Wygrana Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich jest już pewna i potwierdzona, a dość spora różnica głosów oznacza, że protesty wyborcze niewiele zmienią w ostatecznym rozrachunku. Warto jednak spojrzeć dokładniej na dane pokazujące poparcie dla urzędującego prezydenta. Gdzie wygrał Duda? Otóż tylko w nieco ponad 1/3 województw w Polsce. Zachód i centrum poparło jego konkurenta. To istotny sygnał dla rządzących.
Gdzie wygrał Duda?
Oficjalne wyniki wyborów prezydenckich dają 51,21% głosów na Andrzeja Dudę, a 48,79% głosów na Rafała Trzaskowskiego. Różnica między kandydatami wynosi kilkaset tysięcy głosów. Ale jeśli spojrzymy na mapę polskich województw gdzie wygrał Duda, a gdzie Trzaskowski, możemy się zdziwić że to właśnie kandydat PiS uzyskał reelekcję. Bo prezydent Andrzej Duda zwyciężył jedynie w województwach podlaskim, łódzkim, lubelskim, podkarpackim, małopolskim i świętokrzyskim.
Rafał Trzaskowski może się pochwalić triumfem w aż dziesięciu województwach. To pomorskie, zachodnio-pomorskie, warmińsko-mazurskie, kujawsko-pomorskie, lubuskie, dolnośląskie, opolskie, śląskie i mazowieckie. Szczególnie te dwa ostatnie są istotne, bo to o nie bardzo intensywnie bili się kandydaci na finiszu kampanii.
Dlaczego mimo wszystko Andrzej Duda został zwycięzcą? To proste. Tam, gdzie wygrał, uzyskał on ogromne poparcie. Na Podkarpaciu zagłosowało na niego aż 70,92% uprawnionych. W lubelskiem 66,31%, a w świętokrzyskiem 64,41% głosujących. Rafał Trzaskowski w żadnym województwie, nawet na „platformerskim” Pomorzu, nie przebił bariery 60%, a na przykład na Śląsku wygrał minimalnie. To, po podliczeniu głosów, sprawiło że PKW ogłosiła wyniki wyborów prezydenckich na korzyść Andrzeja Dudy.
Co mówi nam ta mapa?
Po mapie widać zatem, że nie jest już do końca tak, że Polska swoimi preferencjami wyborczymi jest podzielona pół na pół. Śląsk, Warmia i Mazury i Mazowsze opowiedziały się przeciw Prawu i Sprawiedliwości. A w takich regionach jak Pomorze Zachodnie czy województwo lubuskie prawie 60% głosujących nie miało ochoty na drugą kadencję Andrzeja Dudy. To powinno mieć duży wpływ na działania rządzących w najbliższych latach. Choć oczywiście nie musi, bo mając pełnię władzy, PiS może robić co tylko chce.
I zapewne zacznie się poważne ograniczanie kompetencji samorządów, w szczególności prezydentów dużych miast. Dostaną oni nowe zadania, na co nie będzie dodatkowej państwowej kasy, zaczną im być odbierane kolejne uprawnienia. Problem w tym, że obudzi to sprzeciw już nie tylko mieszkańców metropolii, ale też tych żyjących w mniejszych miastach, powiatowych i nie tylko. Bo wyniki pokazują, że Andrzeja Duda zwycięstwo zawdzięcza przede wszystkim wsiom, których mieszkańcy bardzo zmobilizowali się do wyborów. Ale na samych wsiach kraju rozwinąć się nie da.
PiS będzie więc, jeśli na poważnie myśli o przyszłości Polski, musiał wreszcie zwrócić się w stronę niespecjalnie lubianych przez siebie osób wykształconych i przedsiębiorczych. Zrobić coś, żeby zacisnęli oni zęby widząc dalszą (niemal pewną) rozwałkę wymiaru sprawiedliwości, i po pierwsze zostali w kraju, a po drugie chcieli w tym kraju rozwijać się i inwestować. Mówienie o tym, że „teraz to wszyscy wyjadą za granicę” jest bzdurą. Nie będzie żadnej masowej emigracji, przynajmniej na razie. Ale ludzie będący solą polskiej gospodarki mogą nad Wisłą żyć, „ale się nie cieszyć”. Traktować to co państwowe jako złe. Zresztą już teraz wielu tak robi. Andrzej Duda i jego zaplecze muszą postarać się w jakiś rozsądny sposób zmienić to myślenie. Chyba, że po prostu marzy im się powrót do czasów PRL. Wtedy będziemy zgubieni.
zdjęcie pochodzi z Twittera @AndrzejDuda2020