Już od ponad dekady drugi próg podatkowy rozpoczyna się od stałej i zawartej w ustawie kwoty 85 528 złotych brutto.
85 828 złotych brutto, czyli w przypadku umowy o pracę – mniej więcej 60 400 złotych netto, na rękę. To dokładnie 5033 złotych netto miesięcznie. To całkiem niezła pensja jak na polskie warunki, ale głównie wynika to z faktu, że „polskie warunki” wolą korumpować mniej rozgarniętych wyborców programami socjalnymi typu 500 plus, niż na przykład jakże koniecznie doinwestować pracowników (takich ludzi, co robią coś na ogół ważnego przez 8 godzin dziennie, żeby dostać pieniądze) państwa: policjantów, lekarzy, nauczycieli, pielęgniarki czy urzędników. Obiektywnie jednak – szału nie ma, szczególnie jeśli popatrzymy na to z perspektywy drogich, dużych miast. Te zaś cenią się w wartości nieruchomości, czynszach, komunikacji, rozrywce czy nawet cenowej przebitce na żywności.
Z punktu widzenia prawa podatkowego, zarabiając 5000 złotych jesteś bogaczem
Rok 2009 to dobre zmiany dla prawa podatkowego. Zlikwidowano trzeci próg podatkowy*, jednak nadal wprowadzono rozróżnienie wynagrodzeń i dwie stawki podatkowe. Do momentu uzyskania 85 528 złotych brutto (w zależności od typu umowy 60-70 tys. netto) rocznie, płacimy podatek według skali 18 proc. (od niedawna – 17 proc.), zaś od momentu przekroczenia tej kwoty – według skali 32 proc. Żeby było jasne – wyższą stawką podatkową objęte jest tylko to, co ponad to.
Czy progresja podatkowa jest sprawiedliwa? Nie sądzę. Wydaje mi się jednak, że w pewnym sensie jest słuszna, jako jeden ze środków zapobiegających nadmiernej akumulacji kapitału. Jednak w odróżnieniu od lewicy mam bardzo poważne wątpliwości co do tego, czy jej adresatem powinna być klasa średnia. A ktoś zarabiający 60 tys. w skali roku na rękę, był tylko klasą średnią tak w 2019, jak i w 2009 roku. To dalej kredyt na 35 lat. I to z reguły na 40m2 na Ursusie.
* trzeci próg podatkowy niejako powrócił do polskiego prawa jako danina solidarnościowa – wspominałem niedawno, że rząd okłamał nas wprowadzając ją „dla niepełnosprawnych”, a dziś kupuje nią głosy emerytów
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na inną kwestię
Próg podatkowy jest od ponad dekady stale osadzony na kwocie 85 828 złotych brutto. Z tym, że – jak podaje GUS – w 2009 roku przeciętne wynagrodzenie brutto w Polsce wynosiło 37 235 złote. Bazując na danych z trzeciego kwartału 2019 roku, przeciętne wynagrodzenie w Polsce wyniosłoby w ubiegłym roku 59 179 złotych brutto. To wzrost o ponad 60 proc.
Wynagrodzenie minimalne 2020 zostało ustalone na poziomie 2600 złotych. Oczywiście trochę się takiej komunikacji sprzeciwiałem, bo rzeczywista pensja minimalna 2020 jest inna. Pracownik dostanie 1870 złotych, a pracodawca zapłaci 3132 złote. Te 2600 złotych to z kolei kwota, która nie będzie występowała w przyrodzie nigdzie, poza komunikatami medialnymi.
Jakby tego było mało, pensja minimalna 2021 ma wynieść 3000 złotych, pensja minimalna 2023 może nawet 4000 złotych, a Tomek Laba ciekawie opisywał absurdy, w których rodzina 2+2 będzie zarabiać 7000 złotych na rękę i jednocześnie nadal będzie nie do ruszenia przez komornika. Prawne konsekwencje takiego podnoszenia pensji minimalnej są jednak relatywnie niegroźne. O wiele bardziej niepokojące wydają się te ekonomiczne, na przykład poprzez niekontrolowany wpływ na wzrost inflacji, a w konsekwencji – cen czy stóp procentowych (co z kolei może zaowocować np. niewypłacalnością posiadaczy kredytów hipotecznych).
Jeżeli zaś chodzi o kwestie podatkowe…
Wzrost pensji minimalnej powoduje – siłą rzeczy – wzrost przeciętnego wynagrodzenia. Nie tylko dlatego, że wyższe minimum wlicza się do średniej, ale również dlatego, że rynek musi jakoś zareagować na to, że mało warty pracownik, który tylko z powodu przymusu państwowego dostaje 4000 złotych brutto, nagle dostaje taką pensję jak pracownik dotychczas średniego szczebla, który miał już jakieś kwalifikacje i zalety. To przyniesie mu podwyżki.
Na przestrzeni ostatnich lat setki tysięcy osób zaczęły wpadać w drugi próg podatkowy – co należy więc niejako rozumieć w ten sposób, że podatki są „cały czas podnoszone”. Jednak tak rozpędzone rozdawnictwo pieniędzy (rękami polskich pracodawców) doprowadzi do tego, że niebawem próg 32% może stać się głównym, wręcz dominującym progiem podatkowym dla milionów polskich pracowników. Wystarczy dostawać 5000 złotych miesięcznie, by polski rząd zaczął pobierać od ciebie haracz w wysokości 32% zarobków, co w perspektywie kilku lat nie będzie wielkim wyzwaniem (radość proszę hamować myślą o bochenkach chleba za 15 zł).
Nie dziwcie się zatem, jeśli lada moment obudzicie się w rzeczywistości, w której na swoich umowach o pracę płacicie 32-procentowe podatki. Ja bowiem o planach podniesienia progu 85 828 złotych brutto do jakiejś realnej kwoty (np. o 60 proc. – w okolice 140 000 zł) nie słyszałem. Podobnie jak o podnoszeniu kwoty wolnej od podatku, ale to już patologia na zupełnie inną dyskusję.
Ps. Kwotę tę ustalono na takim poziomie w 2009 roku, więc nie należy rozpatrywać problemu przez pryzmat polityczny, choć oczywiście to politycy powinni rozwiązać tę kwestię.