Czyżbyśmy obserwowali powolny koniec myśliwych?

Codzienne Dołącz do dyskusji
Czyżbyśmy obserwowali powolny koniec myśliwych?

Zmiany społeczne są widoczne w praktycznie każdym aspekcie życia. Jedna z nich dotyczy podejścia do myśliwych i polowań. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu łowiectwo było popularną i szanowaną rozrywką. Obecnie coraz więcej mówi się o tym, że delegalizacja polowań jest konieczna. Myśliwi tracą kolejne przywileje, czego dowodem są liczne skargi, trafiające do Rzecznika Praw Obywatelskich.

Myśliwi mają coraz trudniej

Obecnie myśliwi nie mają łatwo. Chodzi o społeczne podejście do polowań. W dobie, kiedy większość osób uważa, że „mięso bierze się ze sklepu” wrażliwość na los czworonogów jest znacznie większa. Nie stajemy przed koniecznością zabijania dla mięsa (bo ktoś to robi za nas) i jako społeczeństwo nie jesteśmy obyci ze śmiercią. W tym również ze śmiercią zwierząt.

Obecnie zwierzętom przypisuje się coraz więcej ludzkich cech. Jest to wynik dobrobytu – nie musimy martwić się o wiele rzeczy i życie (w ujęciu przeżycia, a nie zapewnienia sobie środków finansowych na podstawowe potrzeby) jest bardzo proste. Dlatego coraz większą atencją otaczamy zwierzęta. Ta społeczna wrażliwość sprawia, że w sarnie, czy dziku nie widzimy mięsa na obiad, a żywe i czujące stworzenie (którym zresztą jest).

Stąd też społeczna niechęć do myśliwych. Oczywiście delegalizacja polowań nie jest obecnie możliwa, jednak jeżeli przemiany społeczne dalej pójdą w tym kierunku, to za kilka dekad może tak się stać. Obecnie myśliwi nie są traktowani jak osoby, które oddają się swojej ulubionej rozrywce, a jak mordercy. Oczywiście nie mylmy pojęć. Część myśliwych to osoby realnie patrzące na świat, które polują dla pozyskania mięsa, a także dokonują odstrzałów regulujących ilość zwierząt. Poza tym zimą dostarczają zwierzynie leśnej pokarmu i starają się wspierać naturę.

Niestety, jest jeszcze druga strona medalu. To osoby lubujące się w poczuciu władzy, jakie daje zabijanie innych stworzeń. To osoby przechwalające się swoimi trofeami i odmawiające zwierzętom jakichkolwiek praw. A to już budzi społeczny opór.

Delegalizacja polowań za jakiś czas może stać się realna

Kiedyś polowali wszyscy. Prezydent Ignacy Mościcki namiętnie polował i jeździł w tym celu po całym kraju, zabierając z sobą innych wysoko postawionych polityków, czy dowódców wojskowych. Polował również inny prezydent, Bolesław Bierut, który także zabierał na wyjazdy łowieckie dygnitarzy. Polował Piłsudski, chociaż jego zdanie na temat polowań bardziej pasowałoby do dzisiejszych kanonów, mianowicie był zdania, że poluje dla mięsa i nie lubuje się w zabijaniu. Jak podkreślał, nigdy nie przyszłoby mu do głowy zabicie większej ilości zwierząt, niż jest w stanie zjeść on i jego bliscy. Politycy polowali więc zawsze. I dawniej nikomu to nie przeszkadzało. Obecnie się to zmieniło, gdy polował Komorowski, wiele osób negatywnie komentowało ten rodzaj aktywności. Społeczna presja była na tyle duża, że prezydent zdecydował się w kampanii użyć twierdzenia o „zamianie strzelby na aparat”.

Polowania były również modne na dworach, w czasach szlacheckich był to jeden ze sposobów na aktywne spędzanie czasu. Polowali dobrze urodzeni i bogaci, którzy nie musieli w tym czasie obrabiać pola i mogli oddać się rozrywkom. Wciąż z resztą myślistwo kojarzone jest z elitami. Elity, które chcą kontynuować te rodowe tradycje, muszą mieć się na baczności – wystarczy wspomnieć liczne kontrowersje wokół polowań rodziny królewskiej przy rezydencji Balmoral.

