Rzekoma fala masowych zwolnień przypomina raczej falowanie powierzchni kałuży, niż jakieś tsunami

Firma Gospodarka Praca Dołącz do dyskusji
Rzekoma fala masowych zwolnień przypomina raczej falowanie powierzchni kałuży, niż jakieś tsunami

Śledząc doniesienia medialne o kolejnych redukcjach personelu w poszczególnych zakładach pracy, można by dojść do wniosku, że przez Polskę przetacza się fala masowych zwolnień. Wywołuje on jednak pewien dysonans poznawczy. Równocześnie mamy w końcu rekordowo niskie bezrobocie. Jak jest naprawdę? W skali całego kraju nie mamy do czynienia z żadnym dramatycznym wzrostem odsetku pracowników przeznaczonych do zwolnienia.

Fala masowych zwolnień? Statystyki ogólnopolskie tego nie potwierdzają

Wydawać by się mogło, że przez Polskę przechodzi fala masowych zwolnień. Co chwila możemy usłyszeć o jakiejś firmie, która dokonuje poważnej redukcji personelu. Coraz bardziej obszerne listy publikują różnego rodzaju portale, wliczając w to na przykład Super Biznes czy PKB24.pl. Informacje o zwolnieniach w konkretnych przedsiębiorstwach są już właściwie na porządku dziennym. Czy w rzeczywistości polscy pracownicy mają się czego obawiać, bo zmierzamy w stronę powrotu do lat dwutysięcznych i kilkunastoprocentowego bezrobocia? Niespecjalnie.

Gdy przyjrzymy się problemowi na nieco większym poziomie niż konkretne przedsiębiorstwo, z łatwością dostrzeżemy, że coś tu nie gra. Bezrobocie w Polsce jest obecnie rekordowo niskie. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej pochwaliło się, że w czerwcu stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła zaledwie 4,9 proc. To dosłownie historyczny wynik. Po raz ostatni mogliśmy się pochwalić równie dobrym w sierpniu 1990 r., czyli praktycznie zaraz po rozpoczęciu transformacji ustrojowej.

Warto także zwrócić uwagę na inne wskaźniki. Na przykład pod koniec czerwca Marcin Klucznik, doradca z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego, publikował na swoim profilu w serwisie X dane dotyczące liczby zwolnień grupowych w poszczególnych latach. Zarówno liczba firm deklarujących takie działania, jak i liczba pracowników przeznaczonych do zwolnienia są rekordowo niskie.

Rzekoma fala masowych zwolnień dotyczyła w maju jedynie 175 firm. To ósmy najniższy wynik w ciągu ostatnich 21 lat. W przypadku pracowników jest podobnie. Do zwolnienia przeznaczono ich wówczas 16,2 tys. pracowników. Dla porównania: w 2020 było to ponad 400 firm i przeszło 32 tys. pracowników.

Rzeczywiście poszczególne firmy mogą mieć powody, by zwalniać

To nie koniec. Marcin Klucznik podzielił się także danymi o tym, jaki odsetek zatrudnionych może stracić pracę. W tym roku jest to stosunkowo niski poziom 0,17 proc. Ostatnie dwa lata to poziom 0,20 proc. w 2022 r. i 0,19 proc. w 2023. Prawdę mówiąc, w skali kraju nie dzieje się w tym momencie nic nadzwyczajnego. Mamy wręcz na razie całkiem niezły rok, jeśli chodzi o strukturę zatrudnienia.

Co jednak kryje się za alarmistycznymi doniesieniami? Z całą pewnością problemy konkretnych przedsiębiorstw. Dobrym przykładem może być tutaj najnowszy głośny przypadek w postaci PKP Cargo. Jakimś niewyobrażalnym cudem poprzedniej ekipie rządzącej udało się doprowadzić na skraj bankructwa jedną z bardziej rentownych niegdyś spółek kolejowych.

Nie da się także ukryć, że już trzeci rok z rzędu ceny gazu wykańczają polskie firmy. Mowa przede wszystkim o mniejszych przedsiębiorstwach, które wykorzystują ten surowiec w swojej działalności. Symbolem problemu są najczęściej cukiernie i piekarnie.

Kolejnym czynnikiem, który może zatopić przedsiębiorstwo, jest postępująca automatyzacja wielu branż. W grę wchodzi na przykład bardziej intensywne wykorzystanie sztucznej inteligencji do mniej wymagających czynności wykonywanych do tej pory przez żywego pracownika. Niektórzy pracownicy po prostu stają się niemalże z dnia na dzień zbędni. Ich pracodawcy zaś starają się ciąć koszty wszędzie tam, gdzie mogą. Jesteśmy w końcu zaraz po kryzysie inflacyjnym, który boleśnie dotknął całkiem sporo firm.

Pewną odmianą tego konkretnego zjawiska są zwolnienia w branży IT. Redukcje wiążą się tutaj z mniejszym zapotrzebowaniem na tych mniej wykwalifikowanych specjalistów, którzy w polskich warunkach byli nieco przepłaceni. Równocześnie skończył się też pandemiczny szał zatrudniania. Do tego całkiem sporo przedsiębiorców różnych branż stara się ściągać swoich pracowników do biura. Siłą rzeczy oznacza to zwolnienia tych, którzy nie mają fizycznej możliwości, a do tej pory mogli pracować dzięki dobrodziejstwom pracy zdalnej.

Kombinacja wymienionych czynników w połączeniu z zalewem informacji o zwolnieniach w poszczególnych firmach może rzeczywiście stwarzać wrażenie, że przez Polskę przetacza się fala masowych zwolnień. W rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca.