Okazuje się, że w 2020 r. może zdrożeć nie tylko prąd. Los energii prawdopodobnie podzieli również gaz LPG do celów opałowych, paliwo lotnicze czy alkohol etylowy. Nie wiąże się to jednak z sytuacją na rynku, a z… obowiązkiem stosowania elektronicznych dokumentów dostawy w akcyzie.
Elektroniczne dokumenty dostawy w akcyzie. Brak odroczenia może oznaczać ogromne podwyżki
Rok 2020 pod wieloma względami nie zapowiada się zbyt optymistycznie. Podwyżki cen prądu są nieuniknione, co potwierdza minister Emilewicz. Zdrożeją również papierosy i alkohol – ze względu na podniesienie akcyzy. Teraz z kolei okazuje się, że być może podrożeje także gaz LPG do celów opałowych, paliwo lotnicze, żeglugowe czy alkohol etylowy wykorzystywany w farmaceutyce. To zaś oznacza szereg kolejnych podwyżek także dla przeciętnego Kowalskiego.
Dlaczego taki scenariusz jest prawdopodobny? Nie ma to nic wspólnego z sytuacją na rynku. Chodzi o elektroniczne dokumenty dostawy w akcyzie. Senacka komisja nie chce się zgodzić, by odroczenie obowiązku ich stosowania zostało wpisane do ustawy, która podwyższa akcyzę na alkohol i papierosy. Nie jest to w żadnym stopniu zła wola Senatu – po prostu pod względem prawnym nie jest możliwe to, by Senat zgłaszał poprawkę wykraczającą poza zakres ustawy przyjętej przez Sejm. A przecież w ustawie podwyższającej akcyzę nie ma nic o elektronicznych dokumentach dostawy.
Z jakiego jednak powodu obowiązek stosowania takich dokumentów ma przełożyć się na wyższe ceny niektórych towarów?
Wszystko przez art. 32 ustawy o podatku akcyzowym. Ustawodawca zwalnia różne towary z akcyzy (m.in. wymieniony wcześniej gaz LPG do celów opałowych, paliwo lotnicze czy żeglugowe itd.). Problem polega jednak na tym, że pod pewnym warunkiem. Zwolnienie obowiązuje, jeśli sprzedaż towaru jest udokumentowana papierowym albo elektronicznym dokumentem dostawy. Od 1 stycznia 2020 r. – tylko elektronicznym. A na to nie wszyscy są przygotowani, być może z samym Ministerstwem Finansów i fiskusem włącznie.
Rządzący już raz odraczali ten obowiązek. Teraz są sobie sami winni
To nie pierwszy raz, gdy rządzący postanowili, że obowiązek trzeba odroczyć. Miał on bowiem funkcjonować już w tym roku, jednak ostatecznie z tego zrezygnowano. Rządzący tłumaczyli wtedy, że robią to ze względu na przedsiębiorców, ale podobno niezupełnie gotowa na nowe przepisy była również skarbówka.
Istnieje jednak realna obawa, że drugi raz odroczenie obowiązku już się nie uda. Myśl, by jednak znowu przełożyć wprowadzenie obligatoryjnych elektronicznych dokumentów dostaw pojawiła się zbyt późno. Zapisano to w jednym z projektów ustawy, jednak poprzedni parlament nie zdążył go już uchwalić. Nowy natomiast zajął się podwyższaniem akcyzy na alkohol i papierosy.
Co dalej? Senat zdecydował się na własną inicjatywę ustawodawczą, która ma po prostu powielać treść wcześniejszej poprawki. To posunięcie jak najbardziej zgodne z prawem. Tyle, że teraz dla odmiany to Ministerstwo Finansów (które odpowiada za tę sprawę), milczy i nie chce się ustosunkować. Może się więc okazać, że nie starczy już czasu na wstrzymanie obowiązku i elektroniczne dokumenty dostawy w akcyzie będą musiały być stosowane. Co wtedy?
Przedsiębiorcy, którzy zdążyli się przygotować do stosowania takich dokumentów, po prostu będą przestrzegać nowych przepisów. Ci, którzy nie zdążyli, powinni natomiast płacić za towar z doliczoną akcyzą. Niestety, może się też zdarzyć, że zawiodą systemy Ministerstwa Finansów – i nawet przygotowani przedsiębiorcy również będą musieli płacić więcej.
Jak łatwo się domyślić, problem polega na tym, że jeśli więcej zapłacą przedsiębiorcy, więcej zapłacą także i konsumenci. Na razie nie wiadomo, jak rządzący wybrną z tej sytuacji, do której doszło na ich własne życzenie. Wystarczyło, by projekt został przygotowany wcześniej i przegłosowany przez poprzedni parlament lub by został przedstawiony na jednym z pierwszych posiedzeń.