Fundusz wsparcia kultury to rozsądna w gruncie rzeczy inicjatywa, która wskutek nieprzemyślanej strategii stała się przyczynkiem do wyśmiewania pomysłu wsparcia artystów. A szkoda, bo wielu pomocy potrzebuje. Szkopuł w tym, że nie zawsze ci, którzy ją właśnie dostali.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało informację o tym, że ponad dwa tysiące podmiotów otrzyma pomoc z Funduszu Wsparcia Kultury. Łączny budżet programu pomocowego: 400 mln zł. Znamy już listę beneficjentów. I tu pojawia się kłopot…
Okazało się bowiem, że Bayer Full otrzyma z państwowej sakiewki – czyli od nas wszystkich – 550 tys. zł. Kamil Bednarek dostanie 500 tys. zł, zaś Grzegorz Hyży – 449 tys. zł. Znacznie mniej, ale nadal sporo, bo lekko ponad 72 tys. zł, otrzyma Małgorzata Foremniak.
Dla porównania, Teatr Wielki w Łodzi dostanie 500 tys. zł, Filharmonia Poznańska im. Tadeusza Szeligowskiego 543 tys. zł, a Opera Bałtycka w Gdańsku 709 tys. zł.
Fundusz Wsparcia Kultury faktycznie wspiera
Jak łatwo się domyślać, opublikowane wyniki wywołały lawinę komentarzy. W przytłaczającej większości nieprzychylnych. Do sprawy odniósł się już minister Piotr Gliński, który na Twitterze wskazał tak:
„Nasi przeciwnicy od początku pandemii bezwzględnie wykorzystują ją w grze politycznej. My tak nie postępujemy. Stworzyliśmy mechanizmy umożliwiające na równych prawach uzyskanie rekompensat z tytułu poniesionych strat podmiotom z wielu branż, w tym objętej restrykcjami kultury. O tym, kto dostał wsparcie, nie decydowały sympatie, rodzaj uprawianej sztuki, ale algorytm pokazujący kto stracił przychody w wyniku pandemii. To nie są pieniądze dla jednej osoby, ale dla całych zespołów ludzi, którzy z dnia na dzień stracili środki do życia”.
I, w gruncie rzeczy, pan minister ma rację. Szkopuł w tym, że tak jak nie zarzucam mu przyznawania publicznych pieniędzy według kryterium zasług dla władzy, tak uważam, że kryteria były po prostu nierozsądne. A o tym, że to żadne epokowe odkrycie i żadna polityczna nagonka, niech świadczy fakt, że już 12 września 2020 r., czyli na długo przed rozstrzygnięciem kwestii, Marzena Sosnowska na łamach Bezprawnika wskazywała, że „kryteria przyznawania wsparcia mogą budzić wątpliwości – pieniądze niekoniecznie otrzymają ci najbardziej ich potrzebujący” (czyt.: „Rząd da pieniądze artystom„)
Tylko czy Fundusz Wsparcia Kultury wspiera mądrze?
Podstawowy kłopot, jaki mam z przyjętymi kryteriami, które poskutkowały przyznaniem wskazanych kwot artystom, to fakt, że zdecydowano się na wariant rekompensowania utraconych zysków, a nie przyznania pieniędzy na przetrwanie. Nie mam żadnych wątpliwości, że państwo powinno dziś wesprzeć akustyków, mało rozpoznawalnych muzyków i wirtuozów, których działalność gromadzi niestety zaledwie garstkę osób w domach kultury. Powinni oni, w obliczu faktycznej niemożności wykonywania pracy, mieć pieniądze na zapłacenie rachunków, zakup żywności, kupienie dzieciom kurtek na zimę.
Nie widzę jednak jakiegokolwiek powodu, aby na koszt państwa rekompensować utracone korzyści sowicie opłacanym gwiazdom estrady. Ktoś być może uzna, że jestem populistą, ale naprawdę – nie dostrzegam żadnych racji przemawiających za tym, aby wspierać bogatych ludzi, którzy wskutek niezależnych od nich okoliczności stają się właśnie odrobinę mniej bogaci.
Znam argument, że przyznane wsparcie to pieniądze nie tylko dla samego artysty, lecz dla całej ekipy. Powszechnie jednak przecież wiemy, jak w branży artystycznej chętnie zatrudnia się całe ekipy na etatach i długotrwałych zleceniach. Nie oszukujmy się: pieniądze trafią głównie do tych osób, których nazwiska są wymienione na liście beneficjentów, ewentualnie do ich najbliższych i zarazem najlepiej opłacanych współpracowników.
Nie mam wątpliwości, że znajdą się porządni artyści, którzy otrzymanymi kwotami podzielą się z ludźmi, z którymi od dawna współpracują. Ale wiem też, że nie będzie brakowało gwiazd, które od kilku miesięcy nie utrzymują kontaktu ze swoimi współpracownikami i po prostu gdy znów pojawi się możliwość występowania, odezwą się do ludzi. A ludzie ci – czy będą się z tym dobrze czuli, czy nie – znów zaczną pracować dla tych, którzy o nich na czas epidemii zapomnieli. Bo zarabiać na życie trzeba.
Fundusz Wsparcia Kultury i milionerów
Kolejna kwestia to okoliczność, że wsparcie zostało przyznane przedsiębiorcom – tzn. Kamil Bednarek, Grzegorz Hyży czy Małgorzata Foremniak otrzymają pieniądze „na firmę”. Jeżeli uznajemy, że stwierdzenie, iż prowadzenie działalności gospodarczej wiąże się z określonym ryzykiem, to w jakiej innej sytuacji to ponoszenie ryzyka pasowałoby lepiej? Nikt przecież nie obiecywał rozchwytywanym na co dzień gwiazdom estrady, że stan ten będzie utrzymywał się stale. Co więcej, ci najlepiej sytuowani i najbardziej znani mają największe możliwości dorabiania w czasie pandemii. Ot, choćby pobierają tantiemy za wykonywanie ich utworów np. w radiu. Cała sytuacja przypomina mi trochę utyskiwanie przez Marylę Rodowicz i Krzysztofa Cugowskiego, że mają niskie emerytury. I, dla jasności, nie uważam, by artyści zrobili coś niedopuszczalnego, występując o państwowe wsparcie. Skoro nadarzyła się taka możliwość, to z niej skorzystali.
Chciałbym, ażeby wyraźnie wybrzmiało, iż moim zdaniem pomysł utworzenia Funduszu Wsparcia Kultury był trafny. W branży artystycznej jest obecnie bardzo krucho z pieniędzmi. Jednocześnie jednak – zapewne chcąc uniknąć posądzeń o stronnicze przyznawanie pieniędzy – urzędnicy wybrali najgorszy możliwy wariant wsparcia. Znaczny odsetek rozdysponowanej kwoty trafi nie do tych, którzy najbardziej wsparcia potrzebują, a cała niegłupia koncepcja została w dość głupi sposób skompromitowana.