Ekonomista Rafał Mundry zwrócił na Twitterze uwagę na alternatywne wyjaśnienie słów prezesa Orlenu dotyczących cen benzyny po powrocie do 23 proc. stawki VAT. „Brak istotnego wpływu” może oznaczać wiele rzeczy. Droższe paliwo w 2023 r. może okazać się faktem. Po prostu elity rządzące tego nie odczują.
Słowa Daniela Obajtka o powrocie do podstawowej stawki VAT można interpretować na różne sposoby
Wiemy już, że na niższe ceny paliw w przyszłym roku nie mamy co liczyć. Koniec tarczy antyinflacyjnej oznacza powrót do podstawowej stawki VAT na paliwa silnikowe. To z kolei teoretycznie powinno oznaczać wręcz podwyżkę cen na stacjach benzynowych. Dzieje się tak pomimo systematycznego spadku cen ropy naftowej na światowych giełdach. Mowa o skoku ze 120 dolarów za baryłkę w czerwcu do 80 dolarów teraz. W ostatnim miesiącu spadki nie były zbyt spektakularne.
Polska specyfika zmusza nas do zastanowienia się nad inną kwestią: czy przypadkiem w przyszłym roku nie czeka nas droższe paliwo? Takiej ewentualności nie wyklucza ekonomista Rafał Mundry. Do przemyśleń, którymi podzielił się na Twitterze, sprowokował go najwyraźniej prezes Orlenu Daniel Obajtek. Mowa oczywiście o zapowiedzi, że „powrót VAT-u nie powinien mieć istotnego wpływu na ceny paliw i kieszenie Polaków”.
https://twitter.com/RafalMundry/status/1604043616271286272
Mundry uważa, że matematyki nie da się oszukać i wzrost podatku oznacza automatyczny wzrost cen paliw o ok. złotówkę na litrze. Wskazuje więc na dwa scenariusze, w których słowa Daniela Obajtka mogą pozostawać prawdziwe. Pierwszy jest dość oczywisty: w przyszłym roku rzeczywiście czeka nas droższe paliwo. Prezes Orlenu albo nie wie, o czym mówi, albo po prostu złotówka różnicy nie jest istotna dla niego. Trzeba przyznać, że nie jest to niemożliwe. Nie jest w końcu tak trudno stracić kontakt z rzeczywistością, z którą na co dzień mierzy się statystyczny Kowalski.
Spadająca marża deklarowana przez Orlen świadczy o przygotowaniach do powrotu do 23 proc. VAT na paliwo
Drugi scenariusz jest zauważalnie ciekawszy. Orlen może przecież zawyżać ceny paliwa już teraz. Dzięki temu po powrocie do stawki 23 proc. VAT kierowcy nie odczują zmiany, ceny na stacjach benzynowych nie wzrosną. Ma to swoje konsekwencje: oznaczałoby to teoretycznie, że państwowa aspirująca megakorporacja w szczytowym okresie kryzysu inflacyjnego zarabiała w najlepsze na krzywdzie kierowców.
Brzmi znajomo? Ten drugi scenariusz nie tak dawno wytypowałem jako najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie słów prezesa Orlenu. Trzeba przy tym przyznać, że rzeczywistość rynkowa nie jest do końca czarno-biała. Producenci paliw nie mają nieograniczonych możliwości manipulowania ceną. Jej składowe to przede wszystkim koszt zakupu ropy naftowej oraz wszelkiej maści daniny na rzecz państwa: VAT, akcyza i wszelkiej maści opłaty. Nie sposób także nie wspomnieć, że rzeczywiście mamy stosunkowo tanie paliwo jak na europejskie warunki.
Wyraźna przecena na światowych rynkach połączona z dość oszczędnym spadkiem cen benzyny na stacjach rzeczywiście sugeruje ponadprzeciętną marżę. Sam PKN Orlen raportował jednak niedawno, że modelowa marża rafineryjna koncernu spadła w listopadzie do 19,9 dol. z 31,4 dol. miesiąc wcześniej. Jak podaje Interia, branżowi eksperci są zdania, że taki ruch świadczy o przygotowaniach właśnie do wzrostu stawki VAT.
Sytuacja wydaje się więc jasna. Producenci paliw biorą niejako na siebie skutki wzrostu stawki VAT na paliwo z 8 proc. do 23 proc. Wcześniej jednak mogli całkiem nieźle zarabiać na kierowcach, utrzymując stosunkowo wysokie marże. Jest jednak małe „ale”. Droższe paliwo na stacjach benzynowych wcale nie musi się pojawić od razu.
Sama wyższa stawka VAT to nie jedyny czynnik, który może sprawić droższe paliwo w przyszłym roku
Istnieje możliwość, że cena ropy naftowej znowu zauważalnie wzrośnie. Może się tak stać z powodu eskalacji konfliktu o Ukrainę, ale także w wyniku zwyczajowych manipulacji wydobyciem przez OPEC. Byłby to wygodny pretekst do podniesienia cen na stacjach benzynowych. Akurat na drożejącą ropę koncerny paliwowe w Polsce do tej pory reagowały praktycznie natychmiast.
Można by się także zastanawiać, czy przyszłoroczne wybory parlamentarne nie wpłyną na ceny paliw na stacjach benzynowych. Nie da się ukryć, że w sprawach politycznych PKN Orlen robi to, co rząd sobie zażyczy. A to zasponsoruje Roberta Kubicę, bo premier powiedział o kilka słów za dużo, a to kupi największego w kraju wydawcę prasy lokalnej. Równocześnie jest to podmiot koncern na polskim rynku paliw. Utrzymywanie niskich cen do wyborów leży w interesie politycznych mocodawców prezesa Orlenu.
Z drugiej strony, droższe paliwo zaraz po wygranych wyborach nie byłoby niczym nadzwyczajnym. Podobną sztuczkę z powodzeniem zastosował już na Węgrzech tamtejszy premier, Viktor Orban.