Początkowo brzmiało to jak straszak, bo zapowiedzi ciągnęły się miesiącami i wielu kibiców pewnie uznało, że to kolejne puste groźby. Tymczasem wiosną 2025 r. pierwsze 2282 osoby dostały do domu list z mandatem – i to nie symbolicznym, lecz sięgającym 154 euro. Do dziś ukarano już blisko 2500 osób, a kolejne 3000 czeka na identyfikację.
Czytaj też: Meczyki, czyli jak z piratów internetowych stać się liderami opinii i medialnym zwycięzcą Mundialu
Na tym jednak historia się nie kończy. Operatorzy praw sportowych – DAZN, Sky Italia i Serie A – uzyskali dostęp do danych ukaranych abonentów i zapowiadają pozwy cywilne. Tu kwoty będą już zupełnie inne, bo chodzi o tysiące euro odszkodowań za nielegalne oglądanie meczów. Prezes DAZN, Stefano Azzi, mówi wprost: „to nie jest sprytne, to nie jest darmowe, to nie jest bez konsekwencji”. I trudno się z nim nie zgodzić.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Warto przypomnieć, że piractwo IPTV to nie jest niewinny wybryk studentów z laptopem w akademiku
Za nielegalnymi serwisami stoją często grupy przestępcze, które zarabiają fortuny na sprzedaży pirackich abonamentów. To nie różni się niczym od handlu podróbkami czy obrotu kradzionym towarem – z tą różnicą, że skala zjawiska jest ogromna. Według badań IPSOS aż 25% dorosłych Włochów korzystało z pirackich streamów. To miliony osób, a więc realne straty dla ligi, klubów i sponsorów.
Do tej pory w świecie sportu panowało przekonanie, że walka z piratem to jak łapanie kropli deszczu gołymi rękami – złapiesz jednego, a tysiąc innych będzie dalej oglądać. Włochy pokazują, że można zmienić ten obraz. Również w Polsce odbywa się aktywna walka z piractwem ze strony Canal+ czy Polsatu, jednak polskie stacje telewizyjne niestety nie mają równie dobrych narzędzi prawnych.
Dzięki przejętym dokumentom przy likwidacji pirackiej platformy w Lecce, policja trafiła do tysięcy odbiorców
Teraz nie tylko zapłacą mandat państwu, ale też zostaną pociągnięci do odpowiedzialności cywilnej. To już realny cios – taki, który może sprawić, że kolejnym razem potencjalny pirat trzy razy się zastanowi, zanim kliknie „kup dostęp”.
Oczywiście, można dyskutować, czy to nie jest „podwójne karanie” za ten sam czyn. Ale prawda jest taka, że kara grzywny nie wyczerpuje odpowiedzialności wobec poszkodowanego – a przecież prawo autorskie to własność, za którą ktoś płaci miliardy. Serie A inwestuje w transmisje, sponsorzy wykładają gigantyczne pieniądze, a kluby żyją z przychodów z praw telewizyjnych. Kiedy ktoś ogląda mecz nielegalnie, to wprost podcina gałąź, na której siedzi cały futbol.
Co ciekawe, Guardia di Finanza – odpowiednik naszej skarbówki i policji gospodarczej w jednym – zauważyła, że grzywny przynoszą też efekt wychowawczy. Niektórzy piraci po otrzymaniu mandatu zaczęli... współpracować, przekazując nowe informacje o działających grupach przestępczych. To najlepszy dowód, że kampania włoskich władz zaczyna działać jak straszak – i to w pozytywnym sensie.
Włoski przykład pokazuje więc coś, co warto podkreślać także u nas: piractwo to nie „rewolucja cyfrowa” ani walka o wolny dostęp do kultury, tylko kradzież zasilająca kieszenie mafii. Romantyzm skończył się wraz z czasami Napstera. Dziś to zorganizowany biznes, który zabiera pracę ludziom i pieniądze całym sektorom gospodarki. A jeśli ktoś myśli, że zapłacenie 150 euro kończy sprawę, może się zdziwić, gdy prawowici właściciele praw zapukają po kilka tysięcy.