Ministerstwo Zdrowia przedstawiło plan nowych obostrzeń, które będą obowiązywały od 1 grudnia. Trudno byłoby je nazwać drastycznymi, czy radykalnymi. Bardziej sprawiają wrażenie, że rządzący coś próbują robić. Nie ustrzegli się jednak błędów. Na przykład: jak właściwie przedsiębiorcy mieliby sprawdzać zaszczepienie klientów na potrzeby ustalonych limitów?
Grudniowe obostrzenia sprawiają wrażenie, jakby rząd chciał jedynie pokazać, że w ogóle coś robi
Znowu mamy to samo, co przy poprzednich falach koronawirusa. Minister Adam Niedzielski na poniedziałkowej konferencji prasowej przestawił jakie rządzący wprowadzą obostrzenia od 1 grudnia. Trudno byłoby posądzić ich o radykalizm, pomimo dość dramatycznych okoliczności wprowadzania zmian. Już samo to, że „gamechangerem” okazał się nowy, nie do końca dobrze poznany wariant koronawirusa, a nie szybko rosnący dzienny przyrost zakażeń, wiele o nowych obostrzeniach mówi.
Obowiązkowa kwarantanna dla powracających z zagranicy zbyt wiele zapewne nie da. Wariant Omikron już krąży po Europie, prawdopodobnie kwestią czasu jest zanim dotrze do Polski. O ile jużnie dotarł. Przynajmniej tym razem nikomu nie przyszło do głowy sprowadzać rodaków z zagranicy, razem z nowym szczepem koronawirusa.
Pozostałe nowe obostrzenia to właściwie pic na wodę. Ot, zaostrzono nieco limity. Tam, gdzie obowiązywał limit 75 proc. zajętych miejsc, teraz będzie 50 proc. Największego larum możemy się spodziewać ze strony Episkopatu, który już poprzednim razem utyskiwał na samo fakt, iż resort zdrowia „śmie śmieć” utrzymywać jakiekolwiek obostrzenia w kościołach. Limit gości na weselach spadnie ze 150 do 100. Limit dla wydarzeń sportowych poza obiektami do tego przeznaczonymi spadnie do 250 osób. Nic nadzwyczajnego.
Najbardziej oberwie, jak zwykle, branża fitness. Ograniczenia odnośnie powierzchni obejmą także muzea. Limit 50 proc. obłożenia może nieco zaboleć gastronomię, która jednak ma możliwość nadrobienia przynajmniej części strat poprzez realizowanie zamówień z dostawą. Siłownie już takiego komfortu nie mają. Słowem: minister Niedzielski nie zaprezentował nic, czego byśmy nie znali z poprzednich fal koronawirusa.
Jest jednak pewien warty odnotowana niuans, który obnaża bezsens działań ze strony rządu. Otóż wprowadzone limity mają, teoretycznie, nie obejmować zaszczepionych. Bardzo dobry pomysł, wypadałoby w końcu jakoś promować odpowiedzialną podstawę. Tylko jak właściwie przedsiębiorca miałby sprawdzić zaszczepienie klientów?
Ciekawe jak niby przedsiębiorcy mają sprawdzać zaszczepienie klientów i pracowników bez żadnych narzędzi prawnych?
Zacznijmy od tego, że żeby robić to zdalnie, musieliby mieć dostęp do rejestrów osób zaszczepionych. Ten sam problem dotyczy zresztą także problemu niezaszczepionych pracowników. Warto zaś przypomnieć, że prace legislacyjne w tym kierunku utknęły w martwym punkcie. Wszystko przez lobby foliarskie w Zjednoczonej Prawicy, silne słabością własnej formacji politycznej. Doszło nawet do tego, że piekło zamarzło i marszałek Elżbieta Witek musiała organizować pilne spotkanie z opozycją.
Alternatywa jest oczywiście bardzo prosta. Mamy przecież certyfikaty covidowe, poświadczające fakt zaszczepienia. Osoba, która miałaby nie wliczać się do wprowadzonych limitów mogłaby takowy okazywać i problem rozwiązany. Pamiętamy jednak z pewnością co się działo, gdy zaszczepienie klientów próbowała sprawdzać sieć kin Helios. Firmę oskarżono o segregację sanitarną. Jej pracownicy zostali obrzuceni inwektywami, a nawet groźbami śmierci, przez antyszczepionkowców. Firma została więc zmuszona, w trosce o dobro personelu, do rezygnacji z pójścia na rękę zaszczepionym.
