Duża część złych pomysłów ustawodawcy zawartych w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym dotyczy obowiązku alimentacyjnego. Najbardziej znanym przykładem są alimenty na byłego małżonka. Sąd może zmusić do ich płacenia nawet osobę, która nie ponosi wyłącznej winy za rozpad małżeństwa. Trudno powiedzieć, czemu takie rozwiązanie miałoby w ogóle służyć.
Jaka to sprawiedliwość społeczna przemawia za tym, by ktokolwiek łożył na utrzymanie byłej żony albo męża?
Wydawać by się mogło, że istotą rozwodu jest to, by oficjalnie przerwać więzi prawne łączące byłych małżonków. Każde z nich powinno móc pójść w swoją stronę i żyć własnym życiem. Zwłaszcza wówczas, gdy nie mieli dzieci, których dobra powinno pilnować państwo. Ustawodawca uznał jednak, że samo rozwiązanie małżeństwa oraz podział wspólnego majątku to za mało. Przecież można uwiązać do siebie na długie lata byłych małżonków za pomocą obowiązku alimentacyjnego.
Ten w Polsce składa się z całego mnóstwa chybionych rozwiązań. Możemy w końcu zostać zmuszeni do opłacania alimentów na nieswoje dziecko, wyrodnego rodzica lub potomka, albo na potrzeby nienarodzonego jeszcze dziecka, które potencjalnie może być nasze. Alimenty na byłego małżonka są jednak najbardziej znanym przykładem tego, że nadmierna ingerencja państwa w stosunki rodzinne szkodzi.
Zgodnie z art. 60 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego mamy dwa odmienne przypadki, w których były małżonek może się domagać od nas alimentów. Oczywiste wątpliwości budzi ten określony w §1 przytoczonego przepisu.
Małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia i który znajduje się w niedostatku, może żądać od drugiego małżonka rozwiedzionego dostarczania środków utrzymania w zakresie odpowiadającym usprawiedliwionym potrzebom uprawnionego oraz możliwościom zarobkowym i majątkowym zobowiązanego
Innymi słowy: sąd musi uznać, że jeden z małżonków jest dostatecznie biedne. W takim wypadku może orzec na jego wniosek, że drugi będzie musiał dokładać się do jego utrzymania. Teoretycznie istnieją dwa poważne ograniczenia takiego obowiązku. Wygasa on w chwili zawarcia przez beneficjenta nowego związku małżeńskiego. Czego ten, warto dodać, w żadnym wypadku nie musi robić. Nawet jeśli pozostaje już w niesformalizowanym związku.
Drugim ograniczeniem jest termin 5 lat, który jednak sąd może dodatkowo przedłużyć, jeśli zaistnieją ku temu jakieś wyjątkowe okoliczności.
Alimenty na byłego małżonka to niepotrzebna ingerencja państwa w stosunki rodzinne, które powinien zakończyć rozwód
Na pierwszy rzut oka sytuacja wskazana w §2 art. 60 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego nie budzi aż tylu kontrowersji. Wówczas alimenty na byłego małżonka płaci ten, którego sąd uznał za wyłącznie winnego rozpadowi małżeństwa.
Jeżeli jeden z małżonków został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia, a rozwód pociąga za sobą istotne pogorszenie sytuacji materialnej małżonka niewinnego, sąd na żądanie małżonka niewinnego może orzec, że małżonek wyłącznie winny obowiązany jest przyczyniać się w odpowiednim zakresie do zaspokajania usprawiedliwionych potrzeb małżonka niewinnego, chociażby ten nie znajdował się w niedostatku
W takim przypadku jedynym ograniczeniem czasowym świadczenia jest zawarcie przez beneficjenta nowego związku małżeńskiego. Różnicą względem §1 jest także to, że beneficjent nie musi wcale cierpieć niedostatku. Wystarczy, że rozwód oznacza dla niego „istotne pogorszenie sytuacji materialnej”. Innymi słowy: jeśli winowajca jest bogaty, a beneficjent nie osiąga aż takich dochodów.
Ktoś mógłby powiedzieć, że w tym wypadku alimenty na byłego małżonka są czymś słusznym. W końcu karzemy winowajcę za rozpad małżeństwa. Tylko czy przypadkiem nie powinniśmy tego zrobić na etapie podziału wspólnego majątku w sposób adekwatny do winy? Zgodnie z literą prawa nie będzie to karanie dwa razy za to samo przewinienie. Można jednak śmiało postawić taki zrzut co do istoty sprawy.
Co więcej, trudno się spodziewać, żeby zobowiązany był zachwycony dodatkowym ciężarem związanym z zakończonym już małżeństwem. Dla beneficjenta to zresztą świetny sposób by po prostu dokopać byłemu małżonkowi. Łatwo w tej sytuacji o różnego rodzaju negatywne emocje. Tym samym interwencja państwa dodatkowo eskaluje konflikty. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że w innych sytuacjach ustawodawca już się tak nie rozczula nad obywatelami, którzy na skutek różnego rodzaju sytuacji życiowych mogą popaść w niedostatek. Dlaczego więc były małżonek miałby być jakimś wyjątkiem?