W kilku korporacjach wpadli na genialny pomysł, by pracowników uraczyć czekoladkami Merci. To rozjuszyło zawsze walczącą o prawa pracownicze lewicę.
Od kilku dni internet obiegają zdjęcia starannie zapakowanych w firmowe obwoluty własnego projektu pojedyncze czekoladki Merci. Jak to zobaczyłem, to się uśmiechnąłem w duchu. Co za idiotyczny pomysł, żeby zawracać swojemu zespołowi głowę kawałkiem czekoladki, które na dodatek – poza zielonymi – nie są zbyt dobre. Umówmy się, Raffaello to to nie jest. Przede wszystkim jednak – kto wpadł na pomysł, by tracić czas, zasoby i budżety na jakieś gustowne opakowanka, brandingi, których pewnie koszt produkcji i projektu przekroczył wartość samych czekoladek?
Oczywiście domyślam się jak wyglądał proces projektowania. W dziale human resources trwała wielka burza mózgów, bo mają jeszcze kilkanaście tysięcy do wydania na ten kwartał, a jak nie wydadzą, to im zetną budżet z kolejnego kwartału, więc będzie problem w czerwcu ze zrobieniem firmowego grilla. Ktoś krzyczał, żeby zrobić imprezę integracyjną, ktoś chciał zaprosić do firmy Rafała Paczesia, no a ostatecznie przyszła Bożena – kierowniczka HR-ów – i stwierdziła, że jak chcemy podziękować pracownikom to ona teraz na Duolingo robi kurs francuskiego, a „dziękuję” to właśnie „Merci”. Oczywiście właśnie tę historię wymyśliłem, ale i wy, i ja, dobrze wszyscy wiemy, że tak właśnie było.
Proste Merci rozjuszyło lewicę
Neoliberalizm, wyzysk, brak szacunku do pracownika. To wszystkie słowa, które ten niewielki kawałek czekolady wywołał w aktywistach o lewicowych poglądach. Wprawdzie w innym zakładzie pracy tną pracownikom premie, gdy ci przystąpią do PPK (jest to tajemnicą poliszynela), a w jeszcze innym o sekretariacie mówi się „harem prezesa”, ale stojąca zawsze na straży praw pracowniczych lewica najbardziej upodobała sobie walkę właśnie z tym, że dwie firmy postanowiły w – oczywiście nie neguję – absurdalnie kiczowaty sposób zrobić przyjemność pracownikom.
Możesz więc być regularnie macana przez szefa, który na każdym kroku powtarza ci, że jesteś tępą dzidą i nikt w promieniu 100 kilometrów cię nie zatrudni. I lewicowy aktywizm milczy.
Ale niech tylko szef wam kupi Merci
Firma @TRUMPFinc dzisiaj rozdała swoim pracownikom w ramach uznania po jednym Merci. Korporacje maja rekordowe zyski a dla pracowników cukierki i paciorki. Upokarzanie pracownikow to forma zarządzania w państwie semikolonialnym jakim jest Polska po 34 latach rządów neoliberałów. pic.twitter.com/JGlLV5GHMX
— Jan Śpiewak (@JanSpiewak) March 6, 2023
Znany lewicowy aktywista ma nad sobą parasol bezpieczeństwa ze strony państwa, ale po raz kolejny jak kulą w płot ma pretensje tam, gdzie to jest niepotrzebne.
Abstrahując już od kwestii nieszczęsnego Merci, to wypisywanie bredni o rekordowych zyskach jest niczym więcej, jak tanim populizmem. Po pierwsze, wcale nie wszystkie korporacje mają rekordowe zyski. Po drugie, często rekordowe są nie zyski, tylko przychody, co przy tej skali inflacji jest na swój sposób zrozumiałe. Skoro firma XYZ sprzedawała 100 milionów opakowań sera żółtego miesięcznie w czasach, gdy ten kosztował 4 złote, to w naturalny sposób będzie biła własne rekordy, gdy ser żółty kosztuje 7 złotych.
Wreszcie, a to chyba kluczowe w kontekście całej dyskusji – pracownicy umawiają się na pensje, a nie na udział w zyskach. Jeśli pracownikom nie odpowiadają ich wynagrodzenia, mogą zmienić pracę, poprosić o podwyżkę lub zaakceptować aktualny stan swoich zarobków. Nie są natomiast udziałowcami w zyskach przedsiębiorcy. Choćby dlatego, że ktoś kto 15 lat rozwijał przedsiębiorstwo, często latami pod zastaw całego swojego majątku, może nie mieć wcale ochoty nagle dzielić się wreszcie wypracowanymi zyskami z tym, kto miesiąc temu zaciągnął się do pracy w nim za solidną, zawsze ciepłą i zagwarantowaną umową pensję. Pracownicy nie mają udziału w zyskach (choć oczywiście mogą mieć dogadane premie), ale też nie mają udziału w stratach i poza jakimiś bezprawnymi patologiami sytuacje, gdy ktoś nie dostaje pensji, bo firma leci na stracie, się nie zdarzają.
Tym niemniej prawa pracownicze w Polsce są łamane na różne sposoby. Tylko, że czasem trzeba by było w tej sprawie pojechać do Wąchocka, a to jest trudniejsza forma aktywizmu od krucjaty przeciwko czekoladce.