Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej planuje wprowadzenie istotnych zmian w programie 500 plus. Są one w zasadzie fundamentalne, bo zniknie m.in. możliwość otrzymania gotówki „do ręki”.
Fundamentalne zmiany w 500 plus
Polska Agencja Prasowa donosi o planowanych fundamentalnych zmianach w 500 plus. Zniknie możliwość składania wniosków w tradycyjnej formie, a pieniądze nie będą już wypłacane w gotówce. Co więcej, obsługa świadczeń wychowawczych ma zostać odebrana samorządom.
Obecnie obsługą programu 500 plus zajmują się samorządy gminne (wójt, burmistrz lub prezydent miasta), zaś w pewnym zakresie – wojewoda. Projekt zakłada, że programem zajmie się Zakład Ubezpieczeń Społecznych, ale za sprawy z okresu sprzed 1 stycznia 2022 dalej odpowiadać będą gminy.
Wypłaty, które przyznane zostaną przed 1 stycznia 2022 roku, tj. te, które wypłacane będą do 31 maja 2022 r, pozostaną jeszcze w gestii gmin. Od 1 stycznia 2022 roku ZUS zajmie się wypłatą świadczeń przyznawanych przez siebie, a także przyjmować będzie wnioski na kolejny okres (który rozpoczyna się z dniem 1 czerwca 2022 r.).
Po ostatnich zmianach w ustawie o Pomocy państwa w wychowywaniu dzieci osoba chcąca otrzymać świadczenie wychowawcze musi składać wniosek nie raz, a co roku. Obecnie sam wniosek można złożyć w różnych formach (także w formie papierowej), zaś wypłaty następują bądź za pośrednictwem poczty, bądź wypłaty gotówki do ręki, bądź też za pomocą przekazu bankowego.
Przymusowa cyfryzacja?
Projekt zmian w 500 plus zakłada, że jedynym kanałem składania wniosków będzie droga elektroniczna, zaś świadczenie wypłacane będzie jedynie w formie bezgotówkowej. Powróci także (od 2023 roku) możliwość automatycznego odnawiania prawa do świadczenia – tj. bez kolejności składania wniosków co roku. Celem zmian jest walka z COVID-19, ale i zmniejszenie kosztów programu. Szacuje się, że zastosowanie przymusowej cyfryzacji pozwoli na oszczędność rzędu ok. 3 miliardów złotych na przestrzeni 10 lat.
Sam program 500 plus obejmuje ponad 6 500 000 dzieci, a – jak wynika z danych publikowanych przez resort – kosztuje (od momentu uruchomienia) 134 miliardy złotych. Same koszty obsługi w latach 2016-2020 wyniosły ponad 1,5 miliardów złotych. Zmiany są rozsądne, a obniżanie kosztów programu – nazywanego, w mojej opinii krzywdząco, bezsensownym rozdawnictwem – jawi się jako całkiem rozsądne. Oczywiście, taka przymusowa cyfryzacja może oznaczać swego rodzaju cyfrowe wykluczenie niektórych osób.
Trzeba jednak pamiętać, że w pewnym momencie cyfryzacja stanie się obowiązkiem, zaś korzystanie z analogowych kanałów w pewnych zakresach całkowicie zniknie. Kiedyś ten pierwszy krok trzeba będzie podjąć, a fakt powszechnej dostępności urządzeń z dostępem do internetu (i samego internetu), wespół z epidemią koronawirusa, powodują, że jest to całkiem uzasadnionym posunięciem.
Szkoda jednak, że wraz z poszukiwaniem oszczędności, nie pojawiają się postulaty jakiejś waloryzacji świadczenia. Pięćset złotych nie jest przecież warte tyle samo, co jeszcze kilka lat temu.