Premier Donald Tusk nakreślił w poniedziałek wielkie plany dla Polski. Tym razem nie czeka nas zostanie drugą Irlandią, ale rok przełomu. Szef rządu zapowiedział między innymi wielkie inwestycje na ponad 650 mld zł., projekty infrastrukturalne. Interesującym wątkiem okazała się modna w ostatnim czasie deregulacja gospodarki. Premier zaproponował nawet udział szefowi InPost Rafałowi Brzosce. Pytanie brzmi: co właściwie będziemy w Polsce deregulować?
W kolejne wielkie obietnice uwierzę dopiero wtedy, kiedy zapowiadane inwestycje zostaną faktycznie zrealizowane
Po raczej kiepskim roku, który upłynął pod znakiem niespełnionych obietnic wyborczych i koalicyjnych waśni, premier Donald Tusk zaproponował właśnie Polakom nowe otwarcie. Tym razem czeka Polskę rok przełomu, w którym do naszego kraju popłynie rzeka pieniędzy i nowych obietnic. Sam szef rządu idzie nawet o krok dalej, sugerując, że to jest ten moment, w którym zaczniemy na poważnie doganiać państwa zachodnie.
Rok 2025 będzie rokiem przełomu, na który czekaliśmy tak długo. Postanowiliśmy rozpocząć nowy etap. Jest możliwe w Polsce, żeby przegonić tych, którzy do niedawna patrzyli na nas z góry.
Brzmi nieźle, ale jak mielibyśmy tego dokonać? Nie bez powodu wspomniałem o rzece pieniędzy. Premier zapowiada, że w grę wchodzi co najmniej 650 miliardów złotych w samym tylko 2025 r.
Chcę podkreślić z całą mocą, że rok przełomu to prosta strategia: to są inwestycje, inwestycje, inwestycje — podkreślił premier. — W Polsce inwestycje w 2025 r. to będzie ponad 650 mld zł. Jesteśmy przekonani w rządzie, że to jest ostrożny szacunek. Mógłbym dzisiaj powiedzieć, że będzie bliżej 700 mld zł niż 650. I to jest kwota rekordowa, takiej jeszcze nie było w historii polskiej gospodarki.
Pieniądze mają zostać przeznaczone na szeroko rozumiane bezpieczeństwo, energetykę, logistykę i inteligentną gospodarkę. W grę wchodzą więc nie tylko zbrojenia oraz zbudowanie wreszcie elektrowni jądrowej. Donald Tusk zapowiedział, że „do 2030 r. powinniśmy potroić przeładunki w polskich portach”. Ruszyć mają zakrojone na szeroką skalę inwestycje w połączenia kolejowe. Do 2032 r. ma to być 180 mld zł. Inteligentną gospodarkę bardzo łatwo wyjaśnić: chodzi zapewne o sztuczną inteligencję, być może także półprzewodniki. Szczegółów na razie nie znamy.
Mam przyjemność poinformować, że jesteśmy mocno zaawansowani, jeśli chodzi o rozmowy z największymi gigantami technologicznymi: Google, Amazon, IBM, Microsoft. Szefowie Google’a i Microsoftu będą w najbliższych dniach moimi gośćmi w Polsce i będziemy dopinać ich plany inwestycyjne.
Kolejnym elementem planu jest deregulacja gospodarki, na którym warto się skupić. Z jednej strony jest to coś, czego potrzebują polscy przedsiębiorcy. Z drugiej jednak bardzo łatwo sukces przekuć w prawdziwą katastrofę.
Deregulacja gospodarki poprzez próby naśladowania Elona Muska i jego hunwejbinów to naprawdę fatalny pomysł
Deregulacja gospodarki, w przeciwieństwie do wielkich inwestycji infrastrukturalnych, w zasadzie nie wymaga nakładów pieniężnych liczonych w setki miliardów złotych. Wystarczy pozbyć się przepisów i rozwiązań organizacyjnych, które przynoszą przedsiębiorców więcej szkód niż pożytku. Ktoś złośliwy wypomniałby w tym momencie premierowi sejmową komisję „Przyjazne Państwo” do spraw związanych z ograniczaniem biurokracji. Funkcjonowała w trakcie pierwszego rządu Donalda Tuska, z Januszem Palikotem na czele. Pożytek był z niej tak naprawdę znikomy.
Powtórka z tamtego blamażu byłaby negatywnym scenariuszem, ale stosunkowo nieszkodliwym. Co mnie naprawdę niepokoi, to możliwą formę oraz zakres spodziewanej deregulacji. Jeszcze dwa miesiące temu napisałbym, że zaproszenie przez premiera do współpracy prezesa InPostu Rafała Brzoski to dobry sygnał.
Jest np. pan Rafał Brzoska. Czytałem ze dwa wywiady, w których mówił pan, że deregulacja nie jest niczym trudnym, tylko trzeba chcieć i że pan akurat wie, co trzeba zrobić. Ale jak konkrety, to konkrety, to niech się pan za to weźmie. Ja mogę tutaj złożyć bardzo serio zobowiązanie. Gdyby się pan chciał zobowiązać, razem z gronem tych, którzy będą chcieli pomóc, żeby przygotować najpierw rekomendacje do zmian, które nie wymagają ustaw, bierze pan?
Rafała Brzoskę cenię. Cóż więc się zmieniło? Taki właśnie model deregulacji prowadzonej przez osoby spoza administracji przyjął prezydent USA Donald Trump. Teraz kilku dwudziestoparoletnich hunwejbinów Elona Muska grasuje po amerykańskich odpowiednikach ministerstw. Masowo zwalniają pracowników według niejasnych kryteriów. Mają dostęp do danych wrażliwych. Wszystko to w oparciu o mocno wątpliwe podstawy prawne i bez większej kontroli. Inspiracje są aż nazbyt wyraźne.
Nie spodziewam się, żeby deregulacja gospodarki w Polsce miała wyglądać w taki sposób. Pozostaje kwestia zakresu zmian. Nie da się ukryć, że oczekiwania przedsiębiorców i reszty społeczeństwa czasem się rozmijają. Przykładem może być obniżona składka zdrowotna dla prowadzących firmy. Przedsiębiorcy mogą chcieć nie tylko ucywilizowania relacji z Fiskusem, ale także na przykład ograniczenia praw pracowniczych. Tych zdecydowanie nie powinniśmy deregulować.
Sam Donald Tusk paradoksalnie też nie chciałby, aby deregulacja gospodarki poszła za daleko. Całe pokolenie Polaków pamięta w końcu drugą dekadę tego stulecia i wszechobecne nieograniczone stosowanie umów cywilnoprawnych. Utrzymywanie socjalnego eldorado odziedziczonego po PiS mogłoby nie wystarczyć do utrzymania władzy, jeśli coś takiego się powtórzy.