Rosja straszy, że „pracuje nad szeroką reakcją na sankcje, które będą szybkie i odczuwalne w najbardziej wrażliwych obszarach Zachodu”. Rosyjskie sankcje najprawdopodobniej ograniczą dostawy surowców energetycznych do Europy. Kreml chce także ograniczyć import zachodnich towarów. Najwyraźniej Moskwa bardzo chce zrobić Zachodowi przysługę i zjednoczyć go do reszty.
Bardzo możliwe, że dyskusje o zachodnim embargu na rosyjskie surowce staną się bezcelowe
Rosyjskie sankcje odwetowe wydawały się kwestią czasu. Agencja Reutersa poinformowała w środę o słowach Dimitrija Biriczewskiego, dyrektora departamentu współpracy gospodarczej w tamtejszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Stwierdził: „Reakcja Rosji będzie szybka, rozważna i mocno odczuwalna dla jej adresatów”. Co właściwie może takiego zrobić Kreml, żeby zabolało to Zachód?
Odpowiedź nasuwa się sama. Chodzi o dostawy rosyjskich surowców energetycznych. Część państw europejskich jest zależna od rosyjskiego gazu, ropy i węgla. Znaczące zmniejszenie lub wręcz wstrzymanie dostaw rzeczywiście byłoby posunięciem odczuwalnym. Przynajmniej przez jakiś czas, dopóki Europa nie rozwiąże kwestii dywersyfikacji swoich źródeł dostaw. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka poważnych luk w tym planie.
Jako swojego głównego przeciwnika Rosja tradycyjnie wskazuje Stany Zjednoczone. Jej przedstawiciele twierdzą wręcz, że USA prowadzi „de facto wojnę gospodarczą przeciw Rosji”. Amerykanów jednak brak rosyjskich surowców energetycznych nie zaboli wcale. Stany Zjednoczone są największym na świecie producentem zarówno gazu, jak i ropy naftowej.
Przypadek Europy jest dużo bardziej złożony. Co do zasady bardziej uzależnione od Rosji są państwa, które leżą bliżej jej granic. Najbardziej rosyjskiej ropy potrzebują Słowacja, Litwa i Polska. Mowa odpowiednio o 78,4 proc, 68,8 proc. i 67,5 proc. W przypadku gazu również największa zależność występuje u państw Europy Środkowo-Wschodniej. Duże państwa zachodnie kupują od Rosjan ogromne ilości surowców, jednak z punktu widzenia ich bilansu energetycznego sytuacja nie wygląda tak wcale źle. Szczególnym przypadkiem są Niemcy sprowadzające z Rosji ponad połowę gazu ziemnego.
Rosyjskie sankcje surowcowe sprawiłyby, że dyskusja o zachodnim embargo na węgiel, gaz i ropę stałaby się w zasadzie bezprzedmiotowa. Rosja nałożyłaby je, przynajmniej w jakiejś części, sama na siebie. Co więcej, pozbawiłaby się właściwie jedynego pokaźnego źródła zarobku, jaka jej jeszcze pozostała. Pomogłaby także nieprzekonanym państwom zachodnim pozbyć się ostatnich złudzeń, co do możliwości dalszego robienia jakichkolwiek interesów z Rosją.
Możliwe rosyjskie sankcje odwetowe to dalsze piłowanie gałęzi, na której siedzi tamtejsza gospodarka
Warto wspomnieć także o innych surowcach, jakie eksportuje Rosja. To między innymi żelazo, stal, aluminium, złoto, czy platyna. Na rynkach światowych istnieje jednak całkiem sporo alternatyw. Podobnie nie ma sensu przeceniać znaczenia eksportu rosyjskiej żywności do Europy czy Stanów Zjednoczonych. Akurat tutaj świat zachodni jest właściwie samowystarczalny. Większym od Rosji eksporterem żywności na unijne rynki jest chociażby Polska.
Kreml chce także ograniczyć import do Rosji. To byłby kolejny strzał w kolano. Obecnie zachodnie firmy masowo uciekają z tamtejszego rynku. Robią to przedsiębiorstwa znane na całym świecie. Wymienienie wszystkich firm, które zrezygnowały z prowadzenia interesów w kraju Władimira Putina byłoby w tym momencie już pewnym wyzwaniem. Ostatnimi głośnymi markami, które zawiesiły swoją działalność w Rosji są Coca-Cola, McDonald’s, Starbucks i Heineken.
Kiedy obywatele mają coraz większe problemy ze zrobieniem zakupów, rosyjskie sankcje odwetowe mogłyby uderzyć w te nieliczne firmy, które chcą jeszcze prowadzić tam działalność. Z całą pewnością Zachodowi to nie zaszkodzi. Podobnie jak spodziewana konfiskata przynajmniej części majątku pozostawionego przez zachodnie firmy.
Owszem, Kreml może zarekwirować wyleasingowane tamtejszym liniom lotniczym samoloty. Cóż z tego, skoro nie dostanie do nich części zamiennych? Później zaś już nikt Rosjanom żadnego samolotu nie wyleasinguje. Podobnie ma się sprawa zachodnich pieniędzy ulokowanych w rosyjskich bankach, czy rozliczania się z „nieprzyjaznymi krajami” w coraz mniej wartościowych rublach. Koniec końców zaowocuje to tylko dalszą gospodarczą izolacją Rosji.
Należy przy tym dodać, że im mniej gospodarczych powiązań Rosji z Zachodem, tym trudniej europejskim „putinofilom” w rodzaju Viktora Orbana będzie lobbować za mniej stanowczym podejściem wobec Kremla. Wydaje się więc, że Stany Zjednoczone wraz z sojusznikami wcale nie prowadzą gospodarczej „wojny” z Rosją. To coraz bardziej przypomina egzekucję, którą zresztą Putin sam sprawił własnemu państwu. Teraz zaś aktywnie w niej pomaga.