Kiepski żart – tak można podsumować sobotnią wypowiedź ministra Gowina o pomyśle na wprowadzenie głosowania rodzinnego. Niestety coraz więcej wypowiedzi polityków partii rządzącej wskazuje na to, że oni naprawdę chcieliby takie rozwiazanie wprowadzić.
Tak, głosowanie rodzinne to wciąż tylko pomysł. Tak, sami politycy PiS zwracają uwagę, że jego wprowadzenie w życie będzie bardzo trudne to zrealizowania. W końcu w tym celu trzeba by było zmienić konstytucję. Z drugiej strony złośliwi mogą powiedzieć, że przecież nie takie rzeczy się robiło. Każde pytanie rodzi dziesiątki kolejnych wątpliwości, a próby odpowiedzi na nie przyprawiają o ból głowy. Niemniej jednak kilka wypowiedzi polityków partii rządzącej wskazuje na to, że prace, a przynajmniej nad wstępnymi założeniami już trwają.
Na pierwszy plan wysuwają się komentarza minister Elżbiety Rafalskiej i polityków tego resortu. Ona sama zauważyła, że to pomysł trudny do wprowadzenia i że będzie wymagał zmian w konstytucji. Zwróciła jednak uwagę, że sama dyskusja nad tym tematem pokazuje, że rodzina staje się coraz ważniejszą komórką naszego społeczeństwa. Wypowiedzi polityków przedstawia RMF FM.
Taka propozycja wymagałaby zmian w konstytucji. Uważam, że to jest jakiś głos w dyskusji, który pokazuje, że rodzina robi się coraz mocniejsza, bo głos może być głosem wielokrotnym. To jednak niczego nie przesądza.
Głosowanie rodzinne to bezapelacyjnie najgorszy pomysł ministra Gowina
Nieco więcej konkretów podał wiceminister pracy Bartosz Marczuk, który przedstawił pomysł na podział głosów w rodzinie.
Jeżeli jest samotna mama wychowująca dziecko, to ma jeden głos. Jeżeli jest dwoje rodziców wychowujących jedne dziecko, to mają po pół głosu za dziecko.
Rozwiązanie iście kuriozalne, bo ciężko wyobrazić sobie sposób wprowadzania takich połówkowych głosów na kartach do głosowania. Ciągle nie wiadomo, kto będzie mógł głosować w imieniu na przykład sierot czy niepełnoletnich, którzy sami już są rodzicami. Takich pytań są dziesiątki, a na razie nie poznaliśmy na nie odpowiedzi. Być może pomysłodawcy uważają, że nie istnieją żadne inne modele rodziny niż tradycyjny. Być może uważają, że niepełnoletni nie mogą zostać rodzicami, a domy dziecka i adopcje to sprawa tak marginalna, że nie warto się nad nią pochylać.
A może po prostu warto skupić się na prowadzeniu takiej polityki prorodzinnej, która będzie przysłowiową wędką, a nie rybą? Na przykład inwestowanie w przedszkola i żłobki, ucywilizowanie urlopów macierzyńskich czy różnego rodzaju ulgi podatkowe dla rodziców. No ale przecież takich wyborców trudniej jest kupić, więc po co się starać?