Jest takie miejsce na Ziemi, które bardziej przypomina piekło, niż cokolwiek innego. Życie w Korei Północnej jest horrorem, który stanowi codzienność jego mieszkańców i temat do gorących dyskusji w pozostałych częściach świata. Jak się okazuje, żołnierze-kobiety nie mają w niej wcale lepiej.
Wydawałoby się, że w przypadku Korei Północnej niewiele będzie już w stanie nas zaskoczyć. Okazuje się jednak, że w dalszym ciągu ta jedyna na świecie nekrokracja (czyli kraj rządzony przez martwego człowieka) pokazuje swoje coraz mroczniejsze oblicza. Tym razem dotyczy to kobiet, które służą w Koreańskiej Armii Ludowej. Jedna z nich postanowiła podzielić się ze światem opowieścią o tym, jak wygląda los kobiety żołnierza w tym kraju.
Dwa najukochańsze zdjęcia
Piętrowe łóżka, niewielkie szuflady na mundur i dwie fotografie na każdą z nich. Na pierwszej, rumiany i roześmiany Kim Ir Sen. Na drugiej, jego syn – Kim Dzong Il. Dziesięć lat temu Lee So Yeon spała na materacu wypełnionym ryżową łuską, brudna i głodna. Jak sama wspomina, kobiety myły się tam wodą z górskiego strumienia, podłączoną bezpośrednio do gumowego węża. Taka kąpiel była podwójnie nieprzyjemna. Kontakt z zimną wodą to jedno, ale żmije i żaby, które szły zaraz za nią – to drugie.
Widmo głodu
Najpierw zniknęły zwierzęta domowe. Później, stopniowo, zaczęli znikać ludzie – jeśli nie wykończył ich aparat opresji, to zrobiła to klęska głodu, która w latach 90. XX wieku dotknęła Koreę Północną. W reportażu Barbary Demick „Światu nie mamy czego zazdrościć” opisano tak dramatyczne próby zdobywania pożywienia, jak na przykład wybieranie ziarenek ryżu spomiędzy desek podłogi, czy… wyjadanie łusek po kukurydzy z odchodów. Demick zebrała wiele historii, w której jedna była straszniejsza od drugiej, ale wszystkie łączyła opowieść o potwornym głodzie, z którym musieli mierzyć się Koreańczycy. Szacuje się, że wskutek tej katastrofy zginęło nawet milion osób. Przeciętny północny Koreańczyk jest, wskutek niedożywienia, średnio o osiem centymetrów niższy od swojego południowego sąsiada.
Jedynym sposobem na to, by nie umrzeć z głodu było: albo narazić się państwu, albo… wstąpić do wojska. Propaganda głosiła, że żołnierze dostają słuszne i pełne posiłki. Jak zresztą mogło być inaczej, skoro cała pomoc humanitarna dla zagłodzonych mieszkańców trafiała w ich ręce?
Gwałty, Korea Północna, strach
Z podobnego założenia wyszła Lee So Yeon. Powodował nią patriotyzm… i chęć napełnienia brzucha. Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej okrutna. Racje żywnościowe były bardzo liche, natomiast treningi tak ciężkie, że u wielu kobiet zatrzymało się miesiączkowanie, czasem na lata. Wiele z nich cieszyło się z tego stanu rzeczy – warunki sanitarne były koszmarne, toteż krwawienie tylko dodatkowo utrudniało życie. Panie musiały korzystać z bawełnianych szmatek wielorazowego użytku, które trzeba było potem prać… rzecz jasna w nocy, poza zasięgiem wzroku mężczyzn.
Obecnie służba wojskowa jest obowiązkowa i dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn od osiemnastego roku życia. W ostatnim czasie ich sytuacja nieco się poprawiła, zwłaszcza w przypadku sanitariatów, ale biorąc pod uwagę stan koreańskiej służby zdrowia, nie będzie im łatwo. W książce Barbary Demick znajduje się relacja młodej lekarki, która opowiadała, jak wysyłano ich w góry, żeby zbierali zioła na leki. Sam proces leczenia też był często bezcelowy: jaki sens miało podawanie lekarstw osobom, które umierały z głodu, a szpitale nie mogły im zapewnić wyżywienia?