Jest też, niestety, trzecia możliwość. Rządzący mogą wymagać od przedsiębiorców, że będą sprawdzać zaszczepienie klientów i weryfikować pod tym kątem pracowników – ale nie dostarczą im w tym celu absolutnie żadnych narzędzi. A potem zwalą na nich całą winę za bałagan i nieskuteczność nowych rozwiązań. Są już pewne przesłanki sugerujące, że tą drogą rządzący będą chcieli pójść.
https://twitter.com/GIS_gov/status/1465321508159557634
Podczas konferencji prasowej okazało się, że to przedsiębiorca powinien posiadać procedurę weryfikacji limitów osób. Realizację nowych obostrzeń w praktyce sprawdzi zaś sanepid. Zapewne także skwapliwie przedsiębiorcę z tego faktu rozliczy. Pozostaje mieć nadzieję, że chodzi jednak wyłącznie o te osoby, które po prostu ignorują restrykcję w imię swoich antyszczepionkowych urojeń.
Zamiast wprowadzać drakońskie restrykcje lepiej byłoby już zarządzić obowiązkowe szczepienia przeciw Covid-19
Czego rządzący nie zapowiedzieli, przynajmniej póki co, to powrotu do edukacji zdalnej w szkołach. Resort edukacji, jak zwykle, chce utrzymać nauczanie stacjonarne tak długo, jak to będzie możliwe. Z czysto medycznego punktu widzenia to kiepski pomysł. Pozostaje jednak kwestia rodziców, którzy nie mogą zapewnić swoim dzieciom opieki oraz – kondycji psychicznej samych uczniów. Problem należy w końcu rozpatrywać w szerszym kontekście, niż na samym początku pandemii.
Dlatego właśnie warto także zadać sobie pytanie: czy fasadowość nowych obostrzeń nie jest czasem dobrą wiadomością? O wariancie Omikron wiemy stosunkowo niewiele. Niektórzy naukowcy sugerują, że jego zaraźliwość jest porównywalna z wariantem Delta. Kluczowym czynnikiem jest oczywiście nie tylko sama zaraźliwość, ale również zajadłość „Omikronu”.
Zaszczepienie zapewnia nie tyle ochronę przed zarażeniem, co przed ciężkim przebiegiem choroby. Jednak dzięki temu w razie zachorowania na Covid-19 istnieje większa szansa, że nie będziemy zajmować szpitalnego łóżka, czy respiratora. To zaś kluczowe z punktu widzenia zarówno potencjalnych pacjentów, jak i wydajności samej służby zdrowia. Im bardziej zaszczepione społeczeństwo, tym mniejsza szansa, że ludzie będą umierać czekając na wolny respirator.
Lockdowny i drakońskie obostrzenia dezorganizują życie obywateli i całą gospodarkę. Zwłaszcza te wprowadzane równie bezmyślnie, co kwestia weryfikacji zaszczepienia przez przedsiębiorców. Polska tymczasem już teraz, z rekordową inflacją i błyskawicznie rosnącymi cenami energii, jest niemalże na skraju kryzysu. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że rządzący jednak woleliby ograniczyć wpływ restrykcji na gospodarkę. Nie chodzi o żaden „gen sprzeciwu”, lecz o konsekwencje polityczne dalszego pogarszania się sytuacji ekonomicznej polskich rodzin.
Być może więc lepiej byłoby po prostu skupić się na szczepieniach i rzeczywiście „nauczyć się żyć z koronawirusem”? Wprowadzenie obowiązkowych szczepień mogłoby przynieść lepsze skutki długofalowe, niż wprowadzanie pod wpływem impulsu dodatkowych restrykcji uderzających głównie w małe i średnie przedsiębiorstwa. Do tego jednak trzeba byłoby otwarcie sprzeciwić się antyszczepionkowcom i porzucić politykę ich ugłaskiwania.