Jednak o ile same elity być może chcą polować, to powoli muszą zacząć się z tego wycofywać, ze względu na społeczne nastroje. Obecnie zabijanie zwierząt jest kojarzone z bestialstwem, a ludzie coraz częściej przeciwstawiają się tej formie rozrywki. I trudno się dziwić, słuchając wypowiedzi niektórych myśliwych, czy mając świadomość, że po lesie ktoś biega z bronią (oczywiście w dużym uproszczeniu tego skomplikowanego tematu).

Myśliwi na cenzurowanym

O ile dawniej wokół myśliwych nie było aż tylu kontrowersji, to obecnie ich działania są punktowane na każdym kroku. Na ich działania sypią się również liczne skargi. Przykładem może być, chociażby seria pism, które trafiły do Rzecznika Praw Obywatelskich. Te opisują problem tworzenia obwodów łowieckich, które mogą naruszać prawa właścicieli poszczególnych nieruchomości.

Obwody łowieckie tworzone są w drodze uchwały sejmiku wojewódzkiego na podstawie projektu przygotowanego przez marszałka województwa. I właściciele nieruchomości położonych na terenie tych obwodów muszą myśliwych tolerować. Zgodnie z prawem łowieckim, myśliwi nie muszą nawet zgłaszać organizacji polowań indywidualnych. Polowania zbiorowe są zgłaszane, jednak również zwykle nikt się im nie sprzeciwia.

Właściciel nieruchomości może złożyć przed starostą oświadczenie o zakazie polowania na jego terytorium. To jednak wiąże się z dodatkowymi utrudnieniami. Jak podkreślają właściciele gruntów, leżących na terenach łowieckich, takie rozwiązanie jest niezgodne z art. 64 ust. 2 Konstytucji RP, gdyż godzi w ochronę własności.

RPO interweniuje w sprawie myśliwych

Sprawą zajął się Rzecznik Prawo Obywatelskich, który przekazał głosy właścicieli nieruchomości do Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz zaapelował o zmianę przepisów prawa łowieckiego. Jak podkreśla RPO:

Jeśli uznamy, że działalność myśliwych jest potrzebna i niesie korzyści dla ochrony środowiska, to przepisy regulujące tę działalność powinny zapewniać właścicielom nieruchomości odpowiednią ochronę ich praw, a także zdrowia, bezpieczeństwa i prywatności.

Problem jest poważny, ponieważ nie dotyczy tylko kwestii światopoglądowych. Włącznie nieruchomości do obwodu łowieckiego powoduje m.in. obniżenie jej wartości. Sami właściciele gruntów mają bardzo ograniczone możliwości udziału w procedurze tworzenia tych obwodów, mówiąc kolokwialnie, nie mają więc wpływu na to, co dzieje się z ich terenem. I gdzie tu miejsce na ochronę własności?

Nad myśliwymi zbierają się ciemne chmury

Chociaż sama skarga do Rzecznika Praw Obywatelskich nie wydaje się niczym wielkim (do RPO trafia wiele spraw), to już sama interwencja w tej kwestii jest pewnym znakiem zmian. Obecnie myśliwi mierzą się raczej z czarnym PR-em. Polowania nie są już uznawane za rozrywkę możnych i sławnych, a za przejaw bestialstwa. I o ile zrozumiałe jest polowanie w celu ograniczenia populacji, czy też odstrzał zwierząt stwarzających zagrożenia dla ludzi, to na zabijanie dla przyjemności społecznego przyzwolenia już nie ma.

Prawdopodobnie obserwujemy początek końca łowiectwa w takiej formie, jaką znaliśmy przez lata. Elity będą musiały znaleźć inną rozrywkę, a myśliwi będą musieli znacznie ograniczyć swoje działania. W przeciwnym razie protestów będzie coraz więcej, a sami myśliwi mogą mierzyć się z problemem wykluczenia społecznego.