Co łączy Wenecję, Barcelonę, Wyspy Kanaryjskie i Chorwację? Mają dość turystów

Społeczeństwo Zagranica Dołącz do dyskusji
Co łączy Wenecję, Barcelonę, Wyspy Kanaryjskie i Chorwację? Mają dość turystów

Miejscowości turystyczne w całej Europie od jakiegoś czasu wydają się mieć dość turystów. Czy to piłowanie gałęzi, na której się siedzi? Niekoniecznie. Z masowym ruchem turystycznym wiążą się niekorzystne zjawiska, które rodowitym mieszkańcom zamieniają życie w piekło. Nierzadko chodzi o dokładnie te same problemy.

Najem krótkoterminowy w połączeniu z masowym turystycznym biznesem stanowią główne źródło problemu

Wydawać by się mogło, że mieszkańcy najsłynniejszych miejscowości oraz regionów turystycznych powinni być zadowoleni ze zwiększonego ruchu. W końcu to więcej wynajętych pokoi albo mieszkań, więcej sprzedanych posiłków, zwiększone obroty w sklepach i restauracjach. To z kolei przekłada się na więcej miejsc pracy, a więc poprawę lokalnego dobrobytu. Tyle dość naciąganej teorii. W rzeczywistości coraz więcej znanych miejscowości turystycznych w całej Europie zaczyna mieć serdecznie dość turystów.

Najbardziej znanymi przykładami są chyba Wenecja oraz Barcelona. W obydwu funkcjonują specjalne podatki, które muszą płacić niespecjalnie perspektywiści turyści odwiedzający miasta. W Barcelonie jest to 7 euro od osób przypływających statkami wycieczkowymi. Tamtejszy burmistrz zapowiedział nawet podniesienie daniny. Wenecja przyjęła bardzo podobne rozwiązanie. Tam turyści muszą zapłacić 5 euro opłaty za wstęp do miasta. Władze Wenecji również rozważają jej zwiększenie.

Tymczasem na Wyspach Kanaryjskich odbywały się protesty przeciwko masowemu ruchowi turystycznemu. Mieszkańcy mieli do przekazania gościom z zagranicy bardzo jasny komunikat: wracajcie do domu. Teoretycznie kwietniowe protesty nie były skierowane przeciwko turystom jako takim, ale przeciw lokalnej administracji oraz biznesowi turystycznemu. Chorwaci również mają dość turystów, czy raczej niektórych skutków masowej turystyki. Pojawiła się nawet petycja domagająca się wyeliminowania… apartamentów pod wynajem krótkoterminowy w mieszkaniach wielorodzinnych.

Można się pokusić o wskazanie elementu wspólnego. Jest nim masowa turystyka, z której lokalne społeczności nie czerpią większych zysków, za to ponoszą jej koszty. Dość dobrym symbolem jest tutaj najem krótkoterminowy.

To tylko kwestia czasu, zanim polskie miejscowości też zaczną mieć dość turystów

Teoretycznie platformy w rodzaju Airbnb miały pomagać osobom prywatnym w wynajmowaniu swoich własnych mieszkań turystom. Szybko jednak duże pieniądze zwietrzył wcale niemały biznes. Stąd wzięła się działalność pseudohotelarska uprawiana na dużą skalę w profesjonalny sposób. Takie mieszkania często wciąż mają sprawiać wrażenie wynajmowanych „od zwykłej osoby”, ale w rzeczywistości należą do sporych firm.

Gdzie zwiększony popyt na mieszkania, tam i spekulacja. Ta z kolei winduje ceny mieszkań w miejscowościach turystycznych daleko poza granicę zdrowego rozsądku. Przy okazji najem krótkoterminowy dewastuje tkankę miejską, bo przecież „apartamenty” poza sezonem turystycznym często stoją puste, a okolica zwyczajnie wymiera.

Jakby tego było mało, masowa turystyka czyści całe dzielnice z infrastruktury służącej mieszkańcom. Zamiast niej pojawiają się niezliczone ilości łudząco do siebie podobnych knajpek czy sklepów. Jeśli ktoś myśli, że mieszkańcy przynajmniej będą mieli gdzie pracować, to może się srogo przeliczyć. Przykład Wysp Kanaryjskich podpowiada, że wielki biznes turystyczny jest w stanie po prostu pościągać sobie tańszych pracowników sezonowych z innych części Hiszpanii, albo wręcz z innych państw. Można się spodziewać, że łudząco podobna praktyka ma miejsce także w innych miejscowościach.

W rezultacie rodowici mieszkańcy nie mają perspektyw na zakup mieszkania, o pracę muszą konkurować z przyjezdnymi, a do tego w ich miastach nie da się normalnie mieszkać. W najlepszym wypadku przenoszą się z dala od turystycznego centrum, w najgorszym w ogóle zmieniają miejsce zamieszkania. Nie sposób przy tym nie wspomnieć o bardziej oczywistych skutkach masowej turystyki w postaci zwiększonego hałasu, szkód dla środowiska oraz zwiększonego obciążenia dla lokalnych usług komunalnych. Koszty tego wszystkiego ktoś musi ponieść. Przynajmniej w części ta wątpliwa przyjemność spada na lokalnych podatników.

Nie ma się co dziwić, że mieszkańcy coraz częściej mają dość turystów. Czy podobny scenariusz grozi także Polsce? Jak najbardziej. Już teraz słynne pijackie ekscesy niektórych zagranicznych turystów przestały być głównym problemem. Kraków i Sopot już teraz walczą z najmem krótkoterminowym. Domagają się czegoś, co ustawodawca powinien zrobić już jakieś 5 lat temu: wprowadzenia zmian w prawie, które ograniczyłyby to zjawisko.