na przykład, że prezes PiS „nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie”. Chyba nie to jednak najbardziej rozsierdziło prezesa PiS. Przede wszystkim chodzi zapewne o sugestie Wałęsy, że to Jarosław Kaczyński kazał lądować bratu 10 kwietnia w Smoleńsku.
– Wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej – pisał Wałęsa.
Co na to sąd? Pan Wałęsa nie poznał treści ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich – uznała sędzia. I zaapelowała do uczestników debaty publicznej, by odpowiedzialnie korzystali z wolności słowa. Wyrok jeszcze nie jest prawomocny.
Pozostaje pytanie po co właściwie prezes potężnej, rządzącej partii sądzi się z Wałęsą, którego przecież mało kto bierze dzisiaj poważnie. Oczywiście, panowie się nie lubią, ale przecież w ich sporze padało mnóstwo ostrych słów i większość dyskusji nie zaowocowała jednak sporami sądowymi. Może więc Wałęsa po prostu przesadził – i to zbulwersowało prezesa? Może, ale akurat prezes przesadza w swojej retoryce nieraz równie mocno co Wałęsa. Więc chyba to nie to.
Moim zdaniem można udzielić dwóch odpowiedzi na pytanie, czemu prezes jednak postanowił pozwać prezydenta. Pierwsze wytłumaczenie może być takie, że po prostu Jarosław jest bardzo wyczulony na kwestie smoleńskie. Widzieliśmy to zresztą raz w Sejmie, gdy bez żadnego trybu prezes mówił o tym, kto zamordował jego brata (podobnie jak Wałęsa, nie miał zbyt wielu dowodów na swoje tezy).
Ale może wyjaśnienie jest inne. Plotki o tym, że Jarosław kazał swojemu bratu lądować sięgają jeszcze wiosny 2010 roku. A rzekoma taśma z „ostatniej rozmowy” to chyba jedna z największych legend polskiej polityki. Oczywiście, nikt tego prezesowi nie udowodnił. Ale nikt też nie udowodnił zamachu, a obie sprawy pokazują jak łatwo półprawdy i plotki przenikają do całkiem poważnego politycznego dyskursu. Jarosław Kaczyński, jako rasowy polityk, też o tym doskonale wie. Więc może pozwał Wałęsę, by każdy teraz się zastanowił piętnaście razy zanim powtórzy plotki o rzekomej „ostatniej rozmowie”?