Od stycznia 2025 roku abonament RTV wynosi 8,70 zł miesięcznie za radio, co daje 104,40 zł rocznie, a w przypadku odbiornika radiowo-telewizyjnego już 27,30 zł miesięcznie, czyli aż 327,60 zł rocznie. To spora różnica w porównaniu z rokiem 2022, kiedy kierowcy płacili za radio w aucie 81 zł rocznie. Skok o ponad 20 zł w trzy lata może nie powala na kolana, ale dobrze pokazuje, że ten przepis wcale nie zamierza się ulotnić.
Jest też coś na osłodę
Jeśli ktoś zdecyduje się zapłacić z góry za cały rok, przysługuje mu dziesięcioprocentowa zniżka. W efekcie koszt abonamentu radiowego spada do 94 zł rocznie, a pakiet radiowo-telewizyjny do niespełna 295 zł. To niby drobny rabat, ale w praktyce oznacza, że najbardziej opłaca się po prostu zapłacić raz i mieć problem z głowy. Także dla oszczędności czasu.
Problem jednak w tym, że nie wszyscy muszą w ogóle się tym przejmować. Zwykły Kowalski, który już raz płaci abonament za odbiorniki w domu, nie musi dodatkowo wykupywać go za radio w aucie. Ustawa jasno mówi, że opłata dotyczy gospodarstwa domowego, a nie liczby odbiorników.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Ale gdy tylko w grę wchodzi działalność gospodarcza, zaczynają się schody
Jeśli samochód zarejestrowany jest na firmę, radio traktowane jest jako osobny odbiornik i trzeba zapłacić dodatkowo. Nie ma znaczenia, że właściciel nigdy nie włącza fal FM, a jedynie korzysta z Android Auto czy CarPlay. Przepisy są bezlitosne.
Sytuację dodatkowo komplikują auta leasingowe i wynajmowane. Teoretycznie to firmy leasingowe powinny płacić abonament, ale w praktyce często przerzucają obowiązek na klienta w zapisach umowy. I nagle okazuje się, że przedsiębiorca płaci nie tylko za leasing, paliwo, ubezpieczenie i serwis, ale jeszcze za... możliwość słuchania radia, którego może nawet nie włącza.
A co jeśli ktoś zdecyduje się to zignorować? Wtedy wkracza Poczta Polska, która odpowiada za kontrole. Te potrafią być zaskakująco prozaiczne: wystarczy zdjęcie radia przez szybę samochodu, by udowodnić, że odbiornik jest obecny i powinien być zarejestrowany. A kary nie należą do symbolicznych. Za nieopłacony abonament radiowy grozi grzywna w wysokości 30-krotności miesięcznej stawki.
W przypadku telewizora kara skacze jeszcze mocniej, bo stawka jest wyższa
Do tego dochodzi obowiązek uregulowania wszystkich zaległości za poprzednie miesiące, które przedawniają się dopiero po pięciu latach. Innymi słowy: można ryzykować, ale rachunek w razie wpadki bywa naprawdę bolesny.
Warto dodać, że system przewiduje też pewne zwolnienia. Abonamentu nie muszą płacić osoby po 75. roku życia, inwalidzi I grupy czy emeryci z niskimi świadczeniami. Ale – i tu znów biurokratyczna ironia – takie zwolnienie nie działa automatycznie. Trzeba je udokumentować na poczcie.
Całość wygląda więc jak żywy relikt minionej epoki, który wciąż trzyma się mocno w systemie prawnym. Świadomość, że w XXI wieku państwo nadal zmusza do płacenia za radio w aucie, brzmi jak groteska. Tyle że groteska poparta realnymi sankcjami.
Nie chodzi tu nawet o to, czy abonament RTV ma sens – bo przecież jego idea była kiedyś związana z utrzymaniem publicznego radia i telewizji. Chodzi o to, że kierowcy, zwłaszcza przedsiębiorcy, muszą pamiętać o dodatkowym obowiązku, który w praktyce niewiele ma wspólnego z realiami współczesnych mediów. W świecie, gdzie każdy ma dostęp do tysięcy kanałów rozrywki i informacji, opłata za radio samochodowe jest jak bilet do kina, w którym film skończył się dwie dekady temu. Albo jak opłata reprograficzna.