Chińskie samochody elektryczne są ostatnio tematem numer jeden w europejskiej branży motoryzacyjnej. Europejscy producenci boją się chińskich elektryków, ponieważ te są znacznie tańsze. W związku z tym Unia Europejska zdecydowała o nałożeniu dodatkowego cła na chińskie marki motoryzacyjne, które ma wyrównać szanse w cenowym wyścigu. Chińczycy jednak się nie poddają i skarżą UE do Światowej Organizacji Handlu.
Chińskie samochody elektryczne zalewają Europę
O sprawie chińskich samochodów elektrycznych zrobiło się głośno w marcu 2024 roku, kiedy to do niemieckiego portu przybył statek, który na swoim pokładzie przywiózł 3000 takich pojazdów. Nowiutkie elektryki prosto z Chin miały szturmem wziąć Europę, głównie ze względu na konkurencyjne ceny. Szacowało się, że mają być o 20% tańsze niż ich europejskie odpowiedniki.
Europejska branża motoryzacyjna wpadła w panikę. O ile Europejczycy nie są fanami chińskich produktów, wątpiąc w ich jakość, to cena w przypadku zakupu samochodu zawsze odgrywa kluczową rolę. Europejscy sprzedawcy nie są w stanie jednak konkurować z Chinami w tym zakresie. Z odsieczą przyszła więc Unia Europejska, w lipcu 2024 roku nakładając dodatkowe, tymczasowe cło na chińskie samochody elektryczne. Cło jest na tyle wysokie, że ma zrównać ceny chińskich i europejskich elektryków.
Chiny walczą o swoje samochody elektryczne
Taka decyzja UE nie spodobała się jednak Chińczykom. Jak podaje Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, w sierpniu 2024 roku Chiny złożyły oficjalną skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) przeciwko Unii Europejskiej. Jak nietrudno się domyślić, przedmiotem skargi jest tymczasowe cło, które zdaniem chińskich producentów samochodów, godzi w zasadę wolnego rynku.
Unia Europejska motywuje swoją decyzję nieuczciwą konkurencją ze strony ChRL, gdzie branża samochodów elektrycznych korzysta z rządowych dotacji. Europa boi się powtórki z rozrywki, kiedy to Chiny praktycznie wykluczyły z rynku europejskich producentów paneli fotowoltaicznych, stając się potęgą gospodarczą w tym zakresie. Trudno się nie zgodzić z UE, że jeżeli nie podejmie się żadnych działań, to wkrótce sytuacja się powtórzy, a europejscy producenci samochodów elektrycznych zostaną zepchnięci na margines.
Wojna gospodarcza pomiędzy Chinami i Unią Europejską?
Trudno stwierdzić, co ze skargą zrobi Światowa Organizacja Handlu. Odrzucając emocje, można stwierdzić, że obie strony tego konfliktu mają rację. Po pierwsze – Unia Europejska powinna dbać o to, aby lokalni przedsiębiorcy mieli możliwości rozwoju, a cło jest zgodnym z prawem rozwiązaniem, pozwalającym na ograniczenie uciekania pieniędzy z danego rynku. W dodatku Chińczycy faktycznie dotują branżę samochodów elektrycznych, a finansowanie stoi na tak wysokim poziomie, że europejscy producenci nie mają szans w tym starciu.
Nie można również dziwić się Chińczykom, że walczą o europejski rynek – to dla nich podstawa funkcjonowania i jeden z najważniejszych (o ile nie najważniejszy) kierunek eksportowy. Niezbyt dobry PR dotyczący jakości chińskich produktów sprawia jednak, że w przypadku wyrównania cen, przeciętny europejski konsument raczej nie kupi samochodu elektrycznego pochodzącego z ChRL.
Eskalacja tego konfliktu wydaje się więc być nieunikniona w obliczu tak bardzo sprzecznych interesów obu podmiotów gospodarczych. Zarówno Unia Europejska, jak i Chiny, będą walczyć o swoje. Całość może więc zakończyć się konfliktem handlowym, prowadzącym do nakładania wzajemnych ceł odwetowych. Kluczowa w tym wszystkim jednak będzie decyzja Światowej Organizacji Handlu. Jakakolwiek jednak ona będzie – strona „przegrana” z pewnością poszuka kolejnego sposobu na przewalczenie swojego zdania.