Wszyscy są równi pod koreańskim słońcem
W myśl ideologii Dżucze, a także w imię panującego w Korei Północnej prawa gwałt karany jest tam więzieniem. Jednak jeśli poza krajami arabskimi istnieje miejsce, które spełniałoby definicję przymiotnika „patriarchalny”, to właśnie to. Juliette Morillot, autorka „North Korea in 100 questions” zauważa, że żeńska część tamtejszego społeczeństwa opisywana jest jako ttukong unjeongsu, w wolnym tłumaczeniu „kierowcy pokrywki od garnka”. Słowem: miejsce Koreanki jest w kuchni. Rola kobiety w koreańskim wojsku była równa roli mężczyzny, może z taką różnicą, że – kosztem czasu treningów, na szczęście – panie musiały zajmować się również gotowaniem, praniem, a także występami muzycznymi. Ttukong unjeongsu.
Lee So Yeon nie została nigdy zgwałcona, ale opowiadała, jak jej koleżanki borykały się z przemocą seksualną. W idealnym państwie Kimów jest to rzecz absolutnie niedopuszczalna, nawet cywilne relacje kobiety z mężczyzną były ściśle regulowane przez społeczeństwo. Mimo to, faktom nie dało się zaprzeczyć. Dowódca oddziału mógł, po godzinach, zabierać do siebie kobiety i wykorzystywać je wedle życzenia. Która z nich postawiłaby mu zarzuty? Zeznawać przeciwko niemu, ryzykując, że zostanie – w najlepszym razie – wyśmiana?
Kobieta uciekła ze swojego północnokoreańskiego „raju” do Chin, jednak za pierwszym razem została złapana na granicy i wysłana do obozu pracy. Kolejne podejście okazało się szczęśliwsze. Dostała się do Kraju Środka i znalazła tam przemytnika, który przeszmuglował ją do Korei Południowej.
Dobrzy ludzie umierają pierwsi
Reportaż Barbary Demick skupiał się przede wszystkim na życiu zwykłych cywilów, którzy – nauczeni od dziecka kochać Umiłowanego Przywódcę – cierpieli i umierali wskutek głodu. Niewiele jednak wiemy o tym, co dzieje się w armii. Jeszcze nie tak dawno koreański żołnierz przekroczył granicę pomiędzy dwoma państwami, za co koledzy z oddziału posłali w niego kilka kul. W ciele mężczyzny znaleziono takie pasożyty, których wcześniej nie widziano w reszcie świata. Według eksperta z Seulu, Choi Min-ho, nie jest to przypadek. Pola Korei Północnej nawożone są ludzkimi odchodami. W „Światu nie mamy czego zazdrościć” pojawiają się relacje ludzi, którzy opowiadali o tym, jak musieli przekazywać swoje nieczystości na rzecz reżimu.
To właśnie u Demick pojawiają się znamienne słowa o dobrych ludziach, którzy umierają pierwsi. Ci uczciwi, honorowi, którzy nie zhańbili się kradzieżą, przemytem czy jeszcze gorszymi rzeczami, nie byli w stanie przetrwać. Ci, którzy przeżyli, zawsze mają coś na sumieniu, zawsze sięgnęli po środki desperackie, czyli niemoralne.
Kraj-zagadka
Do tej pory nie znamy prawdziwego potencjału militarnego Korei Północnej. Wiemy, że posiadają broń atomową, a także, zapewne i biologiczną. Mają ogromną (choć, jak już wiemy, mocno niedożywioną) armię, a także co rusz planują przyszłość, w której – wedle oficjalnych przekazów – zaatakują ich Stany Zjednoczone.
Jak będzie? Zobaczymy. Jak na razie, drodzy Koreańczycy, rzeczywiście. Światu nie macie czego zazdrościć.