Każdy z nas chyba widział w ostatnich tygodniach tego typu scenę. Premier bądź inny przedstawiciel rządu stoi na wiecu, agituje za Dudą i przeciw Trzaskowskiemu, a na koniec wyciąga kartonowy prostokąt. Wręcza go gospodarzowi gminy, w której odbywa się wiec, mówi że to czek i pokazuje napisaną na nim kwotę. Problem w tym, że Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych, z którego mają pochodzić te pieniądze, nie został jeszcze nawet… przyjęty przez Sejm.
Fundusz inwestycji lokalnych – co to jest?
Czym jest Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych? To pula 6 miliardów złotych, nazywana tarczą dla samorządów. Chodzi w nim o to, by za pomocą dotacji podreperować nadszarpane przez pandemię budżety gmin, miast i powiatów. Szczytna i konieczna inicjatywa, nie ulega wątpliwości. Szkoda że zaprzęgnięta do kampanii Andrzeja Dudy. I to w sposób wyjątkowo siermiężny.
Co istotne – przepisy o funduszu inwestycji lokalnych wciąż nie zostały uchwalone. Są one częścią ustawy wprowadzającej bon turystyczny. A ta, po poprawkach Senatu, nie została jeszcze nawet przyjęta przez Sejm, a co dopiero mówić o podpisaniu jej przez Prezydenta i wejściu jej w życie. Rząd jednak już rozdzielił pieniądze pomiędzy samorządy i udaje, że przekazując takiemu wójtowi czek, natychmiast trafiają na konto gminy. No nie, nie trafiają.
Fundusz inwestycji lokalnych – kampanijne kuriozum
Najlepiej kuriozalność historii wokół funduszu inwestycji lokalnych opisuje przykład podlaskiej gminy Supraśl. Jej wójt taki czek otrzymał bowiem… dwa razy. Po raz pierwszy czek wręczył mu minister Łukasz Schreiber. Opiewał on na ponad 3 miliony złotych. Tydzień później Supraśl odwiedził premier Mateusz Morawiecki. I on… również dał rozanielonemu wójtowi czek na taką samą kwotę. Mieszkańcom wyjaśniam: nie dostali oni ani 3 milionów złotych, ani 6 milionów złotych. Nie dostali ani grosza. Dostaną obiecane 3 miliony, ale dopiero po wejściu w życie odpowiedniej ustawy.
Na „tour de czek” premiera osobliwie zareagował tymczasem burmistrz Chodzieży. Postanowił on przyjść na wiec Morawieckiego z własnym kartonowym prostokątem. Nie był to jednak czek, a… rachunek wystawiony rządowi przez samorządowca. Opiewał on na ponad 4 miliony złotych. Chodziło tu o wydatki, jakie Chodzież musiała ponieść z powodu dodatkowych obowiązków nałożonych przez rząd. Burmistrzowi jednak nie udało się premierowi wręczyć rachunku.
Rachunek wystawiony #Rząd przez mieszkańców Chodzieży w czasie wizyty @MorawieckiM @adamSzlapka @mswitczak @KubaRutnicki @MJanyska @MarcinBosacki @szejnfeld @PawelArndt @JRotnicka @f_sterczewski @mswitczak @_UrbaniakJ @TomaszNowak3 pic.twitter.com/4gpLxAbYsf
— Jacek Gursz (@JGursz) July 7, 2020
Fundusz Inwestycji Lokalnych – te pieniądze to żadna łaska
Jak już wspomniałem, tarcza antykryzysowa dla samorządów to bardzo słuszne rozwiązanie. Ale to nie jest tak, że rząd swoją wspaniałomyślnością oddaje gminom, miastom i powiat część SWOICH pieniędzy. Nie, pieniądze jakimi dysponuje rząd to pieniądze mieszkańców samorządów poszkodowanych przez kryzys. Potrzebują oni przesunięcia rządowych środków na samorządy i tyle. Rząd ma obowiązek to zrobić i nie powinien z tego powodu robić z siebie zbawiciela polskich gmin.
Szczególnie haniebnie wygląda to w sytuacji kampanii wyborczej. Bo mieszkańcy takiego Supraśla najpierw wysłuchają płomiennej przemowy polityka, który namówi ich do głosowania na Andrzeja Dudę, obrazi jego kontrkandydata, a na koniec wmówi im że tak właściwie to pieniądze te pochodzą z Kancelarii Prezydenta. A, no i oczywiście te czekowe wiece premiera i jego ludzi nie będą rozliczone jako wydatki na kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. I tak to się kręci.
(zdjęcie pochodzi z Facebooka gminy Supraśl)