Wysokie ceny gazu dla firm mogą prowadzić do opłakanych konsekwencji. Podwyżki o kilkaset procent są w stanie bez trudu zabić mniejsze przedsiębiorstwa. Szczególnie zagrożonych rodzajów działalności jest oczywiście wiele. Wśród nich są taki chociażby piekarnie czy cukiernie. Nie wspominając nawet o gastronomii, obolałej przez wcześniejsze pandemiczne obostrzenia.
Wysokie ceny gazu dla firm są szczególnie zabójcze dla piekarni i gastronomii
Słynny cytat „Niech jedzą ciastka” przypisywany jest niesłusznie Marii Antoninie. Nie wiadomo tak naprawdę, czy któraś francuska królowa bądź arystokratka rzeczywiście te słowa wypowiedziała. Chodziło jednak o reakcję oderwanej od rzeczywistości ludu bogaczki reagującej na wieści o tym, że brakuje chleba. Dlaczego rozwodzę się nad historią tego konkretnego cytatu? Bo współcześnie, w Polsce, mogą pojawić się problemy z chlebem. Z ciastkami skądinąd również. Wszystko przez wysokie ceny gazu dla firm.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że rachunki wyższe nawet o kilkaset procent stanowią poważne obciążenie dla każdej działalności gospodarczej. Są jednak branże szczególnie narażone na skutki takiego szoku cenowego. Warto przy tym podkreślić, że mowa o tych przedsiębiorstwach, które są dość kluczowe dla zaspokajania podstawowych potrzeb każdego człowieka. Innymi słowy: o tych, które produkują nam jedzenie. W tym także to, które spożywamy każdego dnia.
Portal dlahandlu.pl informuje o skali problemu dla piekarń. Z rozmowy z Andrzejem z Akademii Wypieków możemy dowiedzieć się dlaczego ceny gazu dla firm są tak istotne dla tego konkretnego rodzaju działalności gospodarczej.
Podwyżki gazu w piekarniach są różne, spotkać można wzrosty o 100%, o 200% i o 400% a nawet mogliśmy przeczytać o przypadku 800%. Aktualnie w większości zakładów piekarniczych gaz jest głównym źródłem energii i najczęściej jedynym zasilaniem, np. pieców w zakładzie. A to znaczy, że zaistniała sytuacja jest dużym problemem dla właścicieli piekarni
Pieców gazowych nie da się tak po prostu z dnia na dzień zastąpić piecem elektrycznym. Zresztą, nawet gdyby taka możliwość istniała, to i tak wiązałaby się ze znacznym kosztem. Co gorsza, rachunki za elektryczność również poszybowały od stycznia w górę. Drastyczne podwyżki, których teraz jesteśmy teraz świadkami, mogą przesądzić o „być” albo „nie być” wielu firm.
Sytuacji piekarni nie poprawiają długoterminowe umowy z dużymi sieciami handlowymi
Siłą rzeczy wysokie ceny gazu dla firm będą miały bezpośrednie przełożenie na funkcjonowanie piekarni. Piętka przewiduje, że zacznie się od ograniczania asortymentu wypieków. Jeżeli nasz ulubiony rodzaj pieczywa nie sprzedaje się dostatecznie dobrze, to będziemy musieli się z nim pożegnać. Następnym posunięciem ze strony właścicieli piekarni mogą być zwolnienia personelu i redukcje wynagrodzeń. Kolejny krok to ograniczenia w kwestiach logistycznych. Jeżeli to wszystko nie pomoże, to firmę czeka bankructwo.
Najgorzej wygląda sytuacja tych piekarń, które podpisały długoterminowe umowy z sieciami handlowymi. Takie umowy zakładają sprzedaż produktów po określonych cenach, które to ceny nijak nie przystają do obecnej rzeczywistości gospodarczej. Sieci handlowe z kolei nie chcą się zgodzić na podwyżkę cen. To w zasadzie nie powinno dziwić. Nawet nie tylko dlatego, że w interesie sklepów jest sprzedaż w atrakcyjnych dla konsumenta cenach.
Rządzący już wymyślili sobie, że sklepy będą musiały wystawiać przy kasach tabliczki informujące o obniżce VAT na produkty spożywcze. Sama podwyżka jest relatywnie niewielka, bo wynosząca 5 proc. Jednak jeśli ceny wzrosną w wyniku szeregu czynników, to z punktu widzenia klienta teraz za wszystko będą winne „pazerne” sklepy. A przynajmniej na takie podejście do tematu prawdopodobnie liczą politycy. W tej sytuacji ostatnie czego sieciom handlowym teraz potrzeba, to wyższych cen pieczywa, niż te przed aktualną tarczą antyinflacyjną.
Rządzący twierdzą, że nie są w stanie nic zrobić, bo na przeszkodzie stoją im unijne zasady
Jeżeli piekarnie poupadają, albo wycofają się ze współpracy z dyskontami, to chlebem naszym powszednim może być ten z dłuższym terminem przydatności. Na przykład uważany przez niektórych za niezdrowy tzw. chleb tostowy. Ewentualnie pumpernikiel. Jeżeli ktoś nie przepada za tego typu pieczywem, to zawsze może zjeść na mieście. To znaczy: mógłby, gdyby te same problemy nie dotykały także gastronomii.
Restauratorzy zdrowo oberwali w trakcie pandemicznych obostrzeń. Przez cały ten okres co rusz powracał temat nie do końca uczciwych relacji z platformami internetowymi do zamawiania jedzenia z dostawą. Jakby tego wszystkiego było mało, gastronomia również potrzebuje pieców, piekarników, lodówek. Wysokie ceny gazu i prądu dobijają także tą branżę.
Co na to rządzący? W ostatnich dniach niczym mantrę powtarzają śpiewkę, że cała sytuacja to wszystko wina Unii Europejskiej a oni nic z tym faktem nie mogą zrobić. Jako winowajcę wskazują przede wszystkim zasady wspólnego unijnego rynku.
Pomoc państwa wobec szczególnie narażonych przedsiębiorców mogłaby zostać uznana przez Brukselę za naruszenie zasady uczciwej konkurencji pomiędzy przedsiębiorcami. Dlatego piekarnie i gastronomia nie mogą liczyć na takie samo wsparcie, jak w przypadku spółdzielni mieszkaniowych, szpitali, przedszkoli i żłobków. Jedzmy więc ciastka – póki jeszcze możemy.