Jaki będzie estoński CIT w 2023 roku? Niestety wciąż nie taki, jak chcieliby tego przedsiębiorcy. Idą co prawda pewne zmiany, ale można je śmiało określić jako kosmetyczne. Tymczasem temu rozwiązaniu potrzeba czegoś więcej. Czegoś, co zachęciłoby jeszcze większą liczbę przedsiębiorców do wejścia w tryb płacenia podatku dopiero po wypłacie dywidendy. I w międzyczasie inwestowania w siebie.
Estoński CIT w 2023 roku
Już w lutym pisaliśmy, przy okazji zamieszania z Polskim Ładem, o estońskim CIT jako o najlepszej formie opodatkowania dla firmy w 2022 roku. Zdania nie zmieniamy, bo to rozwiązanie innowacyjne i prorozwojowe. Problem w tym, że wciąż wąsko dostępne. Dziś z tej formy opodatkowania mogą korzystać spółki – z ograniczoną odpowiedzialnością oraz akcyjne. Gdy estoński CIT wchodził do Polski, obowiązywał dodatkowo limit przychodowy, wynoszący 100 milionów złotych, ale został on zniesiony. To zresztą zwielokrotniło liczbę podmiotów, które korzystają z tego rozwiązania – według danych firmy inFakt na początku było to zaledwie 300 podatników, a dziś jest ich około 5000.
Przypomnijmy – przejście na estoński CIT oznacza, że wypracowany przez nas zysk, jeśli jest przeznaczany na przykład na reinwestowanie, nie zostaje opodatkowany. Pieniądze mogą również zostać w spółce i być przeznaczone na przykład na dodatkowe wynagrodzenia dla pracowników. Moment płacenia CITu pojawia się w tym wypadku dopiero wtedy, kiedy wspólnicy otrzymują zysk w postaci dywidendy. Wtedy już nie ma zmiłuj – podatek trzeba zapłacić. Ale, przedsiębiorco, co zainwestowałeś, to twoje!
Co zmieni się w tym rozwiązaniu?
Niestety przyjęte przez rząd zmiany w estońskim CIT w 2023 roku są dość niewielkie. Chodzi głównie o zmiany terminów, w jakich podatnik musi zapłacić ryczałt przy zaliczkach na poczet dywidendy, ale też w jakich jest zobowiązany do powiadomienia skarbówki o decyzji o przejściu na nową formę opodatkowania. Zmiana dotyczy też instytucji korekty wstępnej – czyli braku obowiązku płacenia podatku od różnicy między wynikiem podatkowym a bilansowym. Ma ona teraz wygasać po upływie pełnego okresu czterech lat. I to by było na tyle.
Tymczasem firma InFakt zwraca uwagę, że w polskim systemie prawnym wciąż istnieją spore hamulce dla wielu przedsiębiorców, którzy mogliby z estońskiego CIT skorzystać. Przykład to obowiązek zatrudniania co najmniej trzech pracowników w spółce. A, jak wiemy, szczególnie nowo założone spółki nie mogą sobie pozwolić na szybkie zatrudnienie osób innych niż wspólnicy. Zniesienie tego limitu dałoby szerokiemu gronu przedsiębiorców okazję do tego, by wejść w estoński CIT i uelastycznić swój biznes. Inną kwestią, którą zdaniem inFaktu można byłoby zmienić, jest dopuszczenie podmiotów, w których udziałowcem jest inna spółka, a nie tylko same osoby fizyczne.
Estonia to kraj niewielki, na uboczu Europy, a jednak prężnie rozwijający się gospodarczo. Bo znalazł pomysł na siebie. I w dodatku dzieli się z innymi swoim know-how. Dlatego warto rozwijać sensowne rozwiązania. Szczególnie, że rządzącym Polską powinno w obecnych czasach mocno zależeć na tym, by przedsiębiorcy rozwijali się jeszcze szybciej.